Moim marzeniem jest:

Wyjazd nad morze

Marta, 5 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-09-08

Pierwsze spotkanie odbyło się 8 wrzesnia w Centrum Zdrowia Dziecka. Miałysmy dla Marty cudowny lodołamacz - ciastolinę z zestawem:) Okazało się, że dziewczynka zawsze marzyła o ciastolinie, więc prezent jej się bardzo spodobał. Marta nie czuła się zbyt dobrze, więc porozmawiałysmy z nia trochę i obiecałysmy, że niedługo się pojawimy znowu. 

Słowa dotrzymałysmy i odwiedziłysmy ja ponownie w CZD. Marta czuła się już dużo lepiej. Przed spotkaniem z nami była nawet z mama na spacerze. Bawiłysmy się z Marta ciastolina na swietlicy, co przyciagało wiele innych dzieci.

Nasza Marzycielka była bardzo pochłonięta zabawa i sprawiało jej to wielka przyjemnosć. Zreszta nie tylko jej, ale także wolontariuszkom. Dziewczynka chętnie pozowała do zdjęć, była bardzo otwarta i kontaktowa. Miała jednak trudnosci z wypowiedzeniem swojego największego marzenia. Ponieważ marzy o wielu rzeczach, nie mogła się zdecydować na jedno konkretne marzenie, ale obiecała nam, że do naszego następnego spotkania się zastanowi i powie nam o czym tak naprawdę marzy. 

Z niecierpliwoscia czekamy na to spotkanie:)

 

inne

2007-03-21

   Mimo ze Martusie poznalam calkiem niedawno juz zdazylysmy sie zaprzyjaznic.
Kazde spotkanie jest pelne usmiechu, zabaw (np. w chowanego - Marta raz tak mi sie schowala na oddziale, ze przez dluzszy czas nie moglam jej znalezc! ).

   Dzieki kolejnym spotkaniom Marta co raz bardziej sie przed nami otwierala.
Opowiadala o tym co lubi robic, co jej sprawia przyjemnosc , az wreszcie pewnego dnia odpowiedziala na to jedno, najwazniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie - "Jakie jest Twoje najwieksze marzenie? ". Troche niesmialo, cichutko powiedziala, ze chcialaby pojechac nad morze... I dodala "tylko, zeby bylo tam duzo wody...!"
Martusia nad morzem byla tylko raz i bardzo chcialaby tam wrócic, chociaz na tydzien... W jej wyobrazni juz maluje sie obraz tego wyjazdu: koniecznie duzo slonca, dnie spedzone na plazy, a tam budowanie olbrzymich zamków z piasku i sprawdzenie czy ta woda aby na pewno jest slona, tak jak wszyscy mówia. Marzenie cudowne, wiec… bierzmy sie do roboty, po to aby raz kolejny udowodnic, ze marzenia naprawde sie spelniaja!

Jesli masz mozliwosc i chcesz pomóc w realizacji marzenia Marty napisz do wolontariuszy: Monika Kopczynska:
wiefiura@op.pl , lub Tomek Waskan: t.waskan@interia.pl.
 

inne

2007-06-25

"Moim marzeniem jest pojechać nad morze, koniecznie z ciocią Marzenką"
Dzień I
Poniedziałek, godzina 7:30 - początek podróży. Magicznej podróży marzeń. Na dworcu spotkaliśmy się wszyscy 20 minut wcześniej, z obawy o to żeby tylko się nie spóźnić. Ostatnie chwile w Warszawie spędziliśmy z wolontariuszem Tomkiem, który dzielnie pomagał nam wnosić ogromne bagaże do pociągu. Godzina 7:50 - pan Maszynista przywitał wszystkich podróżnych (czyli i nas J ). Przed nami 6,5godziny podróży. W trakcie drogi dzielnie walczyliśmy z nudą i zmęczeniem - śpiewaliśmy, graliśmy, a nawet nawzajem sprawdzaliśmy kto ma łaskotki J Na szczęście nasze krzyki i piski nie obudziły współpasażerki. A dziewczynki co chwile zadając pytanie: "daleko jeszcze?" przypominały pewną postać z bajki. Patrycja - siostra Martusi - dosłownie co 5 minut patrzyła na zegarek - chyba miało to przyspieszyć czas. J Po troszkę męczącej podróży, na dworcu spotkaliśmy się z synem właścicielki naszego domku i dzięki niemu szybko dotarliśmy na miejsce! Następnie trzeba było coś zjeść i czekała nas najważniejsza część dnia - idziemy nad morze! Szaleństwo wzięło górę przez co wszyscy w ubraniach byliśmy prawie cali mokrzy. Martusia nie mogła przestać się śmiać kiedy zimne fale moczyły jej nóżki. A jej mama i ciocia Marzenka sprawdzały, która jest silniejsza - efekt był taki, że we dwie były calutkie mokre. Oj śmiechu było co niemiara! Ale to nie koniec - Martusia koniecznie chciała przebrać się w kostium! I tak się stało - mimo że bardzo wiało, Marta z siostrą szalały na plaży chlapiąc na mnie i Marzenkę. Nasze ubrania znów były mokre, za to buźki dziewczynek roześmiane. Dzień cudowny ale i męczący. Gdyby ktoś mnie tego dnia spytał się czy marzenia się spełniają, odpowiedziałabym, że bez wątpienia TAK!

