Moim marzeniem jest:

Spotkanie z Lionelem Messi

Bartosz, 15 lat

Kategoria: być

Oddział: Bydgoszcz

Status marzenia: spełnione

spełnienie marzenia

2016-04-19

Bartek był marzycielem, który dosyć długo wyczekiwał spełnienia swojego marzenia. Jednakże i na Niego przyszła kolej :).

Podczas pierwszego spotkania z wolontariuszami zamarzył sobie spotkanie z Leo Messim podczas meczu FC Barcelony. Jak to bywa w naszym zwyczaju, także i tu przekazaliśmy rodzinie, iż „zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Jednakże, nie wiemy kiedy mogło by dojść do wyjazdu”. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Bartek powoli tracił nadzieję. Jednakże w okolicach świąt Wielkiej Nocy Jego mama otrzymała niespodziewany telefon, iż za niecałe 3 tygodnie wyruszy wraz z synem na mecz ligi hiszpańskiej, podczas którego Barcelona zmierzy się z Walencją. „I pod żadnym pozorem proszę nic nie mówić Bartkowi, aż do momentu wyjazdu”.

15 kwietnia przyjechałem skoro świt (i to dosłownie) pod Jego dom. Nawet kury jeszcze nie piały, a niewyspany i zszokowany Bartek wraz z mamą wchodzą do samochodu. „Czy ja jeszcze śpię?” „Nie, twoje marzenie w końcu może być zrealizowane”.

Podróż do Barcelony była długa i męcząca. Mieliśmy do pokonania pół Europy oraz okazję jechać samochodem, busem, pociągiem, metrem, a także lecieć samolotem. „Brakowało tylko statku” zakomunikował Bartek. Jednakże, czym były te przeciwności, gdy w myśli huczało tylko jedno – Leo Messi i mecz ukochanej Barcelony? W Katowicach, skąd wylatywaliśmy, dołączył do nas marzyciel Alan z Krakowa wraz z mamą i wolontariuszką. Po wspólnym przybyciu do hotelu, jedyną rozsądną rzeczą było pójść spać. Pora była w końcu późna.

Następnego dnia, po przebudzeniu i zjedzeniu śniadania, wybraliśmy się na tour po Barcelonie. Pogoda była idealna. Ani jednej chmurki i powyżej 20 stopni w cieniu. Wsiedliśmy do piętrowego autobusu, podobnego, który jeździ po londyńskich ulicach. Z niego podziwialiśmy najpiękniejsze zabytki Barcelony. Zmierzaliśmy w kierunku Wioski Hiszpańskiej, w której zobaczyć można Hiszpanię w pigułce – każdy jej region, zarówno pod względem architektonicznym, jak i kulturowym. Bartek i Alan byli zauroczeni. Na miejscu przywitał nas gwarny, kolorowy tłum. Obejrzeliśmy występy taneczne i muzyczne na głównym placu, wyrabianie szkła w przydomowej hucie, zakupiliśmy multum pamiątek oraz podziwialiśmy panoramę Barcelony, gdyż znajdowaliśmy się na wzgórzu. Spędziliśmy tam większość dnia, więc i obiad zjedliśmy w hiszpańskiej restauracji, typowej dla Andaluzji. Nasi marzyciele spróbowali nawet ślimaków oraz ośmiorniczki, choć ja nie miałem do nich odwagi. Pogoda namawiała nas na sjestę. Nigdzie się nie śpieszyliśmy, więc ulegliśmy jej namowom. Przyglądaliśmy się wówczas przechodniom oraz lokalnym występom.

