Moim marzeniem jest:

Wyjazd nad Morze Bałtyckie

Sebastian, 4 lata

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Bydgoszcz

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie - poznanie marzenia

2014-03-07

7 marca wybrałyśmy się do szpitala poznać marzenie Sebastiana. Energia i radość chłopca rozweseliła ten ponury zimowy dzień. Rodzice wraz z babcią bardzo ciepło Nas przywitali, a dla Sebastiana zostałyśmy nowymi ciociami. Z początku szpitalne windy były w centrum zainteresowania chłopca, co utrudniło znalezienie spokojnego miejsca na rozmowę, jednak lodołamacz wzbudził większe zainteresowanie i wywołał uśmiech na jego twarzy, a my znaleźliśmy odpowiednie miejsce do poznania marzenia.

Największym marzeniem Sebastiana jest wyjazd nad Morze Bałtyckie. Drugim jest zostanie kucharzem. Rodzice zdradzili nam, że już w tak młodym wieku chłopczyk aktywnie pomaga w kuchni, a zabawa w kucharza jest jedną z ulubionych. Z kategorii „spotkać” marzyciel narysował jego ulubioną postać Myszkę Miki. Ostatnim marzeniem jakie przedstawił chłopiec jest niebieski laptop.

 

Sebastian jest niesamowicie wesołym i energicznym dzieckiem, jest bardzo ciekawy świata dlatego mamy nadzieje, że uda nam się spełnić jego marzenie. 

spełnienie marzenia

2014-07-12

Tym razem droga wiodła do Gdańska przez Kruszwicę, bo tam właśnie mieszka z rodzicami nasz mały Marzyciel. Podróż zaczęła się deszczem i do Gdańska właściwie spłynęliśmy. Wskutek wypadku mamy, na początku towarzyszył nam tata Sebastiana. Marzyciel od razu potraktował Lidkę jako ciocię i przez całą drogę był bardzo grzeczny, ciekawie rozglądał się przez okno. W Hotelu, który sponsorował nasz 5-cio dniowy pobyt, czekała nas miła obsługa, więc po sprawnym zainstalowaniu się w pokojach, zeszliśmy na obiad. Wkrótce po obiedzie, mimo deszczu, wspomagający nas ofertami miłego spędzenia czasu Marcin (syn Lidki mieszkający w Gdańsku) pojechał z nami nad morze trasą- objazdem (most w remoncie) na plażę Stogi. Mimo kropiącego deszczu Sebastian pogalopował z tatą na brzeg (był w kaloszach), gdzie fale z białymi grzywami polizały mu nogi. Już w tym momencie był szczęśliwy, tylko dopytywał się, kiedy będzie słońce. Żeby nie zwiększać jego rozczarowania, pojechaliśmy mimo zmęczenia do super parku zabaw dla dzieci w Gdańsku-Wrzeszczu. Sebastian, mimo dość długiej podróży i krótkiego pobytu na mokrej plaży, był niezmordowany. Szalał z tatusiem po linach, kratach, zjeżdżalniach itp. przez dwie godziny. Na koniec była wystana przez Lidkę w dłuuugiej kolejce jazda samochodzikiem po torze. Nasz mały Marzyciel był tak podekscytowany, że za nic nie chciał jechać do hotelu. Po powrocie, dopiero kąpiel w wannie i szklanka mleka pozwoliła mu usnąć. Niestety następnego dnia, tj. w niedzielę, znowu od rana padał deszcz. Z podrzuconych pomysłów przez Marcina wybraliśmy pobyt w sali interaktywnej dla dzieci w Centrum Kultury Morskiej. Po drodze wpadła nam w oko oferta rejsu kopią starego Galeona na Westerplatte. Kupiliśmy bilety do muzeum na popołudnie, a potem w rejs kanałami potowymi i stoczniowymi. Deszcz przestał padać, mogliśmy więc słuchać przewodnika na zewnątrz tuż za sterówką. Sebastian był bardzo zajęty oglądaniem ogromnych, historycznych już, dźwigów stoczniowych i ciekawych budowli na nabrzeżach. Na Westerplatte świeciło słońce, mieliśmy godzinę czasu na spacer. Oczywiście kierunek był jeden: najpierw bulwar nad morzem, potem plaża. Musieliśmy wracać, tata Sebastiana zaraz po obiedzie miał autobus do Kruszwicy (musiał wracać do pracy), zastąpiła go babcia Sebusia i siostra mamy. Tak więc po obiedzie do muzeum morskiego poszliśmy już z nowymi opiekunkami. Od razu na wejściu Sebastian zajął się sterowaniem joystickami żaglówką, potem kontenerowcem w dość dużym modelu basenu portowego. Wszystko mu się podobało, praca na dźwigu w porcie, ładowanie i rozładowanie, mostek kapitański z kołem sterowym i mnóstwo innych atrakcji. Znowu zmęczeni wróciliśmy do hotelu. Kolejny dzień przyniósł oczekiwane wyjście na plażę. Nie było upalnie, ale bardzo ciepło i można było bawić się z marzycielem wreszcie wodą, piaskiem itp. Odpowiednio zaopatrzony Sebastian (kremy z filtrami, czapeczka na głowie, koszulka przez cały czas) swobodnie brykał na brzegu morza, pilnowany przez trzy niespuszczające z niego oka opiekunki. Kilka godzin minęło szybko. Mimo zmęczenia jeszcze „zmusił" babcię do pójścia z nim na plac zabaw. Sebastian ma tyle energii, że my padałyśmy, a on chciał ciągle coś robić. Kolejny dzień to nowe wyzwania, a więc Akwarium morskie w Gdyni, a po zwiedzeniu i „dopojeniu’ poszliśmy na plażę obok portu jachtowego w Gdyni. I znowu kilka godzin pluskania się i wlewania wiaderkiem wody do „nikąd” itp. Środa to znowu, najpierw plac zabaw prawie po drodze, a potem Stogi - plaża. Lidka padła z powodu jakiegoś uczulenia na słońce, a Sebastianek caly czas w doskonałej formie. Cały czas nam opowiadał, że jest bardzo szczęśliwy, co było dla nas najważniejsze. Na ostatni dzień po śniadaniu Lidka z dyrekcją hotelu uzgodniła spełnienie dodatkowego marzenia, czyli ”być kucharzem”. Po śniadaniu poproszono nas do kuchni, gdzie Marzyciel dostał olbrzymią czapkę szefa kuchni(dopasowaną na jego główkę). Panowie kucharze pokazali całe zaplecze, a potem szef upiekł naleśniki z płomieniem, a jakże. Zadaniem Sebastianka było zwinąć naleśnik, albo dwa z nadzieniem do wyboru. Na stole miał chyba z dziesięć miseczek z twarożkiem, owocami, dżemami pastami i jeszcze bita śmietana. Zdjęcia chyba oddały przejęcie i radość Sebastiana. Gorąco żegnany i zapraszany na drugi rok Sebastian podziękował za wszystko i pozwolił się zapiąć w foteliku. I tak skończyła się trzydniowa przygoga Sebastiana nad polskim morzem.