Dzień II
Obudziło nas stukanie malutkich kropli w parapet. Deszcz. Na szczęście nasza Marzycielka nie przejmowała się tym zbytnio - dla niej oprócz plaży i morza ważne było jeszcze coś: spędzić całą tą podróż z ciocią Marzenką - ukochaną pielęgniarką z oddziału onkologii gdzie dziewczynka się leczy. Ich przyjaźń zaczęła się 1,5 roku temu jak nasza Marzycielka pierwszy raz przyjechała do szpitala na chemię. Marzenka zdobyła serce Marty połaskotaniem w nóżki. Od tego momentu Marta nie chciała, żeby przychodził do niej ktoś inny. Każdy przyjazd do szpitala nie kojarzył się z bólem tylko ze spotkaniem z ciocią. Nawet jak musiała dłużej zostać to cieszyła się bo oznaczało to, że więcej razy spotka się ze swoją przyjaciółką. Jednak nigdy nie miały czasu tak tylko dla siebie. Ten wyjazd był umocnieniem tej przyjaźni - nasza Marzycielka spędzała każdą wolną chwilę z ukochaną ciocią. Razem spały, bawiły się, grały w karty (oczywiście na nowe zasady, które wymyśliła Martusia) - 24 godziny na dobę tylko razem, 24 godziny szczęścia. Po południu wybraliśmy się do "Fokarium", tak żeby zdążyć na karmienie fok - Marta zafascynowana próbowała dostrzec to co się dzieje, jednak było bardzo dużo ludzi i nie mogła dokładnie wszystkiego zobaczyć. W tym czasie razem z Marzeną szykowałyśmy jej niespodziankę. Dzięki dobremu sercu kierownictwa Marta miała dodatkową atrakcje. Przy wejściu do muzeum czekał na nas pan Mikołaj - oprowadził nas po muzeum, opowiedział jak kiedyś polowano na foki, następnie zabrał nas do małych foczek, do których nie są wpuszczani turyści - dla nas zrobił wyjątek J Marta była zachwycona! Mimo że foki były po karmieniu Pan Mikołaj zrobił nam ogromną niespodziankę - nasza Marzycielka, wraz z siostrą dostały gumowe rękawiczki i. ryby! Były bardzo zaskoczone, bo nawet przez myśl im nie przeszło, że będą mogły nakarmić foczki. To był dzień pełen wrażeń a ja nie mogłam się napatrzeć na śmiejące się oczy Marty. J

Dzień III
Niestety i tego dnia pogoda nam nie dopisała. Nie dość, że wiało to jeszcze słońce chyba nie miało w planach chociaż delikatnie porazić nas swoimi promieniami. Na szczęście jakoś próbowaliśmy zorganizować sobie czas, żeby tylko się nie nudzić, bo na "podróży marzeń" było to zabronione J Po południu Marta miała kolejną niespodziankę - jej siostra postanowiła wykorzystać kilka dni urlopu na Helu. Chyba też chciała poczuć magię marzeń J Dzięki temu wolny czas spędzaliśmy nie w 5 osób, a w 6 J Wesołą gromadką chodziliśmy po deptaku, śpiewaliśmy piosenkę o ślimaku i kupowałyśmy pamiątki. W ramach indywidualizacji marzenia Marta dostała śliczną drewnianą szkatułkę, w której może przechowywać swoją biżuterię, która po tym wyjeździe jest bardzo liczna. Jednak coś nam się w niej nie podobało. Nie było na niej akcentu nadmorskiego. Jednak znalazłyśmy rozwiązanie - dokupiłyśmy muszelki, dwa żółwie, klej i w pokoju wzięłyśmy się za dekorowanie szkatułki. Razem z Martą i ciocią Marzenką obkleiłyśmy szkatułkę muszelkami a na środku przykleiłyśmy dwa żółwie. Wspólna praca dosłownie złączyła mnie z Marzeną. I gdyby nie pomoc Marty nasze palce zostały by sklejone J Marta z prezentu była bardzo zadowolona - od razu włożyła swoje korale i zabrała się za kupowanie kolejnych J Nasza Marzycielka odkryła swoje nowe hobby J

