Moim marzeniem jest:

Wyjazd do Disneylandu

Nikola, 3 lata

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Lublin

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Zbiórka publiczna

pierwsze spotkanie

2011-03-07

            Nikola to niesamowicie żywiołowa i radosna trzylatka. Śmieje się bez przerwy, zadaje wiele pytań i co najważniejsze swoim urokiem potrafi każdego do siebie przekonać. Jest też bardzo wygadana. Ale może zacznijmy od początku...

Lodołamacz- zabawka interaktywna. I tu odkryłam paradoks tych zabawek. Gdy przechadzamy się między półkami sklepów często w oczy rzucają się słodkie pluszaki które np. szczekają, podają łapę, mówią, śpiewają i wyprawiają inne cuda. Widzimy je jednak, gdy ich nie potrzebujemy. Potrzebne znikają. Nie ma ich nigdzie. Po dwóch dniach poszukiwań znalazłam wreszcie coś co mogło spodobać się naszej wspanialej trzylatce. Pszczółka która liczy, dużo mówi, dużo śpiewa i świeci noskiem.

            Nikola czekała na mnie już od rana. Na początku troszeczkę nieśmiało się ze mną przywitała, jednak lodołamacz jak sama nazwa na to wskazuje, przełamał pierwsze lody. Razem uwolniłyśmy pszczółkę z wielkiego pudla i zaczęła się zabawa. Nikola dała pszczółce na imię Maja. W trakcie zabawy zadałam Nikoli najważniejsze tego dnia pytanie. Dziewczynka wiedziała o czym marzy. Jej największym marzeniem WYJAZD DO DISNAYLANDU. Chciałaby na żywo zobaczyć bohaterów swoich ulubionych bajek, takich jak Myszka Miki, Kubuś Puchatek. Zapytana o marzenie awaryjne, Nikola bez zastanowienia odparła, że o niczym więcej nie marzy. Tak więc pobawiłyśmy się jeszcze chwilę, wypełniłam RPM i cóż zrobić, musiałam biec na zajęcia...

 

Jeśli możesz pomóc nam w spełnieniu marzenia Nikoli skontaktuj się z nami;

Ania 609740528    anna.kopec.fmm@gmail.com

lub skontaktuj się z koordynatorem oddziału

spełnienie marzenia

2013-10-01

"Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także te­go dokonać" powiedział kiedyś Walt Disney.
Choć cała przygoda zaczęła się już we wtorek, to dopiero w środę spełniło się marzenie dwóch naszych podopiecznych - Maćka i Nikoli. Bowiem po długiej i męczącej podróży (pociąg, kolejka, samolot, autobus, metro!), to właśnie tego dnia dotarliśmy do Parku Disneya. Ale gdy tylko zamknęła się za nami brama do "normalnego" świata, wszyscy jednogłośnie uznaliśmy, że cała ta droga była tego warta.
Naszą przygodę rozpoczęliśmy od wielkiego "WOOOW!" a później... było tylko lepiej! Atrakcjom, uśmiechom i zdjęciom nie było końca.
Początek był spokojny: przepłynęliśmy się statkiem, by móc popodziwiać magiczny świat bajek. Ale zaraz potem adrenalina skoczyła do granic możliwości. Były kolejki, jazda do góry nogami i świetliste tunele, w których aż mieniło się od gwiazd i różnorodnych kolorów.
Gdy zaczęło nam burczeć w brzuchach od nadmiaru atrakcji, udaliśmy się na disneylandzki obiad. A co dzieci lubią najbardziej? No oczywiście, że frytki, burgery i Coca-Colę! Nie mogło więc zabraknąć i tego w naszej bajecznej podróży.
Każdy z nas wiedział, że nie ma do stracenia ani chwili, więc po skończonym posiłku, czym prędzej przewertowaliśmy mapkę, by udać się w stronę atrakcji, których jeszcze nie mieliśmy okazji odwiedzić. Uśmiech towarzyszył nam przez cały czas, a radość z przezywanych doświadczeń widoczna była nie tylko u naszych Marzycieli, ale także ich rodziców!:)

Oczywiście nie mogło się obyć bez nocnego show, z którego znany jest paryski Disneyland. Pokaz trwał ponad 20 minut, a finał był naprawdę niesamowity! "Tańczyły" kolorowe fontanny, na zamku wyświetlone zostały postaci z bajek Disneya, a zaraz nad nim rozbłysły się sztuczne ognie, który oświetliły cały plac!
Po powrocie do hotelu, wszyscy byliśmy przeraźliwie zmęczeni.. PRAWIE wszyscy! Bo nasi Marzyciele i ich rodzeństwo juz po chwili pływali w hotelowym basenie. Na niektórych naprawdę nie ma mocnych ;)
Kolejny dzień minął nam równie szybko, towarzyszyły nam równie fantastyczne emocje i bajkowe atrakcje. Oprócz nich, znaleźliśmy także czas na zakupy, upominki i pamiątki z Disneylandu. A naprawę było w czym wybierać.. Godzina na zakupy? To zdecydowanie za mało. Dwie też... W trzech również nie każdy by się wyrobił. Ale po skończonych już zakupach udaliśmy się do hotelu -tym razem i ja dałam się wyciągnąć na wodne szaleństwa. Ten wieczór był pełen refleksji, i rozemocjonowanych rozmów dotyczących naszego wyjazdu.

W piątek, zaraz po obfitym śniadaniu, udaliśmy się do pokoju, by dopakować walizki. Ku naszemu zdziwieniu, okazały się one dwa razy większe, niż kiedy tu przyjechaliśmy! Odmeldowaliśmy się w recepcji i udaliśmy się w stronę lotniska. Nie obyło się oczywiście bez spaceru po centrum Paryża. Wszyscy z zachwytem oglądaliśmy Łuk Triumfalny, eleganckich Francuzów i miliony skuterów, którymi poruszają się mieszkańcy.

Po zajęciu miejsc na pokładzie samolotu, dotarło do nas, że nasza przygoda dobiega końca. Ale tam też zafundowano nam atrakcje - kilka razy wpadliśmy w turbulencje, co zdecydowanie podniosło adrenalinę (ale jednak nie aż tak jak rollercoaster!)
Tuż po 20:00 szczęśliwie wylądowaliśmy w Polsce, a po 1.00 wdychaliśmy rześkie, lubelskie powietrze. Podczas pobytu w Paryżu żartowaliśmy, że teraz już nic nie będzie takie samo.
Ale jak się okazało, to wcale nie były żarty. Teraz naprawdę nic nie jest takie samo. Jest dużo, dużo piękniejsze! Na własnej skórze przekonaliśmy się, że księżniczki istnieją. I to nie tylko w bajkach...