Moim marzeniem jest:

Wyjazd nad ciepłe morze

Kuba, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2010-11-09

Kubuś jest przecudownym 4-latkiem i wraz z koleżanką nie mogliśmy się doczekać, kiedy wreszcie będziemy mieli okazję poznać go i jego rodziców. Po ustaleniu szczegółów i konkretnej daty wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do Łowicza. Po drobnych problemach z trafieniem do celu wreszcie stanęliśmy w drzwiach naszego marzyciela. Puk.. puk.. drzwi się otworzyły i przywitał nas niesamowity uśmiech Kuby! Nie mogliśmy uwierzyć, ile energii drzemie w tym małym chłopcu, który przywitał nas lekko nieśmiało, lecz z dużym podnieceniem. Ponoć zawsze ucina sobie drzemkę popołudniową, ale po informacji od mamy, że przyjedziemy poznać jego marzenie, Kubę roznosiła energia.
Po formalnym przedstawieniu się chłopiec zaczął się do nas przytulać i wszystko na raz pokazywać, co było bardzo urocze! Oczywiście w ciągu kilku chwil staliśmy się wujkami i ciociami. Zwiedziliśmy Kuby pokój i przejrzeliśmy wszystkie jego zabawki. Nawet udało się nam wspólnie odegrać małą scenę akcji pożarniczej ze Strażakiem Samem. Kubuś dostał od nas ciężarówkę z klocków Lego, którą od razu zaczęliśmy składać. Wprawdzie zajęło to nam sporo czasu, ponieważ ja już dobre kilka lat tego nie robiłem, ale Kuba na szczęście wybawił mnie z opresji.
Teraz przyszedł czas na najważniejsze! Musieliśmy wreszcie zadać pytanie, na które każdy czekał. Widać, że Kubuś od razu wiedział, jakie ma największe marzenie! Niestety przez skomplikowaną chorobę bardzo dużo czasu spędzał z rodziną w szpitalu i nie było mowy o żadnych wakacjach. Natomiast w tym roku plany się troszkę zmieniły i udało się im wyskoczyć nad nasze polskie morze. Kuba nigdy nie widział morza, nie mówiąc o kąpieli w nim, więc chłopiec bez zastanowienia powiedział nam, że chce jeszcze raz zrobić „Ciepłe Plusku-Plusku". Z tego wynikało tylko jedno: Kuba marzył, żeby zamiast wyjazdu do szpitala móc znaleźć się nad morzem i ponownie przeżyć to co w wakacje.
Po złożeniu klocków i poczęstunku musieliśmy niestety wracać do Łodzi, ale mamy nadzieję, że szybko zobaczymy się z naszym nowym marzycielem i jego rodziną!
Tak więc do zobaczenia Kuba!

spełnienie marzenia

2013-09-21

Kuba długo czekał na spełnienie swojego marzenia o wakacjach nad ciepłym morzem. W końcu (po ponad trzech latach), udało się – chłopiec wraz z tatą i ze mną, wolontariuszką, spędził tydzień na Wyspie Słońca. Kubę i jego tatę poznałam tydzień przed planowanym wyjazdem, kiedy odwiedziłam naszego Marzyciela w jego rodzinnym domu. Już po kilku minutach spędzonych w towarzystwie tego urwisa wiedziałam, że znajdziemy z Kuba wspólny język. Umówiliśmy się na wspólne opalanie, kąpiele w morskiej wodzie, szaleństwa w hotelowych basenach – za tydzień mieliśmy przeżyć naszą wspólną przygodę na Rodos ;)

