Moim marzeniem jest:

obejrzenie meczu z udziałem FC Barcelony w Polsce

Kuba, 12 lat

Kategoria: spotkać

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2013-05-26

Adrenalina, falujące tłumy, ryk wspólnoty kibiców wypełniający cały stadion, uczucia zwycięstwa i gorycz porażki, a w tle oni - współcześni gladiatorzy, czyli najlepsi piłkarze świata. Nic dziwnego, że wzbudzają oni tak wiele emocji i mają wielu swoich fanów, którzy znają każdy ich krok, śledzą ich wygrane oraz dopingują w każdym możliwym miejscu świata. O ulubionej drużynie i najlepszych piłkarzach są oni w stanie dywagować godzinami. W naszym zainteresowaniu pojawił się taki właśnie kandydat na Marzyciela. To właśnie do jednego z takich fanów, w osobie 12- letniego Kuby, poprowadziła nas ostatniej niedzieli maja wygodna droga z Warszawy do Radomia. Pokój marzyciela już na dzień dobry wskazuje jego zainteresowania. Plakaty drużyn piłkarskich, w tym FC Barcelony, i oczywiście plakat z tym najważniejszym piłkarzem – a więc przed państwem w całej (oczywiście papierowej) okazałości on – Leo MESSI.

Ale zanim marzenie, a w zasadzie jego poznanie. Ponieważ wywiad działa już na dzień dobry, można było Kubie przekazać piłkę z emblematem klubu piłkarskiego. A potem poznanie się z Marzycielem. Kuba to młody, pełen życia chłopak, który oprócz kibicowania uwielbia grać (typowe dla jego wieku) w gry komputerowe. Dlatego też wyjątkowo wystąpił w roli nauczyciela, ucząc Donatę poruszania się w trójwymiarze komputerowego świata magii oraz zaprezentował nam swoje wysokie umiejętności w tym zakresie. Po tej lekcji przystąpiliśmy do realizacji sesji zdjęciowej, której tematem przewodnim był oczywiście tylko i wyłącznie bohater naszego MArzyciela - Leo Messi.

Poznanie marzenia. To najbardziej zbiurokratyzowana, ale też najbardziej niezbędna cześć naszego zadania. Oczywiście marzenie mogło być tylko jedno. Spotkanie z Leo Messim lub samo obejrzenie meczu z udziałem jego ulubionego klubu FC Barcelona. Niestety znaleźliśmy się w małej kropce i rozwiązanie na pewno nie kryło się pod hasłem „przygarnij kropka”. Stan zdrowia marzyciela nie pozwala, na chwilę obecną, na podróżowanie samolotem. Stanęliśmy przed zadaniem zdobycia niedostępnej góry, kiedy nagle pojawiło się rozwiązanie. Okazało się, iż Barcelona gra w lipcu w Polsce ( a przynajmniej są takie doniesienia medialne ). Jest więc cudowne rozwiązanie problemu. Kubo zespół realizacyjny Fundacji Mam Marzenie z zaszczytem będzie dążył do spełnienia tego marzenia.

