Moim marzeniem jest:

Aparat cyfrowy

Kamil, 15 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-07-11

spełnienie marzenia

2005-07-16

Anna i Łukasz postanowili na swoim ślubie, który odbył się 18 czerwca 2005, zebrać fundusze na spełnienie marzenia w ramach FMM. Nie był to przypadek. Mama i siostra pana młodego są wolontariuszkami fundacji. Młodzi zapowiedzieli gościom weselnym, aby zamiast darowania im kwiatów, złożyli datek pieniężny. Po weselu przeglądnęli listę marzycieli. Pragnęli zaadoptować całe marzenie. Ich wybór padł na Artura i Kamila, chorych na rdzeniowy zanik mięśni. Państwo młodzi pojechali w podróż poślubną, a sprawy w swoje ręce przejęła mama - wolontariuszka.

11 lipca zespół wolontariuszy wybrał się z pierwszą wizytą do Kamila. Byliśmy tu tydzień wcześniej u jego brata Artura. Kamil dostał tygodniową przepustkę ze szpitala, w którym przebywał trzy miesiące przygotowując się do zabiegu. Operacja nie zostala przeprowadzona , a Kamil odpoczywał od atmosfery szpitalnej w gronie rodziny. Nie był w dobrej formie, ale zebrał siły na krótką rozmowę z nami. Był pogodny, na nasze pytania najczęściej odpowiadał uśmiechem lub skinieniem głowy. Przedstawił swoje dwa marzenia - aparat fotograficzny cyfrowy i wieżę stereo. Aparat fotograficzny mógłby zabrać ze sobą do szpitala.

Zależało nam, aby powrócić do Kamila jeszcze przed jego powrotem do szpitala. 18 lipca wybraliśmy się ponownie z wizytą. Zastaliśmy rodzinę w komplecie. Siostra Ewelina wróciła z wakacyjnego obozu pod namiotami. Obecna była mama i brat Artur, dla którego mieliśmy wymarzony cyfrowy aparat fotograficzny.

Kamil był w zdecydowanie lepszej formie. Tak działa pobyt w domu wśród rodziny. Wszyscy piliśmy herbatę i pojadaliśmy ciasteczka, Kamil swoje jedzonko dostawał przez sondę. Oczywiście, przyjechaliśmy po to, aby spełnić marzenie. Przywieźliśmy dla Kamila wymarzony cyfrowy aparat fotograficzny. Zaczęło się zakładanie baterii, czytanie instrukcji i robienie pierwszych zdjęć. Ustawialiśmy się w różne grupki robiąc nie zawsze wytworne miny. Kamilowi drżały rączki od ciężaru aparatu, ale nie wypuszczał go z dłoni. W tym samym czasie Artur kręcił filmy na swojej komórce. Śmiechom i dowcipkowaniu nie było końca.

Wracaliśmy do domu szczęśliwi, mając przed oczyma uśmiechniętą choć bladą twarzyczkę Kamila, jego szczuplutkie rączki przytulające aparat.