Moim marzeniem jest:

Wyjazd nad morze

Krzysztof, 14 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-07-16

Było już około godziny 16 kiedy po drobnych problemach z odnalezieniem drogi do miejscowości o pozornej nazwie Górki Noteckie zjawiliśmy się w domu u naszego marzyciela Krzyśka. Chłopak, mimo swojej ciężkiej choroby jest naprawdę pogodną osobą.

Kiedy przyjechaliśmy z wizytą Krzysiek wraz ze swoim bratem już na nas czekali. Byli bardzo szcześliwi z powodu naszych odwiedzin, co niezmiernie nas ucieszyło i dodało nowej energii, której nieco straciliśmy podczas długiej podróży. Chłopcy są wielkimi fanami muzyki dyskotekowej, więc z płyt, które od nas otrzymali (min. płytę jednej z ich ulubionych wokalistek Mandaryny) byli naprawde zadowoleni. Od razu rozpoczeli przesłuchiwanie wszystkich piosenek, a co najważniejsze sprawiało im to widoczną przyjemność.

W miedzyczasie przeszliśmy do sedna naszej wizyty, marzeń. Przy pomocy rąk wolontariusza Tomka, marzenia Mariusza zostały przelane na papier. Jak się okazało Mariusz marzy przede wszystkim o tym by zobaczyć morze, usłyszeć szum fal... Ma również inne marzenia, związane z jego muzyczna pasją: organy, a także chciałby urządzić prawdziwą imprezę, oczywiście z dobrą muzyką. Teraz pozostaje nam jak najszybciej zabrać się do realizacji marzenia i zamówić słoneczną pogodę nad morzem!

inne

2005-09-11

Nadchodzi piękny dzień, a my mamy ważną rzecz dziś do zrobienia. Wyruszamy z Poznania; Ja i nasz wspaniały kierowca, pan Stefan wyruszyliśmy w kierunku Górek Noteckich, aby odebrać stamtąd głównego bohatera nadchodzącego weekendu - KRZYSIA. Gdy dotarliśmy na miejsce wszyscy byli już zwarci i gotowi do drogi. Cała rodzina w komplecie: mama, tata, Marcin - brat marzyciela no i oczywiście Krzysiek. Nasz marzyciel z uśmiechem od ucha do ucha poganiał nas byśmy jak najszybciej ruszyli w dalszą trasę. Jeszcze tylko odpowiednia muzyka do jazdy i mogliśmy jechać.

Po "paru dłuższych i jednej krótszej chwili" dotarliśmy do miejsca przeznaczenia: Świnoujście. Już na progu powitali nas wspaniali ludzie - państwo Tokarscy, którzy przez te kilka dni gościli nas u siebie.

Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy wypełnić naszą misję. Gdy w końcu osiągamy swój cel: MORZE, nastąpiła chwila ciszy.... Krzysiek początkowo zaniemówił, gdy zobaczył taki ogrom wody, a następnie, gdy tylko trochę ochłoną zapytał się "dlaczego ono tak głośno szumi?" Rzeczywistość przerosła wyobrażenie, a morze (jakby na specjalne zamówienie) przywitało nas pięknymi falami, a na horyzoncie machały do nas stateczki.

Idziemy zwiedzać dalej. Kierunek: promenada. Dookoła mnóstwo straganów z pamiątkami, kartkami, bursztynami. Wszystko kolorowe, nowe i kuszące, nie wiadomo na co się zdecydować. Po dłuższej chwili wahania Krzysiek wybrał muszlę, ponieważ... szumi jak morze.

Kolejnym punktem programu było mini oceanarium, w którym można było podziwiać wiele kolorowych rybek i innych morskich stworzeń. Jednak największe zainteresowanie wzbudziły te szare - miniaturowe rekiny, które wyglądały tak samo jak te z filmu, tylko w wersji mini.

Dzień 2
Już od rana panowała dziwna atmosfera... w powietrzu mieszała się radość, ciekawość wraz niecierpliwością, wprost mieszanka wybuchowa. Tego dnia wyruszyliśmy na kolejny "podbój" morza. Rejs statkiem, tym razem mieliśmy okazję podziwiać tą słoną wodę z innego punktu obserwacyjnego, a mianowicie wody. Po małych pertraktacjach z kapitanem mogliśmy wejść na pokład. Strasznie bujało (jak to przed nadchodzącym sztormem). Dzięki panu Jackowi (naszemu gospodarzowi) Krzysiek poznał jak wyglądają barki, promy, kutry i dwie legendy o wiatraku zwróconym w stronę morza.

Wieczorem nadszedł czas na zabawę. Chłopacy ruszyli na tańce. Dla Krzyśka poza muzyką mogłoby już nic nie istnieć, o czym wszyscy przekonaliśmy się wkrótce. Nasz marzyciel śpiewał wszystkie piosenki razem z muzykami, był tak pochłonięty zabawą, że nie zwracał uwagi na nic innego, tylko uśmiech od ucha do ucha wskazywał, że jest zadowolony.

Dzień 3
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Dziś nadszedł dzień powrotu do codzienności, ale przed nami wciąż jeszcze była wycieczka do Międzyzdroji. Niestety pogoda nam nie dopisała, dlatego zmuszeni byliśmy wjechać na molo w deszczu (ale warto było).

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w mini zoo: żółwie, kozice, nawet dziki przegrały z... osłami, które wywarły na Krzyśku największe wrażenie.

Nadszedł czas pożegnania.

Na zawsze zapamiętam te trzy dni pełne pozytywnych emocji... I chyba nie tylko ja. A w Górkach zostanie morze, też w wersji mini, ponieważ zamknięte w słoiku, no i oczywiście muszle, które szumią jak marzenie.

Gorące podziękowania należą się naszym pomocnikom - dobrym duchom tego marzenia:

- Firmie AutoWatin, która udostępniła nam swój samochód i pełen bak.
- Panu Stefanowi, który poświęcił swój czas i zdrowie.
- Państwu Tokarskim za udostępnienie swojego ciepłego domu oraz Markowi, który pomógł to wszystko ogarnąć.