Moim marzeniem jest:

Zostać stróżem prawa

Hubert, 5 lat

Kategoria: być

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • STRAŻ MIEJSKA w POZNANIU

pierwsze spotkanie

2004-07-28

Pamiętacie Chrisa Greciusa - 6-letniego, chorego na białaczkę chłopca, który marzył o tym, aby zostać policjantem? Dziecko, którego marzenie spełniło się i tym samym spowodowało lawinę wydarzeń, poprzez które powstał światowy ruch spełniania marzeń? Zdaje się, że mamy, tu w Poznaniu, naszego polskiego "Chrisa". Podobieństw jest zbyt wiele, aby przejść obok nich niewzruszonym...

Hubert ma nie całe 6 lat. Jest chory na białaczkę. Kilka dni temu trafił na szpitalny oddział z zapaleniem płuc. Panie z personelu medycznego otoczyły go troskliwością, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, źe Hubert marzy o posiadaniu PRAWDZIWYCH KAJDANEK POLICYJNYCH. Lodołamacz mieliśmy więc z głowy...

Na oddziale byliśmy niecałą godzinę. Chłopiec leży na izolatce - ma bardzo niski poziom leukocytów. Ma też problemy z oddychaniem. Od rana nas wyczekiwał. Kiedy Ewa wręczyła mu kajdanki jego uśmiech wypełnił caaaały pokój. Dowiedzieliśmy się także, że "o takich właśnie marzył, bo zawsze chciał ścigać złodziei". A do pełni szczęścia brakuje mu tylko... policyjnej pałki! Hmmm... zobaczymy co da się zrobić...

 

spełnienie marzenia

2004-07-29

W środę 28 lipca, na spotkaniu wolontariuszy, otrzymaliśmy wiadomość o bardzo chorym Hubercie. Z relacji Tomka wynikało, że sprawa jest bardzo pilna. Wiedzieliśmy też, że Hubercik ma 5 lat, kolejną wznowę po przeszczepie szpiku, leży w poznańskiej klinice i marzy o ... kajdankach. Decyzja była błyskawiczna. Do wizyty w szpitalu wybrana została Ala i ja. Zdecydowałyśmy o spotkaniu z Hubertem następnego dnia.



Mariusz, nasz nowy wolontariusz-obserwator, zadeklarowal pomoc. Załatwił kajdanki, odznakę policyjną i cała trójka udała się do naszego nowego dziecka. W izolatce zastaliśmy niezwykle sympatycznego 5-cio latka, który mimo wielu wężykow podłączonych do raczek i noska, wyraźnie ucieszył się z naszych odwiedzin. Oczywiście najbardziej ucieszyły go kajdanki.



Błyskawicznie nawiązaliśmy kontakt z tym bystrym malcem. Okazało się, że jego największym marzeniem jest łapanie złodziei i zamykanie ich w więzieniu. Chciałby więc dostać jeszcze pałke, a jak dorośnie, zostać policjantem. Był w swoim marzeniu niezwykle zdecydowany. Umowiliśmy się, że następnego dnia przyjedziemy do niego z dwoma funkcjonariuszami, którzy przyjmą go w swoje szeregi wcześniej, jeżeli obieca, że będzie dzielny i zaczeka na naszą wizytę.

* * *

 

29 lipca - piątek Hubercik od rana czekał na wizytę funkcjonariuszy. Był niezwykle dzielny, mimo swojej słabości. Nawet nakłucie szpiku, bez znieczulenia, zniósł z godnością, oznajmiając, że "przecież dzisiaj spełni się moje marzenie!".

 

Ala zjawiła się pierwsza. Tak jak my wszyscy, nie mogła dospać. Zastała Hubercika siedzącego przy małym stoliczku, gotowego na przyjęcie niezwykłej delegacji. Był bardzo podniecony. Żeby skrócić czas oczekiwania na gości, rozpoczęli wspólną budowę więzienia z klockow dla złodziei. Każdy ruch na korytarzu wychwytywały czujne uszka przyszłego stróża prawa, jakby obawiał się żeby nie przegapić swojego marzenia.

 

Kiedy weszłam do pokoiku, poznał mnie od razu,mimo fartucha, maseczki, rekawiczek. Pamietał też, że wczoraj obiecałam mu wizytę funkcjonariuszy. On też dotrzymał słowa - dzielnie czekał!!! Kiedy potwierdził swoją gotowość, wprowadziłam czekających pod drzwiami, wzruszonych gości. Reszta potoczyła się bez kontroli.

 

To bylo niesamowite. Hubert Wachowiak powtarzał ślubowanie, czytane przez jednego z panów mundurowych. Jego mama cichutko łkała w jednym rogu pokoju. W drugim stała wzruszona Ala. Ja bezwiednie wstrzymałam oddech. Na oknach do sąsiednich sal zauważyłam przyklejone twarze małych pacjentow, ich rodziców, lekarzy, pielęgniarek. Wydawało się, że słychać tylko bicie serduszka sierżanta Huberta i jego ślubowanie.

 

Z toreb funkcjonariuszy posypały się prezenty. Była prawdziwa pałka, czapka galowa, czapka polowa, proporczyki, odznaki, malowanki, kredki, książeczki i wiele, wiele rzeczy, z których każda osobno cieszyła naszego bohatera. Już nie starczało mu miejsca na kolanach, krześle i stoliczku, ale dla prawdziwego stróża prawa nie ma przeszkód. Kiedy nasi strażnicy umawiali się na wspólny patrol radiowozem na sygnale, w ich torbie znalazł się jeszcze jeden prezent: album Poznania, w którym sierżant Hubert ma wybrać dzielnicę, od której zaczną patrol.

 

Nie potrafię powiedzieć, kto był najbardziej przejęty, ale z całą pewnością mogę oznajmić, że Hubercik był bardzo szczęśliwy. Oby starczyło mu tych wrażeń i sił do walki z chorobą! Życzymy mu tego z calego serca!

 

Nie mogłabym zakończyć tej relacji bez paru słów podziękowania dla funkcjonariuszy Mirosława Żydka i Artura Szeląga oraz "naszego" Mariusza, który tak szybko ich zwerbowal dzięki wspaniałej reakcji Zastępcy Komendanta Straży Miejskiej w Poznaniu - Jacka Chilomera. Byli po prostu doskonali. Tak fantastycznie weszli w swoje role, a przecież nie mogli się do nich przygotować. Dziękujemy im za to.


Wiem, że takie marzenia zdarzają się niezwykle rzadko. Są niesamowite. Takie prawdziwe, szczere, osobiste. Wiem, że to było naprawde marzenie Huberta! Jesteśmy z Alą niezwykle szczęśliwe, że to właśnie my mogłyśmy je spełnić!

 

Kiedy wychodziliśmy z izolatki Huberta po pierwszym spotkaniu, Mariusz powiedział: "Nie myślałem, że dziecko może się tak cieszyć" (to było pierwsze spełnianie marzenia z udziałem Mariusza). Zapytałam więc: "Czy teraz rozumiesz dlaczego to robimy?" Odpowiedź była natychmiastowa: "Zawsze to wiedziałem."