Dzień IV
To był nasz ostatni cały dzień nad morze - Marta miała słabe wyniki, więc nie mogliśmy zostać do soboty. Postanowiłyśmy wykorzystać go w 100% i jak tylko przestało padać wyszłyśmy na miasto. Najpierw spacer wzdłuż morza, następnie wycieczka na latarnie morską. Pech chciał, że jak dojechaliśmy to latarnia była zamknięta i nie mogliśmy wejść na górę. Zaraz potem poszliśmy na pyszny obiad, zakup korali i troszkę odpocząć do pokoju. Wieczorkiem, kiedy morze się uspokoiło na Martę czekała jeszcze jedna niespodzianka: pierwszy raz płynęła statkiem! Ten niezapomniany rejs odbył się dzięki kapitanowi statku Captain Morgan - Panu Jackowi Chwirot. Kiedy wszyscy myśleli, że rejs się nie odbędzie bo było nas tylko 6 osób (statek wypływa jak ma min. 10 osób) poszłam porozmawiać z Panem Kapitanem. Kiedy tylko powiedziałam parę zdań o naszej Fundacji, Pan Kapitan powiedział tylko jedno zdanie: "Spełnię marzenie Marty!" Po raz kolejny to co wydawało się niemożliwe, dzięki ogromnemu sercu naszego Kapitana stało się rzeczywistością. Marta była bardzo szczęśliwa - krzyczała i piszczała kiedy woda ją co i raz opryskiwała J Wszyscy śmialiśmy się całą wycieczkę, w tle słysząc szanty. Aż żal było wracać do portu. Na koniec Marta zrobiła sobie oczywiście pamiątkowe zdjęcie z Panem Jackiem. Wieczorem po Marcie nie było widać w ogóle zmęczenie, non stop opowiadała jak to fajnie się płynęło statkiem, więc postanowiłyśmy, że pójdziemy jeszcze w jedno miejsce J W małym barze, gdzie akurat tego dnia grał zespół na żywo Marta wyszalała się po wszystkie czasy. Razem z Patrycją tańczyły i po każdym tańcu dostawały od wszystkich brawa J W pokoju Marta nie miała problemów z zaśnięciem - zrobiła to zaraz po kąpieli. Ciekawe co jej się tej nocy śniło.? Może podróż statkiem pośród fal.?

Dzień V i ostatni
To co dobre szybko się kończy. Ostatniego dnia jak na złość pogoda trochę się poprawiła, dlatego ostatnie chwile w Helu spędziłyśmy na plaży. Marta siedziała zamyślona i wpatrzona w morze. Kiedy tak obserwowałam ją zastanawiałam się nad czym tak uparcie myśli. Może wspominała chlapanie się wodą pierwszego dnia i to jak próbowałyśmy wrzucić do wody ciocię Marzenkę, karmienie fok, albo rejs statkiem? A może jeszcze coś innego? W tamtym momencie nic nie mówiłyśmy, chyba każda z nas: ja, mama Marty, siostra-Patrycja i Marzenka, myślałyśmy tylko o jednym: o magicznej podróży która niestety dobiegała końca, ale w naszych sercach na pewno pozostanie na zawsze.
 

"Dokąd biegną sny gdy mija nocą
Gdzie czekają, aż je znajdzie ktoś
czy w prawdę się zmieniają?
Usiądź obok mnie i razem znów
Sprawdźmy, że naprawdę CHCIEĆ TO MÓC"


W trakcie tej podróży odkryłam nie tylko magię marzeń ale też moc przyjaźni. To wszystko sprawiło, że ten wyjazd będzie niezapomniany. Warto marzyć, warto wierzyć w sny. J A jeśli ktoś jeszcze wątpi w marzenia nich jeszcze raz przeczyta historię 6-letniej dziewczynki, która marzyła o wyjeździe nad morze z ukochaną ciocią.
Marzenie Marty spełniło się dzięki pomocy wielu osób, dlatego serdecznie dziękujemy: Pani Teresie Jandeczko, właścicielce Willi "Claudia" - za gościnę i serdeczną atmosferę Kierownictwu Fokarium - za pozwolenie Marcie przeżycia czegoś naprawdę wyjątkowego i Panu Mikołajowi za oprowadzenie nas po największych zakamarkach tego miejsca J Panu Kapitanowi Jackowi Chwirot - za magiczną podróż pośród fal, którą będziemy wspominać bardzo długo.