Moim marzeniem jest:

Pojechać nad morze i popłynąć statkiem

Amelia, 3 lata

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Wojciech Dąbrowski

pierwsze spotkanie

2014-06-04

Jest środowe popołudnie, pogoda na dworze prawie dopisuje, Kamil parkuje samochód na podjeździe domu numer 29. Z uśmiechami na twarzach i głwowami pełnymi pomysłów wysiadamy z auta. Nasza trójka (Karolina, Kamil i ja) ma przecież zadanie do wykonania. A co może nim być? Chcemy poznać marzenie trzyletniej Amelki. Tylko czy nam się uda? Zaraz się przekonamy.
 
Idziemy ramię w ramię do domku dziewczynki. W drzwiach już czeka na nas jej tata. Witamy się z radością i podążamy wskazanymi przez niego schodami na pierwsze piętro. Na przeciw wychodzi nam radosna kobieta z dzieciątkiem na rękach. Czyżby to była nasza Amelka? Tak to ona! Nieśmiele odwraca głowę, aby przyjrzeć się przybyszom. Najwidoczniej wypadamy dobrze, ponieważ mała podaje nam rączkę na przywitanie. Pierwsze koty za płoty. Nie ma więc na co czekać- Karolina wręcza jej nasz tradycyjny lodołamacz. Buźka Amelki rozjaśnia się. Na pewno zastanawia się co takiego może być w środku. Z lekkim wahaniem wkłada rączkę do torebki i wyciąga pudełko. Hmm... co to takiego? Gra w "skojarzenia". Nasza Marzycielka postanawia od razu poznać zasady nowej gry. Pudełko jest mocno zapieczętowane, więc pomagam jej podnieść wieko. Oczy dziewczynki od razu jaśnieją. Cała nasza czwórka bierze się za wyłamywanie elementów z tekturki. A ileż przy tym jest śmiechu. Wreszcie się udało. Możemy zacząć. Rozkładamy elementy na podłodze. Jest ich naprawdę dużo. Przez głowę przechodzi mi myśl, „Czy Amelka poradzi sobie z tak skomplikowanym zadaniem?” Dziewczynka ma połączyć przez skojarzenia wszystkie elementy tak by tworzyły trójki. Np. nauczycielka- tablica- kreda. Na szczęście zadanie ułatwiają kolory no i oczywiście my! Już na samym początku widać, że moje obawy są nieuzasadnione. Amelka świetnie sobie radzi. Przy okazji dowiadujemy się od niej, że uwielbia oglądać bajki i jeździć na rowerku. Mała mogłaby spędzać całe dnie na podwórku. Nasza Marzycielka opowiada nam także o swoich cudownych koleżankach, z którymi często się bawi i dochodzi do wniosku, że jak na razie nie ma kolegów. Nie możemy na to pozwolić! Na szczęście w naszej ekipie znajduję się idealny kandydat do tej roli. Tym samym nasz dzielny Kamil staje się pierwszym kolegą Amelki.
Kończymy grę w skojarzenia. Coś jeszcze czeka na Amelkę w kolorowej torebce. Mama pomaga dziewczynce wyjąć z niej kolorowankę. Jednak okazuje się, że to nie ona robi największą furorę. Najważniejsze są naklejki znajdujące się w kolorowance. Ależ Amelka ma radość z przyklejania ich w odpowiednie miejsca w książeczce. Muszę przyznać, że mi również udziela się ten entuzjazm. W końcu dorośli to duże dzieci.

Atmosfera jest naprawdę cudowna, a zabawa trwa w najlepsze, lecz mamy przecież zadanie do wykonania, o którym nie możemy zapomnieć. Przechodzimy więc do tematu największego marzenia Amelki. Dziewczynka zastanawia się chwilkę i mówi, że mogłaby chcieć dostać rowerek. Jednak nie zdążę jeszcze otworzyć ust, kiedy mała stwierdza, że właściwie to ona już jeden ma i po co jej drugi. Wtedy wspólnie opowiadamy jej o czterech kategoriach marzeń. Wyjmuję z teczki wcześniej przygotowane obrazki. Może one ułatwią jej podjęcie decyzji? Mała z zachwytem przygląda się zdjęciom. Na wszystkie pomysły reaguję z ogromnym entuzjazmem, że jesteśmy prawie pewni, że może wybrać właśnie coś takiego. Kiedy przechodzimy do kwestii wyjazdu Amelka mówi, że myśli o  pojechaniu nad morze. W ubiegłym roku była tam z rodziną i bardzo się jej tam podobało. Pytam więc dziewczynki czy to jest jej największe marzenie. Wydaje się, że już uzyskamy potwierdzającą odpowiedź, gdy nasza Marzycielka uznaje, że chciałaby pobawić się w chowanego. Tego dnia to definitywny koniec rozmowy o jej marzeniu. Dlaczego?  Mała proszona o powiedzenie czego pragnie zagaduje nas czymś innym. Cóż więc innego zrobić jak nie dać porwać się zabawie?

