Moim marzeniem jest:

wyjazd z rodziną do Jastarni

Antek, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2012-05-30

Jeśli optymizmem i dobrą energią można się zarazić, to nie mogłyśmy wybrać lepszego sposobu na spędzenie środowego popołudnia. Antek, bo tak ma na imię nasz nowy Marzyciel, od wejścia zauroczył nas swoim urokiem osobistym. Swoim zniewalającym dziecięcym uśmiechem przekonał nas do siebie w mgnieniu oka. Miłośnik pociągów i gier komputerowych, tak najszybciej i najtrafniej można opisać naszego małego Antka. Ma w swoim posiadaniu wiele pojazdów szynowych m. in. tramwaje, pociągi osobowe i pospieszne. Przyniesiony przez nas lodołamacz w postaci kolejki, bez problemu pozwolił wkupić się w łaski naszego małego Kolegi. Złożenie wszystkich torów, zajęło nie tylko sporo czasu, ale co najważniejsze pozwoliło przełamać pierwsze lody. Po krótkiej rozmowie o zainteresowaniach, formach spędzania wolnego czasu, Antek krzyknął: " No to teraz pogramy na komputerze"!. Pomyślałyśmy, super, chyba nie jesteśmy takie straszne i Mały nas polubił. Ucieszyłyśmy się, że tak łatwo nam się rozmawia, i że Antek tak chętnie opowiada o swoim ulubionym zajęciu. Jego faworytami wśród gier są : zabawa z ZOMBIE i kierowanie pociągami. Po zakończeniu zdecydowanie wciągającej gry, trzeba było porozmawiać na bardzo ważny temat jakim są Marzenia. Tutaj Antek również nie miał wątpliwości, bez namysłu powiedział, że bardzo chciał by pojechać nas polskie morze do Jastarni z rodziną. Był już kiedyś tam i zakochał się w tym miejscu. Spotkanie powoli dobiegło końca, obiecałyśmy, że w najbliższym czasie odwiedzimy Antka, który pożegnał się z nami i powiedział, że chciałby abyśmy wpadły do niego jak najszybciej.

spełnienie marzenia

2012-09-08

Dzień Pierwszy
Antka, jego mamę i siostrę poznałam w dniu wyjazdu, kiedy weszli do pociągu. Cała trójka uśmiechnięta. Cały dzień spędziliśmy w podróży, więc było mnóstwo czasu na rozmowy i poznawanie się. W godzinę po wyruszeniu z Warszawy Antek się ośmielił, wyciągną karty i zaprosił mnie do gry. Graliśmy w „wojnę”, później w magiczne bierki, a potem znowu w „wojnę” i tak przez całą drogę. Wszyscy bawili się świetnie, a Antek okazał się godnym przeciwnikiem w grach wszelakich.
Na miejsce dotarliśmy bardzo późnym wieczorem, Antoś był już bardzo zmęczony, ale kiedy wyszliśmy do apartamentu nagle się ożywił. Cieszył się całym sobą. Od razu po zdjęciu butów poszedł zwiedzać kąty mieszkania i był nim zachwycony. A kiedy zobaczył taras jego radość była nie do opisania. Usiadł na leżaku i powiedział: „Ale super chata!” :)
Było już bardzo późno, a my byliśmy zmęczeni podróżą, więc udaliśmy się spać, by zebrać siły na następny dzień.

Dzień Drugi
Wstaliśmy dość późno. Zaraz po śniadaniu poszliśmy na spacer po Jastarni. Antek bardzo chciał iść do wesołego miasteczka, które pamiętał z zeszłorocznych wakacji w Jastarni. Niestety wesołe miasteczko z końcem sierpnia się zwinęło. Ale to nie zepsuło naszemu Marzycielowi humoru, ponieważ miał on w zanadrzu kolejny pomysł na ciekawe spędzenie czasu: salon gier. Poszliśmy więc do największego salonu gier w Jastarni, a tutaj czekał na nas Cymbergaj – ulubiona gra Antka. Zrobiliśmy sobie zawody w Cymbergaja. Śmiechu było co niemiara. Po kilku grach Antoś postanowił spróbować swoich sił w innej grze i wybrał automat, w którym trzeba było trafiać piłkami do kosza. Cudownie było patrzeć jak się cieszy i śmieje.
Wieczorem, po kolacji poszliśmy na spacer przywitać się z morzem. Antek z siostrą Julią biegali boso wzdłuż brzegu „łapiąc fale”, a ja z mamą także boso spacerowałyśmy mocząc stopy w morskiej wodzie. Nikomu nie chciało się wracać do domu, ale zaczęło robić się chłodno.
Ponieważ dla Antosia dzień bez gier jest dniem straconym, po powrocie do naszego wyjazdowego domu graliśmy w rummikuba. Oczywiście podczas gry nie zabrakło śmiechu.
Kiedy wybiła północ postanowiliśmy iść spać.
Dzień trzeci
Plan na trzeci dzień naszych wakacji w Jastarni był ambitny: wycieczka do Władysławowa do wesołego miasteczka. Do pociągu było dużo czasu, więc najpierw poszliśmy na plażę. Niestety było zbyt zimno by pluskać się w wodzie i wygrzewać w słońcu, ale mogliśmy zakopywać stopy w pisaku, robić piaskowe jedzonko i zbierać muszelki.
Po dotarciu do Władysławowa od razu udaliśmy się do wesołego miasteczka. Antoś na początku nie mógł się zdecydować na jaką atrakcję chciałby się wybrać, ale kiedy zobaczył autodromy twarz mu się rozjaśniła. Po szalonej jeździe samochodami i licznych, specjalnych zderzeniach zaczęliśmy szukać kolejnej atrakcji. Antoś zachwycił się kolejką górską o groźnej nazwie „Tajfun”. Mama powiedziała, że się boi i nie wsiądzie, ale też nie puści Antosia tylko z siostrą. W związku z tym poszliśmy we trójkę; Antoś, Julia i ja. Antek był „w siódmym niebie” i tak mu się spodobał zjazd kolejką, że chciał jeszcze raz. I jeszcze raz! I jeszcze autodromy! Widać było, że Antoś jest naprawdę szczęśliwy. By pięknie skończyć piękny dzień we Władysławowie poszliśmy jeszcze na przepyszne lody. W końcu to nieodłączna część pobytu nad morzem :)
A wieczorem, zgodnie z tradycją, graliśmy w gry: rummikub, bierki, karty.

