Moim marzeniem jest:

Wycieczka do Rzymu

Marek, 13 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Lublin

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-07-12

Wyjazd do Paryża, do Rzymu? A może jednak zupełnie coś innego? Z takimi niewiadomymi jechałyśmy do 13-letniego Marka chorego na dystrofię mięśni.
Wychowawczyni chłopca zgłosiła go do programu Fundacji, dołączając do ankiety zgłoszeniowej list. I tam właśnie wspomina o marzeniu Marka. Cała jego klasa chciałaby aby je spełnić. Ale my musimy się upewnić czy to na pewno to.
Jak już dojechałyśmy na miejsce i poznały Marka okazał się on bardzo sympatycznym i inteligentnym chłopcem. Zwłaszcza imponowała jego duża wiedza z zakresu historii. Wcześniej mama zdradziła nam jego zainteresowania historyczne, więc na lodołamacz wybrałyśmy "Ilustrowaną Encyklopedię Dziejów Polski".

Marzenia typu "chciałbym mieć" i "chciałbym być" odpadają już na wstępie. Marek lubi podróżować i tym jest zainteresowany najbardziej. Jeszcze tylko dylemat: Paryż czy Rzym? Hmm...W Rzymie jest Koloseum, Plac św. Piotra, Akwedukty, miejsce, gdzie jeździły rydwany...Tak, to chciałby obejrzeć na pewno! No to już wiemy - wycieczka do Rzymu to jest to!

Autor: Aga G

inne

2006-11-25

Minęło kilka miesięcy od naszego spotkania z Markiem, aż wreszcie nadszedł ten Wielki Dzień, kiedy marzenie miało stać się rzeczywistością. Był to:

Dzień I
O 5 rano wyruszyliśmy z panem Wiesławem z Lublina do Wieprzowa, gdzie czekał na nas Marek z Rodzicami i bratem Kamilem. Sprawnie zapakowaliśmy bagaże i po kilku godzinach dotarliśmy na lotnisko. Tam mieliśmy pierwszą atrakcję (według Kamila!), czyli ewakuację. Na szczęście nic nie wybuchło i mimo gęstej mgły mogliśmy wystartować do Rzymu. Na pokładzie samolotu czekały na chłopców kolejne atrakcje. Najpierw Kamil odwiedził kabinę pilotów, a potem Marek został tam na całe pół godziny aby z kokpitu obserwować lądowanie! Z lotniska odebrał nas pan Marek - kierowca z Ambasady RP w Rzymie. Dotarliśmy do Centro Don Orione i po kolacji poszliśmy grzecznie spać. Dzień był pełen wrażeń, a musieliśmy zbierać siły na zwiedzanie Wiecznego Miasta.

Dzień II
Po śniadaniu pojechaliśmy autobusem na Piazza Augusto Imperatore, gdzie czekał na nas Pan Janusz - przewodnik. Ten dzień wypełniony był intensywnym zwiedzaniem. Przeszliśmy kilka kilometrów, żeby zobaczyć na własne oczy to, co dotąd mogliśmy oglądać tylko na zdjęciach. Zaczęliśmy od Placu Hiszpańskiego ze słynnymi schodami i nawet deszcz nas nie wystraszył. Po zakupieniu parasoli u ulicznego sprzedawcy ruszyliśmy dalej do Fontanny di Trevi. Wrzuciliśmy pieniążki, żeby jeszcze kiedyś wrócić do Rzymu. Choć był to dopiero początek zwiedzania, wszyscy byli już pod urokiem miasta. Minęliśmy hotel, w którym bywał kiedyś Henryk Sienkiewicz, dom, gdzie mieszkał Mickiewicz, Piazza Navona, gdzie zjedliśmy lody... Uwaga: włoskie lody nakłada się nie łyżeczką ale łopatą i 1 włoska gałka to 2 nasze. Mieliśmy kłopoty z pochłonięciem naszych porcji, ale zjedliśmy do końca za zdrowie Taty Marka, który właśnie obchodził urodziny! Odwiedziliśmy Panteon i Piazza Argentina, gdzie w ruinach pracują koty na etacie miasta walczące z plagą szczurów. Jest ich, jak mówił pan Janusz ok. 150. Jeszcze później po minięciu Ołtarza Ojczyzny wspięliśmy się na Kapitol, gdzie Marek zrobił sobie zdjęcie ze swoim słynnym imiennikiem - Markiem Aureliuszem i z posągiem wilczycy. Z Kapitolu już tylko krok do Forum Romanum i Koloseum, czyli miejsc, o których Marek marzył najbardziej. Oczywiście nie mogliśmy ominąć miejsca, gdzie ścigały się rydwany (Circus Maximus) ani akweduktu. Pan Janusz dzielił się z nami swoją wiedzą, chłopcy zapamiętywali wszystkie daty i tylko Kamil zażartował, że przyjechał na wycieczkę, a tu kilka godzin lekcji historii. Ale każdy chciałby uczyć się historii w takim miejscu i od tak sympatycznego nauczyciela - wtedy wszystko wchodzi łatwo do głowy...

