Moim marzeniem jest:

Komputer

Gaston, 15 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-04-01

W pierwszą sobotę kwietnia naszym nowym Marzycielem został Gaston. Chłopiec ma 15 lat ( ale właściwie prawie 16, jak nam później powiedział ), mieszka z Mamą i Siostrą, które dochowały tajemnicy i nie pisnęły ani słowa o naszej niespodziewanej  wizycie.  Przywitała nas Mama i zaprosiła do środka. Strasznie speszony Marzyciel wychynął na korytarz.

- Goście? Jacy goście?
- Chcielibyśmy z Tobą chwilę pogadać, znajdziesz dla nas trochę czasu?
- Pogadać? Ale o czym?... Czy to jakiś primaaprilisowy żart? - stremowany Gaston nie wiedział, co się dzieje.

 

Zaczęliśmy rozmowę. Chociaż barwnie opowiadaliśmy o Fundacji i o spełnianiu marzeń, Gaston wciąż był onieśmielony naszą obecnością. Wtedy rozmowa zeszła na sportowe zainteresowania, a szczególnie na piłkę nożną, a szczególnie na Lecha-Poznań. Lech, Lech, Kolejorz !!! Lech, Lech, Kolejorz !!! Wszyscy się ożywili i do rąk Gastona trafił "lodołamacz"- gadżety związane z Lechem: szalik, czapka, kubek i zegar ścienny. Już sam szalik zrobił furorę. To był naprawdę strzał w 10tkę !! Rozmowa stała się swobodna, poczuliśmy wszyscy, że "lody skruszały". Zaraz też otrzymaliśmy nagrodę. Gaston pochwalił się swoim najnowszym dziełem. Mogliśmy podziwiać komputerową prezentacją jego szkoły, przygotowaną w programie PowerPoint, choć nie była jeszcze w pełni gotowa do upublicznienia.

 

Powoli Gaston przyzwyczajał się do nas. Rozpoczęły się rozmowy pełne żartów i ciętych ripost. O piłce, o grach komputerowych i.... o dziewczynach (;-)).Wreszcie przyszedł czas na to, co najważniejsze. Padło pytanie o marzenia Gastona. Nie przypuszczałam, że będzie to najtrudniejsza część naszej wizyty. Gaston rozłożył nas na łopatki: "Zawsze chciałem szalik Lecha, teraz już mam..." Po długich rozmyślaniach i naszego zdecydowanego sprzeciwu wobec kilku dziwnych propozycji (zamknięcie szkoły, uprowadzenie "ulubionej" nauczycielki ;) Gastonowi udało się nazwać swoje marzenia...

 

Wymarzył sobie nowy komputer. Taki, co to ma 200 czegoś i 450 czegoś innego ;)). Dane były bardzo precyzyjne, choć może nie dla wszystkich zrozumiałe. Drugim marzeniem była komórka. Też "super bajerancka" z różnymi nadzwyczajnymi funkcjami. Trzeciego marzenia nie "wycisnęliśmy" z Gastona. Może to nadmiar emocji, a może chęć nacieszenia się prezentami tylko w kręgu rodziny nie pozwoliły mu się skupić? W każdym razie przy trzecim marzeniu postawiliśmy kreskę. Gaston nie dał się namówić na narysowanie swoich marzeń. Jako prawie dorosły, poprzestał na sporządzeniu ich listy.

 

Nadszedł czas naszego powrotu. Jeszcze tylko kilka zdjęć, jeszcze przyjmujemy zaproszenie ( ważne: bezterminowo) na kawę i sernik, i jedziemy do Poznania. Ponieważ jeden z członków grupy kontaktowej okazał(a) się być roztrzepaną gapą (ale nie powiem, kto to ;)), musieliśmy wrócić do Gastona w 5 minut po odjeździe. W poszukiwaniu straconego czasu?... Nie, w poszukiwaniu zgubionego telefonu komórkowego. I bardzo dobrze się stało. Zastaliśmy Gastona na "gorącym uczynku". Z młotkiem i gwoździem w ręce wybierał miejsce w pokoju na Swój Zegar Kolejorza. Oczywiście miał na sobie Swój Szalik Kolejorza!!! A telefon wcale nie został zgubiony; leżał sobie spokojnie w samochodzie.