Dzień I

Pierwszy dzień podróży marzeń Kuby zaczęliśmy bardzo wcześnie. O 8 byliśmy już na lotnisku, po sprawnej odprawie z niecierpliwością oczekiwaliśmy na nasz lot. Oczywiście najbardziej niecierpliwił się Marzyciel, ale i na to znalazł się sposób. Okazało się, że 5kg bagażu podręcznego to całkiem sporo i w mojej torbie znalazło się miejsce na książeczkę z zadaniami i naklejkami oraz zestaw kredek ;) Przy wspólnym rozwiązywaniu kolejnych zadań czas szybko nam zleciał i już ogłoszono, że możemy zająć miejsca w samolocie. Dla nas wszystkich była to pierwsza podróż samolotem, wyobraźcie więc sobie, jakie emocje towarzyszyły nam podczas odrywania się od ziemi ;) Jednak piękne widoki podczas lotu pozwoliły nam zapomnieć o pierwotnych obawach i już po chwili cała nasza trójka cieszyła się na nadchodzący tydzień nad ciepłym morzem. Kiedy już odpoczęliśmy po podroży i rozpakowaliśmy nasze rzeczy w hotelu, nadszedł czas na pierwsze rozeznanie w terenie. Dosłownie kilka kroków od naszego hotelu znaleźliśmy uroczą grecką restaurację, w której Kubuś znalazł coś dla siebie – nuggetsy z opiekanymi ziemniaczkami, których zjedzenie dostarczyło mu sił do dalszych psot – dzień przecież wcale się jeszcze nie kończył ;) Zrobiliśmy szybki test wszystkich hotelowych atrakcji – automatów z grami (przy których codziennie spędzaliśmy dużo czasu), dwóch rewelacyjnych placów zabaw, na których Kuba mógł szaleć do woli, a których ja także zostałam fanką – żeby móc zaplanować, co będziemy robić następnego dnia. Zmęczenie podróżą dawało się jednak we znaki, dlatego pierwszą wizytę na plaży przełożyliśmy na następny dzień i pełni pomysłów na nowe zabawy postanowiliśmy położyć się wcześnie spać i zregenerować siły.

Dzień II

W niedzielę po pysznym śniadaniu (nawet Marzyciel – niejadek znalazł coś dla siebie) postanowiliśmy udać się na plażę – przecież właśnie zabawa w piasku i pluskanie w ciepłej morskiej wodzie było głównym celem naszego wyjazdu i największym marzeniem Kuby. Początkowo ostrożnie pozwoliliśmy, aby morskie fale zmoczyły nasze stopy, ale woda kusiła swoją temperaturą, dlatego po krótkim czasie od stóp do głów byliśmy mokrzy od pluskania, chlapania, pływania – jednym zdaniem wszystkiego, co Kubuś lubi najbardziej. Po przerwie na obiad wróciliśmy na plażę, tym razem z zestawem do zabawy w piasku – wiaderkiem, łopatką, sitkiem i foremkami w najróżniejszych kształtach, ale także wywrotką oraz Bobem Budowniczym i Martą (figurki z jednej z ulubionych bajek Kuby towarzyszyły nam przez cały pobyt nad morzem ;)). Budowaliśmy zamki, kopaliśmy, przelewaliśmy wodę i gdyby nie coraz bardziej doskwierający upał, pewnie zostalibyśmy na plaży do samej kolacji. Ale na szczęście w hotelu czekały na nas bardziej „zacienione” atrakcje, z których korzystaliśmy do wieczora. I oczywiście już planowaliśmy w co będziemy się bawić następnego dnia na plaży ;)

Dzień III

Plażowanie zaczęliśmy bardzo wcześnie, tak aby nie trafić na największy upał. W poniedziałek, oprócz Boba, Marty i wywrotki na plażę poszła z nami dmuchana żyrafka – koło Kubusia, w którym mógł wypływać nawet na baaardzo głęboką wodę ;) Chwila zabaw na brzegu, ale nie wytrzymaliśmy zbyt długo i zanurzyliśmy się w morskich falach. Kubuś był przeszczęśliwy, a dla mnie, wolontariuszki, było jasne, że chłopiec jest w swoim żywiole i że jego marzenie właśnie się spełnia.

