Moim marzeniem jest:

Obejrzeć na żywo mecz Chelsea Londyn na Stamford Bridge

Gosia, 11 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Kraków

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Sponsor Anonimowy

pierwsze spotkanie - poznanie marzenia

2015-05-12

Poznajcie naszą Marzycielkę Małgosię. To wspaniała dwunastolatka, o ciepłym, rozmarzonym i lekko nieśmiałym uśmiechu. Jest bardzo dzielna i dowodzi dwójką baaaaaardzo energicznych sióstr. Ma kota i wielkiego wilczura, który lubi czasem wybrać się na samodzielną wycieczkę w nieznane ...ale zawsze wraca :)

A teraz najlepsze …

Gosia mieszka w okolicach Krakowa, ale jej serce bije w Londynie - a konkretnie na Stamford Bridge, stadionie klubu Chelsea Londyn. Jej najlepsi koledzy to Petr Ceh, John Terry, Cesc Fàbregas, Didier Drogba, Mario Mandzukic czy Diego Costa. Gosia jest absolutną i zadeklarowaną fanką F.C. Chelsea - historię klubu ma w małym palcu. Na wyrywki recytowała wyniki rozgrywek i z dużą cierpliwością poprawiała nasze dramatyczne próby wykazania się piłkarską wiedzą. Wytłumaczyła nam nawet na czym polega spalony – przy pomocy ciasteczka i okładki zeszytu z Czarodziejkami z Księżyca.

Kiedy zapytaliśmy o marzenie, dziewczynka nieśmiało opowiedziała nam o nim.

Gosia ma jedno wielkie marzenie - związane z jej pasją i miłością do futbolu… Pragnie z całego serca pojechać do Londynu, zobaczyć mecz swojej ukochanej drużyny i poczuć atmosferę legendarnego miejsca. Nawet nie śmie marzyć o spotkaniu, choćby na moment swoich idoli … ale kiedy już będzie na Stamford Bridge, może szczęście do niej się uśmiechnie. Gosia ujęła nas swoją wielką pasją, siłą i serdecznością i bardzo chcemy pomóc spełnić jej marzenie. Prosimy o pomoc wszystkich, którzy mogą nam w tym udzielić wsparcia: od środków finansowych, przez kontakty po ułatwienia pozwalające zorganizować wyjazd Gosi na wymarzony mecz do Londynu.

Wierzymy, że dzięki Waszej szczodrości uda się spełnić wielkie marzenie małej dziewczynki jak najszybciej.

spełnienie marzenia

2015-11-04

W poniedziałkowe popołudnie, wraz z panem Robertem (który przekazał nam bilety na mecz), udaliśmy się do domu jedenastoletniej Gosi z niesamowitą niespodzianką – biletami na wymarzony mecz Chelsea w Londynie, który miał się odbyć już dwa dni później. Spotkanie było pełne emocji i pozytywnej energii, spotęgowanych tym, że Gosia nie spodziewała się naszej wizyty. Po tym, gdy opadły pierwsze emocje zaczęliśmy planować długo oczekiwany pobyt w Londynie i zastanawiać się nad przebiegiem meczu. Jednak spotkanie nie mogło trwać zbyt długo, bo już na drugi dzień wylatywaliśmy do Anglii, a Gosia przecież musiała się jeszcze spakować. Londyn zachwycił Gosię, ale oczywiście najbardziej podobał jej się mecz (oraz zwycięstwo Chelsea nad Dynamo Kyev). Jednak chyba nic nie wyrazi lepiej tych emocji niż relacja napisana przez samą Gosię, którą zamieszczam poniżej.

"Moja wycieczka do Londynu była bardzo udana. Wszystko było fantastyczne. Przeżyłam swój pierwszy lot samolotem, bałam się, ale dałam radę. W Londynie zwiedzałam ciekawe miejsca, widziałam pałac Buckingham, Big Bena, London Eye. Mama robiła mi śmieszne zdjęcia, nawet w budce telefonicznej. Bardzo podobał mi się park, w którym mogłam odpoczywać i oglądać zwierzątka. Wiewiórki się nas w ogóle nie bały. Jednak największą atrakcją był mecz mojej ukochanej drużyny piłkarskiej. Jak weszłam na stadion to odebrało mi mowę. Usiadłam na trybunach i patrzyłam, patrzyłam, patrzyłam. Starałam się zapamiętać każdy szczegół. Cały mecz siedziałam jak zaczarowana. Moi ukochani piłkarze rozegrali fajne spotkanie, a co najważniejsze wygrali 2:1. Atmosfera na stadionie była fantastyczna, kibice śpiewali, a my razem z nimi, przynajmniej próbowaliśmy śpiewać. Oczywiście odwiedziłam sklep kibica, w którym zostawiłam wszystkie swoje oszczędności.

Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które przyczyniły się do tego, że moje marzenie zostało spełnione."

Szczególnie dziękuję Panu Robertowi za bilety na mecz, wolontariuszom Fundacji Mam Marzenie: Paniom Małgosi i Kamili oraz Panu Tomkowi za organizację i zbiórkę reszty funduszy, no i Panu Michałowi, który opiekował się mną i mamą podczas wyjazdu.