 

Przed wyjazdem do Gastona byłam trochę zdenerwowana. Przecież to mój pierwszy Marzyciel. Teraz wiem, że nerwy były niepotrzebne, że mój pierwszy krok w roli wolontariusza, choć stawiany niepewnie, wprowadził mnie na dobre w misję Fundacji. Z radością zrobię następne kroki, żeby spełnić marzenie Gastona i marzenia wielu następnych Marzycieli.

spełnienie marzenia

2006-06-03

Na spełnienie marzenia wybraliśmy 3 czerwca - była to pierwsza sobota po Dniu Dziecka, uznaliśmy zatem, że mamy znakomity pretekst do zupełnie niewinnie wyglądających odwiedzin Gastona; dobrze jeśli spełnienie marzenia może być także wielką niespodzianką! Dodatkowym motywem "maskującym" było zaproszenie na sernik i kawę, złożone nam przez Gastona podczas ostatniej wizyty.

 

Przywitała nas Mama, która oczywiście doskonale wiedziała, "co się święci", pani Bożenka - pedagog szkolny oraz ciocia Marzyciela. Gaston i jego kuzyn Rafał dołączyli do nas po chwili. Przy stole zastawionym słodyczami Gaston zdradził nam, że to on upiekł pyszny sernik, i to wyłącznie za pomocą wskazującego palca prawej ręki, jak prawdziwy szef kuchni ;-)). Z okazji Dnia Dziecka, a jakże, wręczyliśmy Gastonowi małe upominki. Robiliśmy wszystko, żeby Go zmylić i uśpić Jego czujność! Nową piłkę trzeba było od razu wypróbować, więc wyszliśmy na dwór trochę pograć. Niestety, chłopcy nie mogli w pełni pokazać swoich piłkarskich umiejętności. Oszczędzali piłkę - na jutrzejszy poznański "Piknik Jak Marzenie". Gaston będzie na niej zbierał autografy piłkarzy Lecha.

 

Wróciliśmy do domu. Chcieliśmy jeszcze poczekać na lekarza Gastona - panią profesor Latos - Bieleńską, która obiecała do nas dołączyć, jednak wkrótce atmosfera stała się zbyt gęsta od oczekiwania, prawie nie do zniesienia. Czekaliśmy. My - na najlepszy moment wręczenia komputera, Mama - na reakcję syna, pani Bożenka - na swój debiut uczestniczenia w spełnieniu marzenia, Rafał - na nie wiadomo co, Gaston - na to, co wisiało w powietrzu, co podejrzewał, ale na co nic nie wskazywało. Napięcie rosło. Chyba nie przeciągnęliśmy struny ?! Wielkie pudło, stanęło na środku pokoju. Błyszczące oczy Gastona i nerwowe zdzieranie papieru.... jest nareszcie wymarzony komputer. Uśmiech wymalował twarz Gastona od ucha do ucha. Kolejne elementy zestawu wzbudzały podziw i jednocześnie niedowierzanie, że się spełniło, że to prawda, że .... jest super.

 

W ekspresowym tempie 3 pary rąk podłączyły cały sprzęt. Odpalamy!!! Wystarczyło kilka testów i już wiedzieliśmy, że nowy PC Gastona potrafi dosłownie wszystko. Nawet NASA nie ma takiego komputera!!! No i zaczęło się. Od tego momentu nie mogliśmy liczyć na kontakt z którymś z chłopców ;-)). Jak zahipnotyzowani patrzyli w monitor, nawet siłą byśmy ich nie odciągnęli... Nam też oczy wychodziły z orbit. Na pulpicie przygotowana wcześniej tapeta. Fotka Gastona, logo Fundacji, obowiązkowo zielony kolor i stosowny, okazjonalny napis. "Dla naszego marzyciela Gastona". Yeees!!!

 

Wkrótce musieliśmy wracać do Poznania, żeby wypocząć przed jutrzejszym Piknikiem. No i widać było, że Gaston chciałby zostać sam na sam ze swoim nowym wymarzonym komputerem. Patrząc na błąkający się na jego twarzy uśmiech mogę powiedzieć jedno - marzenie spełniło się nie w stu, ale w tysiącu procentach..