spełnienie marzenia

2013-07-30

Ta relacja pokazuje, iż marzenia pomimo wielu przeciwności spełniają się. Ktoś bowiem kiedyś powiedział, iż piękne rzeczy rodzą się w przeciwnościach wykuwane cierpliwością otoczone przez przeciwności losu i zniechęcenie. Ta relacja powinna pokazać się już wcześniej, ale właśnie tu wtrącił się los, przypadek lub zwykła przeciwność losu, która sprawiła, iż cierpliwość Kuby i jego wiara w spełniające się marzenia została wystawiona na ciężką próbę. Ale po kolei. Nasz marzyciel to wielki fan FC Barcelona. Jego pokój, jak już widzieliśmy na pierwszych zdjęciach to plakaty z FC Barceloną, jej największą gwiazdą Leo Messim oraz koszulka fana tegoż zespołu. Jednym słowem marzyciel – fan pełną klasą. Kiedy w połowie lipca w pewien upalny piątek ( oj upały mocno dają się w tym roku odczuć ) ruszyliśmy w podróż do Gdańska wraz z ojcem marzyciela jeszcze nie wiedzieliśmy, że gdzieś kilka tysięcy kilometrów w południowo – zachodniej części Europy zapadnie decyzja, która na pewien czas zburzy wiarę Kuby w możliwość spełnienia marzeń. Na razie jednak nic nie zapowiadało niewłaściwego obrotu sprawy. Bilety kupione, miejsca zarezerwowane a więc czegóż tam jeszcze więcej chcieć oprócz oczywiście kapitalnego dopingu i atmosfery piłkarskiego święta? Droga daleka, ale nawet bez większych korków ( dziwne, bo to trasa do Gdańska ) szybko przemknęliśmy więc do celu. Wspaniały ośrodek żeglarski w jakim zakwaterowaliśmy się u ujścia Wisły Śmiałej ( mam nadzieję że nie pomyliłem ), piękna pogoda, szum wody – słowem czysty relaks. Niestety już wieczorem pojawia się informacja, która rozprzestrzeniała się niczym pożar w wyschniętym lesie – FC Barcelona odwołała przyjazd. Teraz można mieć było obawy o marzenie Kuby, który znał cel naszego wspólnego wyjazdu ( bajka o drobnej przejażdżce raczej nie wchodziła w grę ) i od samego początku bardzo emocjonalnie podchodził do niego. No cóż przyszła noc i trzeba było poczekać na dzień – poranek zawsze przecież może przynieść jakieś nowe spojrzenie. Ranek chociaż w nienajlepszych jeszcze nastrojach przyniósł nadzieję – jest szansa na ponowny termin przyjazdu FC Barcelony. Ale przecież nie będziemy czekać bezczynnie – jest przecież Gdańsk. Jeszcze zanim weszliśmy do samochodu, aby udać się na zwiedzanie miasta okazało się, iż stadion PGE Arena w Gdańsku w ramach jakiejś tam rekompensaty otwiera swoje podwoje. Tak więc szybka decyzja i jesteśmy już na stadionie. Nie słychać tu wprawdzie ryku kibiców, ani szumu flag czy też szalików ale za to mamy przysłowiową wisienkę. Można zwiedzić szatnie przygotowaną dla klubu FC Barcelona, zobaczyć gdzie mieli być masowani jej piłkarze i gdzie wreszcie trener mógł w spokoju opracowywać swoją taktykę. Kuba już w zdecydowanie innym nastroju chłonął niedostępne podczas normalnych widoki pomieszczeń stadionu. Mógł też razem z innymi wejść na płytę główną ( do banerów reklamowych – to tytułem doprecyzowania ) i usiąść w miejscu gdzie wieczorem miał siedzieć Leo Messi i jego koledzy. Wtedy już pojawiał się uśmiech na twarzy marzyciela. Można było chociaż przez chwilę poczuć potencjał jaki drzemie w tym stadionie. Potem oczywiście zwiedzanie Gdańska z nieśmiertelnym zdjęciem przy posągu Neptuna oraz obiad w małej włoskiej restauracyjce gdzie na skutek pomyłki kucharza marzyciel dostał danie co najmniej o klasę lepszą od zamawianego. Po powrocie okazało się, iż w Kubie drzemie duch gracza, albowiem wciągnął go bilard. Dwie godziny za bilardowym stołem a chłopak jeszcze dość nie miał. Ale niestety wszystko się kończy. Jeszcze wieczorny spacer po plaży ( połączony z obowiązkowym zbieraniem muszelek dla Kuby ) i trzeba było po raz ostatni położyć się spać w gościnnym Gdańsku. Rano czekał nas powrót do domu – niestety bez spełnienia marzenia. To jest najgorsze w tym wszystkim. Spełnienie było tuż obok na dotknięcie ręki ale wymknęło się z niej niczym mgła przeciekająca przez palce. Nie było to fajne uczucie. Tydzień pomiędzy pierwszym wyjazdem a drugim to działanie w tempie wręcz błyskawicznym. Okazało się, że jednak siła wiary w marzenia i ich potęgę jest zasadna.

