Moim marzeniem jest:

Mundial 2006

Marek, 13 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2005-08-31

Mama Marka czekała na nas przed bramą, więc poszukiwania właściwego domu odbyły się niezwykle sprawnie. Nieco trudniejsze okazały się rozmowy dotyczące marzenia.

Przygotowany lodołamacz" początkowo zadziwił Marka. Tym bardziej, że okrągły, zawinięty fantazyjnie w zieloną krepę i nazywany "kapustą" upominek rzeczywiście przypominał nieco pospolite warzywo. Chociaż widać było, że chłopak był nieco zaskoczony tak dziwnym upominkiem, przeważyło dobre wychowanie. Podziękował ślicznie nie wiedząc do końca, czy ta ,,kapusta" naprawdę może się do czegoś przydać. Ośmielony, zdjął jednak krepę. Wielki uśmiech nie pozostawiał wątpliwości, że ,,kapusta", która okazała się piłką nożną, nie będzie leżała w kącie. Nasze przypuszczenia potwierdziła szybko mama. - Ma jakąś piłkę, ale bardzo już zniszczoną. Właściwie, to tamta już nie bardzo się do czegokolwiek nadaje - wyjaśniła.

Zamiłowanie do piłki nożnej przebijało też z rysunków, które miały przedstawiać marzenie Marka. Z jednego rysunku straszył dwugłowy (inne głowy zostały już wcześniej ścięte) smok - najwyraźniej wawelski, na drugim mrugał nowoczesny laptop, a trzeci... Na trzecim biegało 22 piłkarzy. Ponieważ była tam piłka oraz 2 bramki, domyśliliśmy się, że Marek chciałby obejrzeć jakiś mecz.

Wielkim problemem okazało się ponumerowanie rysunków. Które z marzeń jest najważniejsze, a które można uznać za rezerwowe? Marek wcześniej opowiadał, że ze względu na chorobę (mukowiscydozę) niewiele podróżuje. Kilka razy był z rodzicami nad morzem, ale Krakowa nigdy dotąd nie zwiedzał. Taka wycieczka mogłaby okazać się niezapomniana. Ale .. bardzo by się też przydał laptop, zwłaszcza że chłopiec często przebywa w szpitalu, gdzie dokucza mu samotność. Jednak również rysunek przedstawiający mecz ciężko było odłożyć na spód. - Nigdy nie byłem na prawdziwym stadionie - przyznał Marek. - Mecze oglądam w telewizji - dodał. - Ale za to bez przerwy. Żadnego filmu nie da się w tym domu obejrzeć, bo wszyscy nic tylko oglądają mecze - uzupełniła z uśmiechem mama.

Ponieważ dyskusja nad ważnością przedstawionych na rysunkach marzeń przeciągała się, zaproponowaliśmy żeby Marek przespał się z tym ważkim problemem. I rzeczywiście - następnego dnia otrzymali¶my odpowiedź wiążącą: - najwspanialszą przygodą byłaby dla Marka wyprawa do Berlina - na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Koniecznie na mecz polskiej reprezentacji.

spełnienie marzenia

2006-06-15

A time to make friends" - głosi hasło reklamowe Mundialu, ale tym razem i nie ma w nim zwyczajowej dla reklam przesady. Okazało się, że obawy organizatorów o skutki nawałnicy pseudokibiców zza Odry to "strachy na lachy" (sic!). Wszędzie miłe dla oka obrazki. Polscy kibice biesiadują z kibicami Ekwadoru. Wspólne zdjęcia, wymiana gadżetów mundialowych. Kibice niemieccy w koszulkach narodowych z polskimi czapkami na głowie. Nawet Marek paradujący w czerwonej czapce z białym orłem, kupił sobie niemiecką chorągiewkę. Grupa kibiców Brazylii z przenośną perkusją podrywa do tańca Chorwatów, Szwedów, Polaków, Niemców. Uśmiechy, wzajemna życzliwość, prawdziwy festyn na pełnych życia, słonecznych, kolorowych ulicach i placach Gelsenkirchen i Dortmundu. Atmosfera świąteczna, wspaniała. Tu króluje piłka nożna. Jest wszechobecna. W oczach mundialowców duma i radość: Jesteśmy tutaj. To święto jest dla nas i my je tworzymy. Niech będzie pięknie, bo następne Mistrzostwa Świata w piłce nożnej na naszym kontynencie za... 20 lat.

Gelsenkirchen
Siedzimy w kawiarni na świeżym powietrzu w gronie naszych kibiców. Śpiewają: "Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, jedna bramka dla nas to - mało, mało". Skandują okrzyki: "Kto wygra mecz? Pol-ska. Kto wygra mecz? Pol-ska." Śpiewamy i skandujemy z wszystkimi.
Przewidujemy wynik meczu:
Mama Marka: 4:2, Tata: 2:1, Brat Marka: 3:1, nasz marzyciel Marek: ? (jest już na stadionie), Marek - kierowca wyprawy: 2:1, Adam i Mirek - fani i sponsorzy FMM: 4:0, 2:0. Rozmowy zagłusza unoszący się ponad głowami potężny śpiew: "Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata, Polska będzie mistrzem świata." Jest dobrze. Optymistycznie, radośnie, z fantazją i nadzieją.

