Moim marzeniem jest:

Mandaryna

Monika, 17 lat

Kategoria: spotkać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-08-27

Na pierwsze spotkanie umówiłyśmy się w domu Moniki, w pięknie położonej wsi, godzinę drogi od Poznania. Nasza Marzycielka jest siedemnastoletnią, bardzo wygadaną licealistką - o żadnym udawaniu i szywności w rozmowie z nią nie mogło być mowy. Od razu zabrała Asie i mnie do pokoju, wspaniałomyślnie pozostawiając mamie i pani Steglińskiej całą papierkową robotę. Czy to dzięki podobnemu wiekowi, czy może raczej pomogła bezpośredniość Moniki, tematom do rozmowy nie było końca.

Monika okazała się dziewczyną pełną pomysłów i ciekawa świata,interesuje się dziennikarstwem,wspólnie z koleżankami ze szkolnej gazety wygrały nawet wycieczkę do Torunia, lubi motory, chciałaby studiować prawo. "Może wyjadę do Poznania?" rozmyśla. Kiedy wreszcie dotarłyśmy do konkretów (czytaj: marzenia) rozpętała się prawdziwa burza mózgów! "Jest takie jedno... ale będziecie się śmiały! ...chciałabym zobaczyć wrak Titanica" nie pozostało nam nic innego jak wybałuszyć oczy. Niestety ten pomysł trzeba było porzucić ze względów zdrowotnych i praktycznych. Ale marzenia śmigały jak strzały na bitwie. Po ciężkiej batalii udało nam się "wyartykułować" przepisowe trzy.

Pierwsze miejsce zajęło spotkanie z Mandaryną, drugie-wycieczka do parku rozrywki ("Uwielbiam szybkie kolejki!" śmieje się Monika), a trzecie rower górski ... przydałby się podczas wypadu nad jezioro. Ostatnie minuty zleciały na spisywaniu przepisu i omawianiu szczegółów wypieku pysznego ciasta z kremem, którym poczęstowała nas pani domu. A dobry krem to dziś prawdziwa rzadkość...

spełnienie marzenia

2005-09-23

W Poznaniu Malwina wyszukała namiary na Mandarynę, czyli zdobyła numer telefonu jej menedżera pana Jacka Siebora i plan koncertów. Wybrałyśmy 23 września Kalisz.

 

23 września rano wybrałam się z Asią do Prusinowa. Zabrałyśmy Monikę i jej mamę do Kalisza na spotkanie z Mandaryną. W Kaliszu zagospodarowałyśmy się w hotelu CALISIA, poszłyśmy na obiad. Monika uwielbia pizzę, więc wiedziałyśmy czego szukać. Niedaleko hotelu, na powietrzu, pod parasolami, zjadłyśmy pyszną pizzę. Była piękna pogoda, więc obiad jadłyśmy powolutku. Potem wybrałyśmy się do Szale w gminie Opatówek (przedmieścia Kalisza). Tu, w świetnie zagospodarowanym Ośrodku Sportu Rehabilitacji i Rekreacji, nad pieknym jeziorem, odbył się koncert Mandaryny. Byłyśmy umówione na godzinę 18.00, ale cala impreza odbyła się z dużym opóźnieniem. Chyba celowym, aby pokazać podczas koncertu efekty świetlne.

 

Około godz.19.30 Monika została poproszona do namiotu Mandaryny. Poszła również jej mama i my, wolontariuszki. Mandaryna wyściskała Monikę na powitanie i rozpoczęła się rozmowa. Monikę zamurowało. Miała przygotowane pytania, ale z wrażenia wszystkie uleciały jej z glowy. Dobrze, że jadąc samochodem przepytałam Monikę, co chce powiedzieć Mandarynie, więc mówiłam za nią. Monika miała zapotrzebowanie na autografy od sześciu swoich bliskich przyjaciółek. Powiedziałam o tym Mandarynie, Monika zaczeła wymieniać ich imiona, a Mandaryna podpisywać dla nich swoje zdjęcia. Przekazałam wyrazy podziwu i uwielbienia Moniki dla Mandaryny. Zrobiły sobie pamiątkowe zdjęcia, a na koniec Mandaryna zaprosiła Monikę do wejścia na scenę i zatańczenia razem z tancerzami i innymi gośćmi podczas wykonywania jej piosenki hiszpańskiej.

 

Rozpoczął się koncert. Już w pierwszej piosence "Bo z dziewczynami nigdy nie wie się..." Mandaryna pokazała swój kunszt scenograficzny i taneczny. Potem było również wiele efektów świetlnych i popisy członków zespołu towarzyszącego Mandarynie. Całe widowisko było ciekawe, efektowne i bardzo się Monice podobało. Oczywiście w trakcie wybranej piosenki śmiało wyszła na scenę i tańczyła z innymi jak "stara artystka". Po koncercie Mandaryny była godzinna przerwa, a potem koncert Dody z zespołem VIRGIN. Zostałyśmy na dużej części tego koncertu.

 

O godzinie 23 zarządziłyśmy odwrót. Pogoda caly dzień była piękna, ale w nocy zrobiło się bardzo chłodno. Monika przez cały dzień miała wspaniałą kondycję. Wróciłyśmy do hotelu. W sobotę, po urozmaiconym, pysznym śniadaniu hotelowym wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Rozmawiałyśmy o koncertach. Monika bardzo cieszyła się, że uslyszała na żywo Dodę, ale jej serce wciąż trwało przy Mandarynie. W Gołuchowie zrobiliśmy sobie przerwę na spacer po zamkowym parku. W domu powitano Monikę i nas kawą ,a także wspaniałym tortem podanym z okazji urodzin malutkiej siostrzenicy. Monika nie jadła go. Zaraz pobiegła do swoich koleżanek...

 

Myślę, że Monika jeszcze długo będzie opowiadała o swoim spełnionym marzeniu.