Moim marzeniem jest:

Wyjazd do Disneylandu

Weronika, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Bydgoszcz

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2016-05-20

Był ciepły, sobotni wieczór, kiedy wybraliśmy się do domu sześcioletniej Weroniki, by poznać jej największe marzenie. Nasza marzycielka wróciła na weekend do domu, więc postanowiliśmy Ją miło przywitać. Naszym przybyciem przerwaliśmy drzemkę Weroniki, dlatego w ramach rekompensaty wręczyliśmy Jej dużą kolorowankę "Z Krainy lodu" oraz potrzebne przybory do kolorowania. Radość dziewczynki była niesamowita, zaraz zabrała się do rozpakowywania prezentu. Tak wiec czując dziecięce uniesienie, zaczęłam kolorować wraz z marzycielką Jej ulubione postacie. Weronika z dużą pewnością siebie od razu wyznała nam swoje największe marzenie, jakim jest wyjazd, a raczej, jak podkreśliła, lot do Disneylandu. Dodatkowo powiedziała, że chciałaby zjeść lody z Elsą, miejmy nadzieję, że będzie miała ku temu okazję. Weronika pokazała nam również dużą kolekcję swoich lalek, jak powiedziała, „od koloru do wyboru” i tak właśnie było. Rozmowa z Weroniką była czystą przyjemnością, dziewczynka oczarowała nas swoją otwartością, inteligencją, poczuciem humoru oraz pozytywną energią. Gdy wizyta dobiegała końca, mama Weroniki powiedziała, że cieszy się z istnienia tak dobrych osób, jakimi są wolontariusze. To poznanie zostawiło w nas cudowne uczucie docenienia czegoś tak dla nas oczywistego: przekazywania dobroci drugiemu człowiekowi.

spełnienie marzenia

2016-09-17

Ilekroć jesteśmy świadkami reakcji dziecka na spełnienie marzenia, pojawiają się w nas wielkie emocje, wzruszenie, niesamowita radość i uczucie szczęścia. Tym razem odczułyśmy to po wielokroć, bowiem w jednym czasie przyszło nam spełnić marzenia trzynaściorga dzieci.

15 sierpnia spotkałyśmy się z nimi po raz pierwszy na warszawskim lotnisku Okęcie. Początkowe nieśmiałe spojrzenia i delikatne uśmiechy szybko przerodziły się w bardziej odważne relacje. Dla niektórych dzieci było to spotkanie z dawno niewidzialnymi kolegami i koleżankami, których poznały w szpitalu, dla innych szansa na nowe znajomości, które z czasem być może przerodzą się w przyjaźnie. Bo choć nasi podopieczni przyjechali z różnych stron kraju, łączył je wspólny cel – dotrzeć do EuroDisneylandu.

Kiedy dzień później w godzinach przedpołudniowych naszym oczom ukazała się brama do raju z napisem „Disneyland Paris welcome”, nasi Marzyciele dosłownie wyskoczyli z siedzeń, które zajmowali podczas jazdy autobusem. Nagle w stosunkowo cichym pojeździe zapanował niesamowity gwar, słychać było śmiechy i okrzyki „Hurra Disneyland!”, „Jesteśmy w Disneylandzie!”, „O rety, Disneyland!”.

Dwa dni, które tam spędziliśmy, były przepełnione radością, uśmiechem, fascynacją, okrzykami zachwytu, ale też wzruszeniem, którego głównie dostarczały nam mamy naszych Marzycieli, szczęśliwe, że oto urzeczywistniają się sny ich ukochanych pociech. Obserwując je, podziwiałyśmy, że mimo trudów życia same nie straciły dziecięcej spontaniczności i razem ze swoimi latoroślami korzystały ze wszystkich atrakcji, jakie na tacy podawał im podparyski park rozrywki. A było z czego wybierać. Jednych fascynowały te strefy, w których poziom adrenaliny znacznie wzrastał, spieszyli więc czym prędzej na rollercoastery i do miejsc, które kryją w sobie mroczne tajemnice i w których straszy niejeden duch. Inni woleli atrakcje, które aż tak bardzo nie przyspieszały bicia serca, beztrosko zasiadali więc na kierownicą samochodzików, albo wyruszali w szaloną podróż latającym dywanem czy kręcącą się filiżanką. Grupa młodszych dziewczynek odliczała minuty do spotkania z Anną i Elsą, czyli bohaterkami „Krainy lodu”, kilkuletni chłopcy czym prędzej chcieli spotkać się z Chudym z „Toy Story” u bohaterami bajki „Auta”. Wszyscy cierpliwie czekali w kolejkach, aby móc uściskać swoich ulubionych bajkowych bohaterów i zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia – wśród tych najpopularniejszych były oczywiście Myszko Miki i Minnie. Niesamowitych wrażeń dostarczyła wszystkim wieczorna parada z udziałem najpopularniejszych bajkowych bohaterów, a także nocny pokaz multimedialny na fasadzie zamku, którego kulminacją był pokaz sztucznych ogni. Co zabawne, niektórzy wracali z niego, smacznie śpiąc w ramionach ukochanych mam.

Tak oto minęły nam dwa cudowne dni w Disneylandzie. Gdyby zliczyć, ile w sumie pokonaliśmy kilometrów, zrobiłby się z tego niezły maraton. Grunt, że wszyscy ukończyli go z uśmiechem na ustach i radością w sercu. My do dziś słyszymy zaś chóralne „tak”, wykrzyczane przez naszą wesołą grupkę w odpowiedzi na pytanie: „czy spełniło się wasze marzenie?”. Dziękujemy wszystkim, dzięki którym było to możliwe.