Czas mija nam niezwykle szybko. Upewniamy się czy Amelka nie postanowiła jednak powiedzieć nam swojego marzenia, a kiedy ku naszemu rozczarowaniu mała przecząco kiwa głową, postanawiamy dać jej więcej czasu do namysłu. Przecież to nie łatwa rzecz wybrać swoje największe marzenie! Z uśmiechami na twarzach żegnamy się i obiecujemy powtórną wizytę. To był naprawdę piękny dzień.

spotkanie - poznanie marzenia

2014-06-26

W czwartek, 26 czerwca Agnieszka i ja znów odwiedziłyśmy dom naszej Marzycielki - Amelki. Tym razem naszym kierowcą była Magda. Po drodze opowiadałyśmy jej, jak urocza i wesoła jest nasza Marzycielka. Zastanawiałyśmy się też, czy uda nam się dowiedzieć, czego dziewczynka pragnie najbardziej. Tu, muszę przyznać, byłyśmy bardzo blisko.  Po niewielkich problemach z odnalezieniem właściwego adresu, w końcu trafiłyśmy na miejsce.
Amelka powitała nas szerokim uśmiechem i tym razem prawie się nas nie wstydziła. Powiedziała, że nas pamięta i nie mogła się doczekać naszej kolejnej wizyty. Agnieszka zabrała ze sobą piękne naklejki z Kubusiem Puchatkiem, z czego dziewczynka była ogromnie ucieszona. Na naszym pierwszym spotkaniu również mieliśmy dla Amelki naklejki. Jej mama powiedziała nam, że dziewczynka przez cały dzień zastanawiała się, czy i tym razem  też może dostanie od nas taki upominek. Dobrze, że udało nam się to przewidzieć. Od razu zabrałyśmy się za tworzenie pięknego obrazka. Na kartkę Amelka nakleiła Kubusia Puchatka. Następnie wszystkie razem dorysowywałyśmy nowe elementy: garnek miodu, trawkę, kwiatki, drzewo i samochód. Samochód był wyzwaniem, ale Magda poradziła sobie z tym świetnie i narysowała pięknego ,,Garbusa”. Amelka wymyśliła, że musimy go pokolorować razem i to w tym samym czasie. Kolejne niełatwe zadanie, ale efekt był wart trudu i ubrudzonych paluszków.
Następnie Amelka oznajmiła, że ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia. Byłyśmy bardzo podekscytowane, bo myślałyśmy, że zdradzi nam, jakie jest jej marzenie. Ale nic z tego. Postanowiła po prostu z nas zażartować. Tą bardzo ważną informacją był nowy pomysł na zabawę. Jednak przed rozpoczęciem gry Agnieszka stwierdziła, że czas na tę najważniejszą rozmowę, i zapytała Amelkę, czy już wie, jakie jest jej największe, najprawdziwsze marzenie. Tym razem na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Dziewczynka z uśmiechem na twarzy oznajmiła, że chciałby jechać nad morze i płynąć statkiem. Amelka była już w tamtym roku nad morzem i bardzo jej się podobało. Chciałaby powtórzyć taką wyprawę i dodatkowo przepłynąć się ogromnym statkiem. Pokazała nam w książeczce o jaki statek dokładnie chodzi. Był bardzo duży, żółty, i wydaje mi się, że miał oczy. Amelka zaznaczyła, że chce popłynąć bardzo, bardzo, bardzo dużym statkiem. Nawet większym niż ten z obrazka. To dobrze, bo wydaje mi się, że na takim z obrazka mogłybyśmy się nie zmieścić.
Po najważniejszej części spotkania przyszedł czas na tradycyjną grę w chowanego – ulubioną zabawę Amelki. Oprócz tego zaczęłyśmy wymyślać nowe zabawy. Amelce szczególnie przypadła do gustu gra w klaskanie. Zapytałam, czy podoba jej się bardziej niż zabawa w chowanego. Początkowo przytaknęła, ale za chwilę bardzo głośno i bardzo zdecydowanie zaprzeczyła. Jednak nic nie może się równać z zabawą w chowanego!
Spędziłyśmy bardzo miłe chwile. Było dużo śmiechu i radości, ale nadszedł czas by wracać do Warszawy. Amelka nie była z tego powodu zadowolona, ale obiecałyśmy, że jeszcze kiedyś ją odwiedzimy i będziemy się razem bawić. Pożegnałyśmy się więc i ruszyłyśmy w drogę powrotną.