Dzień czwarty
Przedostatniego dnia pobytu w Jastarni odwiedziliśmy salon gier. W końcu gry to zaraz za kolejkami druga pasja Antosia. Oczywiście nie mogło zabraknąć cymbergaja i kolejnych rozgrywek. Nasz śmiech słychać chyba było na drugim końcu miasteczka. Po serii gier obowiązkowe lody – dla Antosia dzień nad morzem bez lodów lub gofrów, to dzień stracony.
Pod wieczór wypożyczyliśmy rowery i zrobiliśmy sobie wycieczkę. Antoś miał przywilej jeżdżenia rikszą – czuł się jak królewicz :) Byliśmy na molo i jeździliśmy po lesie.
Przed snem cowieczorna partyjka gier wszelakich.

Dzień piąty
Obiecałam Antkowi, że na koniec wspólnych wakacji wybierzemy się jeszcze do Władysławowa do wesołego miasteczka. Jednak kiedy wstaliśmy za oknem lało i wiało, że strach było wystawiać nos na zewnątrz. Po naradzie stwierdziliśmy, że poczekamy do późniejszego pociągu i jeśli do tego czasu przestanie padać, to pojedziemy do Władysławowa. Deszcz stroił sobie z nas żarty i na zmianę padał i przestawał. Kiedy byliśmy już gotowi do wyjścia znowu zaczęło padać. Ale nie poddaliśmy się i w płaszczach przeciwdeszczowych wyruszyliśmy na podbój wesołego miasteczka. I na szczęście! Kiedy dojechaliśmy na miejsce deszcz ustąpił naszemu uporowi i chęci wesołomiasteczkowej zabawy. Zaczęliśmy od autodromów, później była fala i kolejka „Tajfun”. I znowu kolejka „Tajfun”. W sumie na kolejce jeździliśmy cztery razy z rzędu i pewnie Antoś mógłby jeszcze, ale pozostałym uczestnikom już żołądki odmawiały posłuszeństwa. W związku z tym poszliśmy jeszcze raz na autodromy – na decydujące starcie :) W wesołym miasteczku był także cymbergaj, którego oczywiście nie mogliśmy ominąć. Zrobiliśmy rozgrywki dwa na dwa. To dopiero była zabawa!
W drodze powrotnej odwiedziliśmy budkę z najpyszniejszymi lodami po czym wsiedliśmy do pociągu w kierunku Jastarni.
Wieczorem zrobiliśmy sobie ostatni spacer i na pożegnanie zjedliśmy podobno najlepsze gofry na świecie.

Dzień szósty
Pobudka była wyjątkowo wcześnie, bo o 7 rano. Dopakowaliśmy ostatnie rzeczy i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy.
Dojechaliśmy najpierw do Gdyni, w której mieliśmy dwie godziny przerwy do pociągu do Warszawy. W związku z tym zostawiliśmy bagaże w przechowalni i wyruszyliśmy na mały rekonesans Gdyni. Znaleźliśmy targ rybny i stragany z owocami i warzywami oraz... lodziarnię! Ostatnie nadmorskie lody bardzo kusiły, a myśmy się tej pokusie nie opierali :)
Kolejne godziny w pociągu upłynęły niesamowicie szybko. Rozwiązywałam z Antosiem łamigłówki, czytał mi na głos i opowiadał różne ciekawe historie. Kiedy zbliżaliśmy się do Warszawy zaczęliśmy rozmawiać o wyjeździe do Jastarni, który właśnie się kończył. Antoś był bardzo szczęśliwy i mówił, że to chyba jego najlepszy wyjazd do Jastarni. To naprawdę było jego marzenie. Wręczyłam Antosiowi Dyplom Spełnionego Marzenia i zaraz potem trzeba było się żegnać. Aż łezka w oku się nam zakręciła, że to już koniec.


Bardzo dziękujemy Państwu Paulinie i Michałowi Janiak za udostępnienie apartamentu w Jastarni, w którym mogliśmy mieszkać w czasie wyjazdu. To było naprawdę piękne i przytulne miejsce, które Antosiowi bardzo przypadło do gustu. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc w spełnieniu marzenia!