Dzień IV

Po obowiązkowym przedpołudniowym plażowaniu postanowiliśmy udać się na wycieczkę do stolicy wyspy – do miasta Rodos. W planach mieliśmy dotarcie do Akwarium i obejrzenie ryb żyjących w morzach wokół Wyspy Słońca. Przespacerowaliśmy się wzdłuż Portu Mandraki – słowo to oznacza po grecku „zagrodę”. Skąd taka nazwa portu? Otóż znajdują się w nim rzeźby przedstawiające zwierzęta żyjące w zagrodzie. Zadaniem Kuby było odnalezienie tych figur, co oczywiście mu się udało. No i obowiązkowo zrobiliśmy sobie zdjęcia z kamiennymi zwierzakami ;) W końcu dotarliśmy do Muzeum Morza i znajdującego się w nim Akwarium. Kubusiowi bardzo podobał się sztuczny rekin naturalnych rozmiarów, przekonał się nawet własną rączką jak ostre kły mają te zwierzęta :) Jednak najwięcej śmiechu mieliśmy podczas oglądania płaszczek – Kubie skojarzyły się one z pływającymi naleśnikami, a że z jednej strony były białe, a z drugiej czarne, doszliśmy do wniosku, że są to przypalone naleśniki ;) Ogromne wrażenie zrobiły na nas także „brzydale” – tak Kuba nazwał mureny – do najpiękniejszych nie należały, ale ich rozmiary były imponujące. W drodze powrotnej na przystanek autobusowy, kupiliśmy sobie kilka pamiątek na lokalnym targu. Zmęczeni, ale pełni wrażeń wróciliśmy do hotelu, ale stolica tej pięknej wyspy bardzo nam się spodobała i postanowiliśmy, że jeszcze raz ją odwiedzimy. Po udanej wycieczce regenerowaliśmy siły na leżakach przy hotelowym basenie, opowiadając sobie, co najbardziej podobało nam się podczas wyprawy ;) Zapomniałabym – Wywrotka, Bob i Marta, nieodłączni towarzysze, także wybrali się z nami na tę wycieczkę ;) Jak im się podobało? Zobaczcie na zdjęciach ;)

Dzień V

Po wtorkowej wycieczce potrzebowaliśmy „leniwego” dnia. Plaża, obowiązkowa kąpiel w morzu (która tym razem nie ominęła Wywrotki, Boba i Marty), leżaki, pluskanie w basenie, a wieczorem zabawa w chowanego z poznaną tutaj rodziną ze Szczecina – czy czegoś więcej potrzeba do szczęścia? ;)

Dzień VI

Zgodnie z naszymi wtorkowymi ustaleniami, w czwartek ponownie wybraliśmy się do miasta Rodos. Obiecałam Kubusiowi, że popłyniemy w rejs prawdziwym statkiem, więc zaraz po przyjedzie do miasta skierowaliśmy się do znanego już nam Portu Mandraki. Tam mieliśmy wypatrzoną podczas poprzedniej wycieczki łódkę z dwoma pokładami – nad wodą i pod wodą. Nie bez powodu nazywała się Yellow Submarine ;) Po wejściu na pokład Kubuś przywitał się z kapitanem i jeszcze jednym panem, którego uznaliśmy za majtka. Jak się później okazało, jego rola na statku była zupełnie inna, ale o tym za chwilę ;) Gdy w końcu uruchomiony został silnik naszego statku, radość Marzyciela była ogromna! Podziwialiśmy piękne widoki, pogoda oczywiście dopisywała, a z głośników leciała (jak określił to Kuba) „fajna muzyczka”. W pewnym momencie zostaliśmy zaproszeni na podwodny pokład, zajęliśmy wygodnie miejsca przy oknach i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Kuba, jego tata i ja byliśmy oczarowani podwodnym światem – morskie dno, ogromne głazy a przede wszystkim otaczające nas ze wszystkich stron ryby we wszelkich kolorach i rozmiarach. Okazało się, że to nie koniec atrakcji. Za chwilę rozpoczął się pokaz nurkowania – wspomniany wcześniej „majtek” wskoczył do wody i uraczył nas wszystkich niezwykłym widowiskiem. Kubuś był bardzo podekscytowany tym co zobaczył. Z zapartym tchem obserwował cały pokaz, robił zdjęcia i głośno śmiał się, gdy jakaś podwodna figura nurka szczególnie mu się spodobała. W pewnym momencie wykrzyknął „To niesamowite” - widok tak roześmianego Kuby dał mi wiele satysfakcji i po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że magia marzeń jest przeogromna. Po pokazie Kubie (jako jedynemu ze wszystkich pasażerów – uczestników rejsu) udało się zrobić zdjęcie z panem, który jeszcze kilka minut temu tak zwinnie poruszał się pod wodą, udało się mu także usiąść za sterem na miejscu kapitana i pomóc w „zaparkowaniu” łódki. Gdy już dobiliśmy do brzegu, Kuba postanowił kupić sobie kilka pamiątek, które będę przypomniały mu o wymarzonych wakacjach, kiedy już będziemy w Polsce. Oprócz typowo greckich pamiątek, nie obyło się bez gadżetów, które można dostać wszędzie – Kubuś wybrał sobie piękny żółty helikopter, bez którego nie ruszał się już nigdzie do końca naszego wyjazdu ;) Wieczorem, podczas kolacji stwierdził, że „greckie mielone nie są takie złe” i dodał je do swojego codziennego zestawu obiadowego – frytek ;)