Późnym popołudniem wybraliśmy się nad port, w którym znajdowało się oceanarium, które zafundowało Bartkowi i Alanowi wejście wraz z licznymi atrakcjami. Wówczas ja wraz z wolontariuszką Jagodą wybraliśmy się na spacer zabytkowymi uliczkami. Chłopcom bardzo podobał się podwodny świat. Nie bali się nawet rekinów, a kolorowe ryby zrobiły na nich wielkie wrażenie. Zabawnie zachowujące się pingwiny zainteresowały i rozbawiły naszych Marzycieli. Wieczorem udaliśmy się autobusem turystycznym na dalszy ciąg wycieczki, aby chociaż z jego okien, a raczej dachu, zobaczyć Sagradę Familię. Uff, jaki ten dzień był długi. Alan, Bartek i cała ekipa zmęczona, ale z uśmiechami na twarzach wróciła do hotelu. Następnego dnia niedziela, czeka Bartka wielki dzień, mecz Barca - Valencia, spotkanie z Messim! To będzie football'owe święto!!! Trzeba dodać, iż hotel znajduje się dwie minuty od stadionu.

Rano, pełni przyjemnego podniecenia, udaliśmy się po odbiór biletów na mecz. I tu niespodzianka! Poza biletami czekały na chłopaków zaproszenia do muzeum FC Barcelony i prezenty: koszulki piłkarzy Barcy wraz z podpisami Messiego i Neymara, czapki i różne drobiazgi z logiem klubu. Radość chłopców była ogromna. Potem był ciąg dalszy sportowych przeżyć: wizyta w specjalnym sklepie FC Barcelony, oczywiście zakup pamiątek, zwiedzanie klubowego muzeum i pierwszy rzut oka na stadion od środka (póki co jeszcze pusty). A potem pozostało oczekiwanie na wieczór. Robienie zdjęć z zawodnikami było przewidziane tuż przed meczem, więc w świątecznych nastrojach, zaopatrzeni w różne gadżety FC Barcelony, dużo przed czasem, poszliśmy na stadion. W jego kierunku ciągnęli już kibice, młodsi i starsi. Spokojny, radosny tłum ubrany w koszulki swojego ukochanego klubu. Potem było już tylko to, co najlepsze i długo oczekiwane. Oto, jak o tym wieczorze opowiadał mi Bartek: „Byliśmy na murawie stadionu w świetle reflektorów. Popatrzyłem dookoła i wszędzie był ogrom ludzi. Najbardziej mi się podobało jak przybijałem piątki z zawodnikami, z Bravo, Iniestą, Suarezem i oczywiście z Messim. Po zdjęciach zajęliśmy swoje miejsca na stadionie. Miałem dobre miejsce, wszystko widziałem. Jak Barcelona strzeliła gola, kibice podnieśli się z siedzeń i zrobiło się tak głośno, że bębenki mogły wybuchnąć. Podczas meczu krzyczałem z kibicami Barca, Barca i próbowałem śpiewać. Bardzo jest przyjemnie, jak widzi się zawodników na żywo i troszkę przykro, że ten czas tak szybko mija”. Niestety Barca przegrała ten niedzielny mecz, ale nasi Marzyciele: Alan i Bartek nadal kochają swoich idoli.

Następnego dnia, na zakończenie wyjazdu, udaliśmy się na jedną z piękniejszych plaż w Barcelonie – Barcelonettę. Wszyscy zamoczyliśmy nogi w dość jeszcze chłodnej wodzie. Podziwialiśmy falujące morze oraz palmy. Zjedliśmy lokalne słodycze - nie zabrakło również lodów.  Wspominaliśmy poprzedni wieczór, który będzie najważniejszym w życiu Bartka i Alana. Jednakże z powodu szybko zbliżającego się wylotu,  zebraliśmy się  na ostatnie zakupy lokalnych pamiątek.

Już po przybyciu do Polski, Bartek oświadczył, iż od teraz zacznie zbierać fundusze, by móc z powrotem przyjechać na kolejny mecz. Oczywiście zabierze ze sobą całą swoją rodzinę. Nie wyobraża sobie wyjazdu również bez Alana. ” Jednak tym razem Barca musi zwyciężyć!” zakrzyknęli jednym głosem i podziękowali z całego serca za wyjazd.