Moim marzeniem jest:

Spotkać się z ukochanym kotem

Monika, 17 lat

Kategoria: spotkać

Oddział: Trójmiasto

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-02-04

Do Moniki, tak samo jak do każdego naszego marzyciela jechałyśmy pełne energii, radości i niewiadomej co do "zadania" jakie postawi przed nami kolejne dziecko... W Elblągu przywitało nas piękne słońce więc tym bardziej byłyśmy w dobrych nastrojach. Monika w ten weekend specjalnie została w domu do niedzieli aby się z nami spotkać. Jadąc na spotkanie wiedziałyśmy, że Monika bardzo lubi zwierzęta... i tak zaczęła się cała historia... Po przywitaniu się z Moniką, bratem Rafałem i tatą opowiedziałyśmy Monice dlaczego ją odwiedzamy, i co możemy dla niej zrobić... pierwszym wypowiedzianym marzeniem Moniki był laptop, ponieważ w szkole, w której się uczy dostęp do komputerów nie zawsze jest możliwy a Monika lubi informatykę i chciałaby to zainteresowanie rozwijać... w miarę upływu czasu i naszych opowiadań o spełnionych już marzeniach Monika zaczęła myśleć o swoim prawdziwym marzeniu, które nie jest tylko potrzebą posiadania a wypływa prosto z jej serca... przytulając swoje kotki potwierdziła, że uwielbia zwierzęta... i że tak naprawdę jej największym marzeniem jest spotkanie swojego ukochanego kotka Zdzicha, który w tej chwili mieszka w Niemczech.

Nasza marzycielka była bardzo wzruszona opowiadając nam całą historię, mówiła również, że zawsze obiecała sobie, że jak wygra jakąś nagrodę to pojedzie do Niemiec odkupić swojego przyjaciela... teraz już rozumie, że kotek jest wielkim przyjacielem obecnych właścicieli i nie będzie mogła go odzyskać, chciałaby go jednak raz jeszcze spotkać... zobaczyć, przywitać, przytulić.... robimy wszystko aby tak się stało...

spełnienie marzenia

2006-05-28

Jak zabrać się do realizacji marzenia, które trudno jest zrozumieć. Jak znaleźć kota, który nie zostawił swojego adresu zamieszkania i numeru telefonu? No właśnie, jak znaleźć tego jednego spośród kilku milionów albo kilkudziesięciu milionów kotów w świecie!!! Jak znaleźć ukochanego kota dziewczynki, kiedy nigdy nie miało się takiej przyjaźni? Jak? Postanowiłam postawić się w sytuacji osoby, która straciła coś, co tak naprawdę chciałaby zachować dla siebie na zawsze... w innym wypadku nic by z tego nie wyszło.

Po dość długiej praktyce w pomocy przy spełnianiu marzeń, również tych, z pozoru niemożliwych. Po zrealizowaniu marzenia o spotkaniu z Ronaldinho, myślałam, że pomimo wszystko znalezienie kota nie będzie dużym problemem. NIC BARDZIEJ MYLNEGO.

Początek zapowiadał się już bardzo optymistycznie. Tata Moniki miał adres mailowy do Państwa, którzy kupili bohatera całego zamieszania plus informację, że mieszkają w Niemczech. Z radością i pewnikiem szybkiego umówienia, napisałam maila z prośbą o spotkanie z kotem. I tu zostałam zaskoczona po raz pierwszy - zero odpowiedzi... czekam tydzień, drugi, trzeci - jest kontakt - dzwoni Pani w sprawie spotkania z kotem - zaznacza, że to jest już Bruno a nie Zdzichu i że...- to było mniej więcej tyle co wyniosłam z tej rozmowy. Złośliwość rzeczy martwych, w postaci rozładowanej baterii, nie pozwoliła mi na dokończenie rozmowy. Dobra wiadomość była jednak taka, że mail jednak nie zbłądził. Szybciutko piszę list z przeprosinami i prośbą o kontakt, czekam, znowu mija tydzień i drugi i nic - cisza, żadnego odzewu. Myślę sobie, że może właściciele kota wyjechali na wakacje. Czekam jeszcze kilka dni, a na mojej fundacyjnej poczcie nadal nic. Już widzę po raz kolejny, że jednak nie będzie łatwo. Chyba trzeba zacząć od ułożenia jakiejś sensownej strategii działań. Bez tego rozłożymy się...

Po raz kolejny na wysokości zadania stanął tata Moniki. Poinformował mnie, że kot przed wyjazdem musiał mieć wyrobione dokumenty i że jeżeli napiszę oficjalny list do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Elblągu, to dostanę adres właścicieli kota. Eureka!! MAM MAM MAM! Po raz kolejny nic bardziej mylnego - oficjalny list słabo zdziałał i musiał być połączony z falą dręczących telefonów, aby się udało. Miałam już adres zamieszkania, ale co z tego! - adres mailowy też miałam... I teraz się nie pomyliłam - poszukiwania numeru telefonu na podstawie adresu również się nie powiodło. Czas mijał, kontaktu zza granicy nie było więc doszło do zbiorowego ustalania, co dalej? Marzenie przecież musi zostać spełnione!!!

Skoro nie można odnaleźć Zdzicha i jego właścicieli za granicą, spróbowałam poszukać źródeł w kraju. Telefony ruszyły w ruch. Znalazłam trop, jest rodzina w Polsce! W połowie dnia, w którym byłam przyklejona do słuchawki telefonicznej od samego rana, odnalazłam poszukiwaną rodzinę. POJECHALIŚMY.

Na miejscu okazało się, że nawet gdybym musiała poruszyć raz jeszcze świat do góry nogami, jakbym musiała prowadzić po raz kolejny kilkugodzinne negocjacje co do spotkania i omawiania specjalnych warunków i stanąć na rzęsach, zrobiłabym to z ogromną radością w sercu. Marzenie Moniki wypływało z potrzeby serca, z tęsknoty, z oczekiwania radości i wzruszenia. A moment jego spełnienia na długo pozostanie w mojej pamięci i myślę, że w pamięci osób będących świadkiem spotkania Moniki z ukochanym kotem Zdzichem również.

I chyba na tym powinna zakończyć się moja opowieść, resztę dopowie Monika. Szkoda tych pięknych marzeń, które już się spełniły!

P.S. Po powrocie okazało się, że właściciele Zdicha mają rodzinę, prawie za rogiem od miejsca zamieszkania Moniki, że adres zamieszkania podany przez Inspektorat był błędnie przepisany, a ja po prostu mogłam wysłać list gończy do Niemiec i byłoby po sprawie.

Serdecznie dziękuję Państwu Purckim za zgodę na spotkanie z ich kotem i poświęcenie swojego czasu. Dziękuję również za to, że pozwolili mi poruszyć świat i postawić w pełnej gotowości wszystkich wolontariuszy Oddziału Trójmiasto i szerokie grono moich przyjaciół, aby zrealizować to marzenie. Serdeczne podziękowania należą się również naszemu, można już tak powiedzieć, Przyjacielowi Fundacji, Marcinowi Mańkuckiemu, za zapewnienie nam bezpiecznej podróży.