spełnienie marzenia

2014-09-05

Nasza podróż zaczęła się w poniedziałkowy poranek. Po dziewiątej spotkałyśmy się na dworcu i wspólnie oczekiwałyśmy na przyjazd pociągu, który miał nas zawieźć prosto do Gdańska. Na nasze szczęście (choć nie wierzę, że to mówię) pociąg był opóźniony. Dzięki temu spokojnie mogłyśmy odnaleźć się na peronie. I wtedy podjechał pociąg, a my wyszukałyśmy odpowiedni wagon. Z uśmiechami na twarzach pożegnałyśmy Madzię, która przywiozła na miejsce rodzinę i zajęłyśmy swoje miejsca. Wtedy naprawdę zaczęła się przygoda. Podróż, która wydawało się że powinna trwać wieki (ponad 5 godzin) minęła nam niezwykle szybko. A dlaczego? Przede wszystkim dzięki wspólnej zabawie: rysowaniu, muzycznym zgadywankom i co najważniejsze naklejką  Jak wspaniale było oglądać radość Amelki podczas tych zabaw.
Po południu dotarłyśmy na miejsce. Zameldowałyśmy się w hotelu, gdzie od razu zostałyśmy bardzo ciepło przyjęte. Aż miło zrobiło się na sercu. Tym bardziej, że Amelcia zaraz otrzymała króliczka od przedstawicielki hotelu. Od tej pory towarzyszył nam on bardzo, bardzo często. Zapomniałabym dodać, że mała zaraz znalazła dla niego imię: Króliczek Dawid.
Po przepysznym obiedzie wyruszyłyśmy spacerkiem nad morze. Jednak nie trwał ona długo, bo plaża znajdowała się zaledwie 200 metrów od hotelu. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Amelki kiedy weszłyśmy na plaże. To połączenie niedowiarstwa ze szczęściem, które dostrzegłam było niesamowite. Wtedy upewniłam się że właśnie tego najbardziej pragnęła. Wtedy zafundowałyśmy sobie przechadzkę pełną wspólnych zachwytów nad pięknem morza. I zaraz po niej wygłupy na hotelowym placu zabaw. Lecz nadszedł czas na kolacje, wspólne tańce w pokoju i sen. Przecież kolejnego dnia czekało nas jeszcze więcej niespodzianek.

Drugiego dnia postanowiłyśmy wybrać się do gdańskiego ZOO. Szczególnie dlatego, że nasza Amelka nie miała jeszcze przyjemności być w którymkolwiek. Dlaczego by więc nie zacząć od tego w Gdańsku? Mała już na samym początku oświadczyła nam, że bardzo chce zobaczyć pandę. Tylko czy uda nam się ją znaleźć? Przemierzyłyśmy liczne ścieżki i przypatrywałyśmy się najróżniejszym zwierzętom, ale wyśnionej pandy nie mogłyśmy nigdzie dojrzeć. Co za szkoda… Jednak za to znalazłyśmy coś co wymazało z głowy Amelki myśli o czarno-białym zwierzaku. Mianowicie wypatrzyłyśmy Pana oferującego przejażdżki konne. Nasza Marzycielka z entuzjazmem zapragnęła z tego skorzystać. A co tam. Bez strachu (przy pomocy przemiłego Pana) wsiadła na konika i z dumnie uniesioną głową zaczęła spacer. Jeszcze długo po tym wspominała jakie było to fajne  Na tym zakończyłyśmy naszą wizytę w ZOO, by wrócić do hotelu, zjeść obiad i wyruszyć na plaże. Tym razem byłyśmy lepiej przygotowane. Miałyśmy foremki, łopatkę, grabki, wiaderko i co najważniejsze kalosze dla małej. W nich bez problemu mogła razem ze mną uciekać przed falami, co nigdy nam się to nie nudziło. I oczywiście budować, budować i jeszcze raz budować. Ale co dobre szybko się kończy i nadszedł czas, aby wracać. Jednak nie ominęłyśmy placu zabaw. Na to nie mogłyśmy pozwolić! Nie zapomniałyśmy także o wspólnych tańcach do trzech ulubionych piosenek Amelki, które po tym wyjeździe znam już na pamięć. Tu ważną rolę odgrywał Króliczek Dawid, który był moim partnerem, kiedy Amelcia mówiła: „Teraz potańcz z Panem”. A sama wykonywała fantastyczne solówki.