Flagowiec
Na spełnienie marzenia Marka czekaliśmy od października 2005 do czerwca 2006. Właściwie nie czekaliśmy, tylko bardzo pilnie zabiegaliśmy o bilety na mecze Polaków. I udało się. Brawa ogromne dla firm sponsorów Mistrzostw Świata: Adidas, Philips, TP S.A., MasterCard, Continental, PZPN. Niech żyją! Zupełnie nieoczekiwanie, kosmicznie, Adidas zaproponował, oprócz biletów, bonus nad bonusy. Propozycja wydała się tak niesamowita, że aż nierealna. Marek nawet o tym nie marzył, my w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę, ale wszyscy, nie wyłączając Rodziców, przeczuwaliśmy, że to, co miało się wydarzyć, będzie absolutnym hitem i stanie się najważniejszym dla Marka momentem całej wyprawy. Czekaliśmy zatem z niecierpliwością na.... wniesienie przez Marka flagi Fair Play na murawę stadionu przed meczem Polska - Ekwador!!! I wniósł... Ubrany od stóp do głowy w żółto - niebieski komplet piłkarski. Wytrzymał presję 35 000 kibiców, błyski fleszy dziesiątek fotoreporterów i kamer. Choć przez krótką chwilę mógł być oglądany na ekranach telewizorów na całym świecie. Za godne reprezentowanie Polski, Fundacji Mam Marzenie i swojej szkoły w Jerce, został odznaczony przez FMM - Złotym Medalem za Dzielność. Spisał się na wszak medal.

Mecz
Zaczęło się... od sms-a: "Musi tam być teraz wspaniale. Marek błysnął na sekundę w telewizji." . Potem stadion, i tak już pełny po brzegi, wypełniło śpiewane przez 30 tysięcy gardeł polskich kibiców: "Jesteśmy z Wami, Polacy jesteśmy z Wami" i "Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie". Rewelacyjny doping nie przynosił jednak pożądanych skutków. Telefon sygnalizował następne sms-y: "Jesteś tam, zrób coś. Pomóż im. Krzyknij Janasowi." "Wejdź na boisko i pokaż im jak się gra. Sam Żuraw nie da rady". "Oglądam spotkanie z Ekwadorem. Gdzie był Marek? Cieszę się z jego radosnych dni i ogromu wrażeń. Oglądajcie, podziwiajcie przeżywajcie i zapamiętujcie". Nie mogę oglądać meczu, nie mogę dopingować naszych. Wyłączam telefon. "Polska biało-czerwoni, Polska biało-czerwoni, Polska...... 0:2".

Marek
Ogrom wrażeń Marka, przebywającego od 15:00-24:00 (czas prób wnoszenia flagi, ceremonia wniesienia i mecz z Ekwadorem) w grupie chłopców Adidasa, poznaliśmy w środku nocy. Trzeba było przedrzeć się przez tłumy kibiców wracających z meczu, żeby dotrzeć na miejsce spotkania z Markiem. "Flagowiec" opowiadał z przejęciem o detalach prób i przygotowań, o kontaktach ze szczęśliwymi rówieśnikami - "flagowcami", o tym jak już na próbach starali się, żeby flaga była naprężona... i dobrze widoczna... i ustawiona w wyznaczonym miejscu. Oglądany później mecz przyniósł wiele emocji i gorycz porażki, ale mimo to przez cały następny dzień wielokrotnie wracały w rozmowach obrazy z wnoszenia flagi, nie zakłócone przegraną Polaków. W opowieściach Marka pobrzmiewała duma, poczucie ważności i wyjątkowości. To właśnieON był jednym z bohaterów ceremonii MISTRZOSTW ŚWIATA W PIŁCE NOŻNEJ 2006. Nasi piłkarze nie popisali się na boisku, nasz Marek za to znakomicie. Taka świadomość musi uskrzydlać. Marek znosił znakomicie trudy wyprawy. Radość, która tryskała z jego buzi pełnym szczerym uśmiechem, wprawiała całą Rodzinę w doskonały nastrój. Brat Marka także uległ magicznym chwilom i atmosferze Mundialu. Bawił nas swoimi błyskotliwymi komentarzami bieżących wydarzeń. Zadziwiał zasobem wiedzy o piłkarzach, klubach, wynikach spotkań piłkarskich. Ujawnił też swoje gusty kulinarne. Pod "presją" kucharki potrafił zjeść nawet dwa sznycle - "specialite de la maison" - podczas jednego posiłku. Oddałby pewnie za te sznycle nawet polskiego schabowego.

Zaczarowani
Poza sportowymi atrakcjami zwiedziliśmy Starówkę i ZOO w Gelsenkirchen, Pfantazjaland w Bruhl koło Kolonii, wieżę widokową, Starówkę i Muzeum Policji w Dortmundzie. Oddając się turystyce czekaliśmy, na mecz z Niemcami. I chociaż bardzo chcieliśmy, żeby nasi wygrali, żeby kibice znowu dali z siebie wszystko, żeby marzenie Marka pięknie się dopełniło, to byliśmy pewni, że nawet porażka biało-czerwonych nie jest w stanie nas odczarować. Bo czas tego spełnionego marzenia był rzeczywiście magiczny nie tylko dla Marka. Nas wszystkich hojnie obdarzył niezapomnianymi wrażeniami. Marek wydawało się, szybuje gdzieś wysoko ponad rzeczywistością choroby i ustawicznej z nią walki. Będzie mógł wspólnie z rodziną wspominać te zaczarowane 7 dni, będzie z nich czerpać siłę i nadzieję, będzie nadal marzyć i do tych marzeń się zbliżać, bo przecież marzenia się spełniają....

Do grona tych, dzięki którym okazało się, że marzenia są osiągalne, należy z pewnością firma Sanofi Pasteur, młodzież i nauczyciele Zespółu Szkół w Jerce i emerytowany nauczyciel - Irena Konieczna. Znaczna część środków finansowych potrzebnych do realizacji marzenia pochodziła właśnie od nich. Dziękujemy.

Sponsorzy (dziękujemy!!!):