Dzień VII

Przy dobrej zabawie czas mija bardzo szybko. W końcu nadszedł ostatni dzień naszego pobytu u Grecji. Spędziliśmy go plażując, ciesząc się gorącym słońcem, pluskając się w morzu i budując zamki z piasku. Kubuś postanowił, ze popołudnie spędzimy przy hotelowym basenie, także wesoło chlapaliśmy się, mocząc przy okazji wszystko i wszystkich, którzy znajdowali się w pobliżu basenu. Przelewanie, nalewanie, wylewanie – jednym słowem - woda, Kubuś był w swoim żywiole ;) Jeszcze ostatnia wizyta na placu zabaw, ostatnia wspólna zabawa w chowanego i już musieliśmy wracać do pokoi, żeby powoli pakować się w drogę powrotną do Warszawy.

Dzień VIII

Wymarzone greckie wakacje Kubusia niestety dobiegły końca. Tydzień na Rodos minął nam bardzo szybko i w sobotę musieliśmy wrócić do Polski. Po śniadaniu szybkie dopakowanie walizek, ostatni spacer po terenie hotelu i nim się spostrzegliśmy, już siedzieliśmy w autobusie wiozącym nas na lotnisko. Warszawa przywitała nas wyjątkowo ładną pogodą, jednak nie taką, do jakiej przyzwyczailiśmy się przez ostatni tydzień. Ale nasz Marzyciel się tym nie przejmował. Po wspaniałych wakacjach nad ciepłym morzem pozostała mu piękna brązowa opalenizna, pamiątki, liczne zdjęcia ze wszystkich odwiedzonych przez nas miejsc, a przede wszystkim wspomnienia, które pozostaną z chłopcem na bardzo długi czas i pomogą mu pokonywać wyzwania, które stawia przed nim życie. Na lotnisku czekał na nas Sławek wraz z Panem Krzysztofem Maliszewskim, który zapewnił Kubie i jego tacie bezpieczny i komfortowy powrót do domu. Kubuś, choć zmęczony, opowiadał po drodze, jak bardzo podobały mu się wymarzone wakacje na Rodos. Nie sposób opisać wszystkiego, co wydarzyło się w tym niezwykłym tygodniu. Na tydzień zostałam ciocią tego szkraba, przeżyliśmy razem wiele niesamowitych wrażeń. Wiele emocji, śmiechu, wzruszeń – to wszystko dał mi wyjazd z Kubusiem i jego tatą.

Pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim osobom, dzięki którym tygodniowe wakacje na Rodos były niesamowitym przeżyciem dla Kubusia.

Gorące podziękowania dla:

- Firmy Franke za przekazanie środków na wyjazd

- Biura Podróży Itaka za atrakcyjną ofertę oraz zniżkę - wszystkich, którzy wpłacając na konto fundacji środki, przyczynili się do tego, że Kuba na długo zapamięta te wakacje

-Sławka Trojanowskiego za zorganizowanie transportu do domu dla naszego Marzyciela

- Pana eksperta WPPM KRP Warszawa IV Krzysztofa Maliszewskiego za odwiezienie Kubusia do domu

- Moniki Kozłowskiej za zorganizowanie wyjazdu oraz za to, że mogłam być świadkiem ogromnej radości Kubusia, że przez tydzień, każdego dnia, doświadczałam prawdziwej magii, widząc jak spełnia się marzenie tego uroczego urwisa

- Państwa Kozłowskich i firmy Konexim, Państwa Skrzekotowskich, Państwa Pietrzak, Artura Bobrowskiego, Mateusza Jurkiewicza, Eli Osińskiej, Wiktorii Malinowskiej, oraz wszystkich osób, które z ogromnym zaangażowaniem i sercem odpowiedziały na apel zbierania środków potrzebnych do zorganizowania wyjazdu.

I przede wszystkim dla Kubusia – za piękne marzenie oraz za to, że mogłam Ci towarzyszyć podczas jego spełniania. Pamiętaj – nigdy nie przestawaj marzyć!