Dzień III
Teraz, kiedy oswoiliśmy się już z Rzymem, mogliśmy zwiedzać miasto samodzielnie. Mimo, że autobusy nie są przystosowane do przewozu wózków, mieliśmy opracowaną technikę wsiadania i wysiadania i bardzo dobrze sobie radziliśmy. Włosi byli bardzo sympatyczni i życzliwi i zawsze znalazł się ktoś gotowy nam pomóc. Przeszliśmy Via del Corso, gdzie kiedyś ścigały się konie, a dziś można zrobić zakupy. Weszliśmy do sklepu Ferrari, gdzie można kupić nie tylko samochodziki z logo firmy, ale nawet grzechotki i śliniaczki dla dzieci miłośników tej firmy! Na Piazza del Poppolo ku uciesze Marka i Kamila trafiliśmy na wystawę nowoczesnych technologii i zrobiliśmy zdjęcia z najbardziej wypasionymi samochodami. Wspięliśmy się do parku obok Villa Borghese, spacerowaliśmy, karmiliśmy gołębie i kaczki... I znowu nie obyło się bez polskiego akcentu - znaleźliśmy pomnik... Sienkiewicza! Po krótkim poobiednim odpoczynku postanowiliśmy zwiedzić położone niedaleko naszego domu stadiony. Na jednym z nich grają mecze Roma i Lazio! Niestety, po karkołomnym schodzeniu bardzo stromą ulicą, nie udało nam się sforsować ruchliwej drogi, nie powiodła się próba wezwania taksówki, żeby podjechać dalej nie narażając życia i musieliśmy wdrapać się z powrotem pod górę. Najbardziej zawiedziony był Kamil - fan piłki nożnej.

Na pocieszenie wybraliśmy się autobusem pod Pałac Sprawiedliwości, aby o zmierzchu pospacerować nad Tybrem i podziwiać Zamek Św. Anioła. Stamtąd przeszliśmy na Plac Św. Piotra. Choć nazajutrz mieliśmy być na Audiencji, chcieliśmy zobaczyć Watykan nocą... Nie zawiedliśmy się: Bazylika Św. Piotra na końcu pięknie oświetlonej alei, podświetlone fontanny to były niezapomniane widoki.

Dzień IV
O 9 rano spotkaliśmy się z panią Anią z Ambasady RP w Watykanie, która załatwiła dla Marzyciela wejściówki na Audiencję u Ojca Świętego. Nie muszę chyba dodawać, że miejsca były uprzywilejowane. Marek z Mamą byli w sektorze, gdzie Papież przejeżdża bardzo blisko, a Kamil z Tatą w pierwszym rzędzie tuż obok czerwonego papieskiego baldachimu. Marek z Mamą udzielili wywiadu reporterowi Radia Watykan. Na pytanie dlaczego marzył o podróży do Rzymu, Marek odpowiedział: " No bo chciałem Papieża zobaczyć naprawdę, a nie tylko w telewizji!" I tak właśnie się stało. A Fundacja Mam Marzenie została wymieniona wśród grup pielgrzymów z Polski. Po obiedzie wróciliśmy znowu do Watykanu. Kupowaliśmy pamiątki i wstąpiliśmy na prawdziwą włoską pizzę! Po serwowanym dwa razy dziennie w stołówce makaronie to była przyjemna odmiana.

Dzień V
Już przed 7 zameldowaliśmy się na Piazza Santo Uffizio, gdzie byliśmy umówieni z Panią Anią z Ambasady. Tym razem poszliśmy do Grot Watykańskich, gdzie wzięliśmy udział w mszy św. przy grobie Jana Pawła II. Marek z Mamą mogli również podejść do samego grobu Papieża Polaka, aby w skupieniu chwilę się pomodlić. Potem czekała kolejna niespodzianka: pani Ani udało się załatwić dla nas zwiedzanie Ogrodów Watykańskich! Spacerowaliśmy tymi samymi alejkami co Jan Paweł II czy Benedykt XVI podziwiając palmy, cedry, piękne fontanny, kopię Groty z Lourdes� Udało nam się nawet znaleźć lądowisko dla papieskiego helikoptera. Po zwiedzeniu bazyliki Św. Piotra, odnaleźliśmy na placu kamień upamiętniający zamach na Papieża. To było na wyraźne życzenie Marka i nie było łatwe, ale Marek, jak czegoś chce, to musi dopiąć swego! Tak trzymać! Po obiedzie zwiedziliśmy jeszcze inną dzielnicę, widzieliśmy kolejne place, kolejne fontanny... Do domu wróciliśmy metrem, bo takiej atrakcji nie można było pominąć.