Kiedy okazało się, iż FC Barcelona przyjeżdża ponownie ruszyła maszyna fundacyjnych przygotowań. Ponowna rezerwacja, organizacja przejazdu i w końcu ponownie przyszedł ten dzień kiedy znaleźliśmy się na drodze do Gdańska. Tym razem nawet nie dopuszczaliśmy możliwości, iż coś będzie nie tak. Nawet nie było takiej opcji. Sam przyjazd do Gdańska to oczywiście początek. Zanim bowiem mecz to jeszcze obiecany z poprzedniego razu rejs statkiem do ujścia Wisły. Statek to oczywiście „Czarna Perła” – stylizowany na piracką fregatę wycieczkowiec, który zawiózł nas pod Westerplatte i z powrotem. Oj, jaki Kuba był zadowolony. A przed meczem w hotelu rozgrzewka – oczywiście godzinka dla bilardu i doskonalenia umiejętności Kuby – a ma on w tym kierunku duże zdolności. No i wyjazd. Sam dojazd do stadionu nie nastręczył nam trudności – wcześniejsze rozpoznanie terenu zrobiło swoje. Trafiliśmy bez pudła. Po zajęciu strategicznych miejsc obserwacyjnych na stadionie pozostało nam już tylko oczekiwać na mecz. Najpierw jednak publiczność rozgrzewały zespoły taneczne, poinformowano nas również, iż będzie robione wspólne zdjęcie. I nagle pojawili się bohaterowie spotkania – na płytę wyszły drużyny FC Barcelony i Lechii Gdańsk. Krótka rozgrzewka – zapoznanie się z boiskiem i już zabrzmiał pierwszy gwizdek. Minęły pierwsze minuty i już niespodzianka – FC Barcelona przegrywa jedną bramka. Entuzjazm i szał dopingu przez cały mecz. Kuba cały czas przy barierce w koszulce FC Barcelony i flagą jego ulubionego klubu w ręku ( zapomniałem o tym napisać wcześniej ? – o jak mi przykro z tego powodu, ale to zobaczycie przecież sami na zdjęciach ). No i oczywiście masa pytań tematycznych ( niestety przyznać się muszę, iż jako nielicencjonowany przewodnik piłkarski miałem nikłą wiedze w tym zakresie ). No i pozytywne emocje cały czas. Niestety mecz się skończył wynikiem braterskiego remisu ( „trochę im Barcelona dała fory” – taki był komentarz marzyciela). Emocje jakie jeszcze długo po meczu towarzyszyły Kubie w drodze do hotelu nie pozwoliły mu na uspokojenie się. Oczywiście te pozytywne emocje. Muszę powiedzieć, że dawno nie widziałem takiej emocjonalnej, pozytywnej reakcji na spełnienie marzenia. Ranek to czas wyjazdu. Ale przed wyjazdem Kuba otrzymał dyplom spełnienia marzenia – zaszczytem dla Fundacji było bowiem jego spełnienie. Oczywiście zanim pożegnaliśmy się z Gdańskiem zwiedziliśmy jeszcze Westerplatte a na koniec udało się zrealizować niewielką niespodziankę dla Kuby. Popłynął on promem jaki kursuje pomiędzy oboma brzegami Wisły u jej ujścia. Kiedy już późnym wieczorem marzyciel dotarł do swojego domu był zmęczony ale jak zapewniał szczęśliwy. Kubo – Fundacja Mam Marzenie dostąpiła zaszczytu spełnienia Twojego marzenia pomimo przeciwności losu. Siła marzeń jest przeogromna – nigdy nie przestawaj marzyć. Dziękujemy Rodzinie Państwa Korszla z Warszawy za adoptowanie tego wspaniałego marzenia. To właśnie dzięki Państwu Kuba mógł zrealizować swoje marzenie a my jako wolontariusze Fundacji Mam Marzenie mogliśmy to mu umożliwić.

Z dumą i szacunkiem witamy Państwa w gronie naszych przyjaciół, którzy swoim sercem i wsparciem potwierdzili, iż marzenia się spełniają.

Dziękujemy. Dziękujemy również pracownikom Przedsiębiorstwa Wielobranżowego „TRANS” z Gdańska z siedziba przy ul. Mickiewicza 1/3 za okazaną bezinteresowną pomoc w umożliwieniu przemieszczania się Kuby po terenie Gdańska oraz na samym stadionie.

Dzięki państwu bezwarunkowemu wsparciu i pomocy udzielonej nieznanemu wolontariuszowi mogliśmy spełnić marzenie Kuby.