Trzeciego dnia nadszedł czas, aby popłynąć statkiem. W tym celu wybrałyśmy się do centrum miasta i podążyłyśmy na wcześniej wybrany przeze mnie statek. Tam czekała na nas przecudowna niespodzianka, której nawet nie śmiałyśmy się spodziewać. Okazało się, że właściciel statku bardzo dobrze zna naszą Fundacje i postanowił nam zasponsorować pobyt na nim. Ten gest poruszył mnie i mamę Amelki dogłębnie. Dziękujemy. Miałyśmy, więc przyjemność podróżować piracką Czarną Perłą. Rejs był wspaniały, a radość na twarzy Amelki tak zaraźliwa, że od razu mi się udzieliła. Co za niezapomniane chwile. Po 35 minutach dotarłyśmy na Westerplatte i zrobiłyśmy tradycyjne zdjęcia przy Pomniku Obrońców Wybrzeża. Pozostaną na zawsze. I nadeszła pora na powrót. Płynęłyśmy zaprzyjaźnionym już statkiem, tym razem o nazwie „Galeon Lew”. Znów było rewelacyjnie! Dobiliśmy do portu i naszą trójką wyruszyłyśmy pod fontannę „Neptuna”. Lekko zawiedzione małymi rozmiarami pomnika wróciłyśmy na obiad i tradycyjnie wybrałyśmy się na plażę oraz plac zabaw. A śmiechu było tam co nie miara.

Nadszedł czwarty dzień naszej podróży i kolejne atrakcje. Okazało się, że nasz hotel mieści się niedaleko Sopotu, więc postanowiłyśmy skorzystać z okazji i wybrać się na tamtejsze molo. Był to strzał w dziesiątkę! Czemu? Wszystkie byłyśmy oczarowane morzem, pięknem fal rozbijających się o „skały”. A oprócz tego napotkałyśmy kolejny statek, na który zachwycona poprzednio dniowym rejsem Amelka bardzo chciała wejść. Nie należało odmawiać. Przecież wyjazd należał właśnie do niej. Gotowe na nową przygodę zajęłyśmy najlepsze miejsca na pokładzie, na samym dziobie i dałyśmy porwać się pirackiej muzyce oraz szumowi fal. Ach… jak miło to wspomnieć.  Kiedy rejs dobiegł końca jeszcze raz obeszłyśmy stragany z pamiątkami, by mieć coś co zawsze będzie przypominać nam te cudowne chwile. Po powrocie do hotelu znów udałyśmy się na plaże gdzie czas to pojęcie względne. Wydawało się że jesteśmy na niej dosłownie parę chwil, a to już minęła godzina. Kto by się spodziewał. Zamieniłyśmy więc pobyt na dworze na zabawę w hotelowej sali zabaw, gdzie Amelka szalała w swoich ulubionych samochodzikach. Nasz ostatni wieczór w Gdańsku zmierzał ku końcowi, więc postanowiłyśmy wykorzystać go maksymalnie i tańczyć aż do utarty wszystkich sił.

Piąty dzień naszej wyprawy, z racji tego, że pociąg powrotny miałyśmy jeszcze przed południem minął nam praktycznie niezauważalnie. Poranne wygłupy na huśtawkach, zabawa w sklep, gdzie kupiłam najdroższe jabłko w swoim życiu. Zapłaciłam za nie 6,18 za sztukę! No i konieczny powrót do domu.
Te kilka dni, które spędziłyśmy razem minęło nam tak szybko, za szybko… Aż łezka się w oku kręci. Jednak każdej z nas pozostaną wspaniałe wspomnienia, które zawsze będą wywoływały szeroki uśmiech na naszych twarzach.


Z całego serca chciałabym podziękować Amelce za tak wspaniałe marzenie, podczas spełniania którego miałam przyjemność uczestniczyć. Amelciu dziękuję Ci za wspólnie spędzone chwile, a przede wszystkim za nasze tańce, których obie  nigdy nie miałyśmy dość.

Gorące podziękowania kieruję do Dyrektora Hotelu Golden Tulip Gdańsk Residence za zasponsorowanie nam pobytu w tym pięknym miejscu. To dzięki Panu wyjazd Amelki był możliwy jeszcze w tym roku.

Bardzo dziękuję również Panu Wojciechowi Dąbrowskiemu, który swoim bezinteresownym gestem sprawił, że udało nam się wyjechać.

Dziękuję również właścicielowi statków „Czarna Perła” oraz „Galeon Lew”, który nie pobrał od nas opłaty za rejsy na nich. Tym bardziej, że było to dla nas taka niespodziewane.

Na koniec chciałabym podziękować tym wszystkim, którzy pomagali mi podczas organizowania wyjazdu oraz wspierali podczas jego trwania. Bez Was nie dałabym rady. Dziękuję za wszystko!