Dzień VI
Choć tylko pół dnia mieliśmy jeszcze spędzić we Włoszech, nie zamierzaliśmy go zmarnować. Z Centro Don Orione odebrał nas sympatyczny pan Janusz, który na co dzień jest osobistym kierowcą Pana Ambasadora. Tym razem wcielił się w rolę osobistego kierowcy Marka. Zaliczyliśmy test na prawdomówność, wkładając ręce w Usta Prawdy. Uff, wszystkie dłonie pozostały na swoim miejscu... Widzieliśmy Świątynię Westy, Piramidę, Kościół Św. Pawła za Murami... Kolejną atrakcją była... dziurka od klucza. Na wzgórzu Awentyn jest taka brama z dziurką, przez którą należy zerknąć. Widok zaskoczył chyba każdego z nas: zielony roślinny tunel, a w tym obramowaniu kopuła Bazyliki Św. Piotra! Odwiedziliśmy kościółek Quo Vadis, który zainspirował Sienkiewicza do napisania powieści. Przejechaliśmy najstarszym odcinkiem Via Appia, aby ruszyć... nad morze! Tak tak, byliśmy na plaży w Ostii i na dowód tego mamy muszelki i kamienie. Ponieważ do odlotu samolotu pozostało jeszcze dość czasu, pan Janusz zawiózł nas do Castel Gandolfo. I tutaj widoki zapierały dech. Jednego dnia zaliczyliśmy morze, jezioro i góry! Po powrocie do Warszawy czekał nas nocleg w hotelu Novotel Airport. Chłopcy stwierdzili, że w Rzymie były luksusy, ale tutaj jest jeszcze lepiej. Marzyciel z Rodziną dostał dwupokojowy apartament. W restauracji czekała wykwintna kolacja, Marzyciela obsługiwało trzech przemiłych kelnerów, a sam szef kuchni wyszedł zapytać jak smakuje...

Dzień VII
Na pożegnanie Warszawy zrobiliśmy rundę po mieście, aby zobaczyć Pałac Kultury i Grób Nieznanego Żołnierza. Potem już tylko podróż do domu...

Pozostaną wspomnienia i setki zdjęć. I jeszcze jedno. Na ulicach Rzymu spotykaliśmy pomalowanych na srebrno i złoto ludzi-posągi, którzy ruszali się za drobną opłatą. Od jednego z takich "posągów" dostaliśmy wróżby. I wiecie, co wyciągnął Marek? NIE MA TAKIEGO MARZENIA, KTÓREGO NIE DAŁO BY SIĘ SPEŁNIĆ!

Za pomoc w spełnieniu marzenia Marka dziękujemy:
- Liniom lotniczym Centralwings, które podarowały bilety
- Załodze pana kapitana Dariusza Sobczyńskiego za dodatkowe atrakcje w czasie lotu
- Firmie Nutrena, która sfinansowała 1/3 wyprawy
- Lubelskim i dęblińskim dzieciom, które wzięły udział w akcji Marzenie za grosik i w ten sposób sfinansowały 1/3 wycieczki
http://mammarzenie.org/lublin/2006/news/grosik.php
- Wszystkim, którzy kupili losy na dożynkowej loterii i dali sobie pomalować buzie, aby pokryć kolejną 1/3 kosztów podróży.
- Ambasadzie Ambasadzie R.P. w Rzymie za zapewnienie transportu z lotniska i na lotnisko, oraz za zorganizowanie wycieczki po Rzymie i okolicy. Szczególnie dziękujemy pani Monice Amanowicz, i naszemu wspaniałemu kierowcy-przewodnikowi panu Januszowi Serafinowi
- Ambasadzie R.P. przy Stolicy Apostolskiej, a zwłaszcza naszej dobrej duszy Pani Ani Kurdziel za wspaniałą opiekę w Watykanie
- Firmie Orbis S.A, która zapewniła luksusowy nocleg i wspaniałą kolację w hotelu Novotel Airport. Szczególne podziękowania dla pań Agnieszki Kalinowskiej i Ady Biernatowicz!

Autor: Małgorzata P.