Moim marzeniem jest:

wyjazd do Disneylandu

Iga, 5 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

spotkanie - poznanie marzenia

2015-06-03

W środę 3ego czerwca temperatura sięgała 30 stopni Celsjusza, kiedy po dzielnych poszukiwaniach udało nam się dotrzeć do domu naszej marzycielki.  Na werandzie z tyłu domu przywitały nas trzy uśmiechnięte dziewczynki - wesoła Iga  wraz z siostrami Mają i małą Olgą oraz mamą. Gdy tylko na stole pojawiły się przyniesione przez nas farbki do malowania twarzy siostry zamówiły sobie specjalne biedronkowe makijaże. Później  role się odwróciły i to my wcieliłyśmy się w klientki studia najbardziej kolorowych tatuaży. Zabawom nie było końca, ale w chwili przerwy przy podwieczorku udało nam się zagadnąć Igę o jej największe marzenie. Dziewczynka bez chwili wahania odpowiedziała, że jest to wyjazd do Paryża. Zapytana o to, co takiego wyjątkowego znajduje się w Paryżu odpowiedziała, że oczywiście Disneyland ! Największym marzeniem Igi jest spotkanie z postaciami bajek Disneya a zwłaszcza z główną bohaterką "Krainy Lodu" Elzą. Na koniec wszyscy uczestnicy zabawy, pozowali do zdjęć z czerwonymi ustami umalowanymi przez królową imprezy - Igę :)

spełnienie marzenia

2016-09-18

Od wielu miesięcy codziennym rytuałem moim i męża było życzyć Iguni na dobranoc snów o Disneylandzie, Elsie i Annie oraz o wieży Eiffla. O tym, że jej marzenie w końcu się spełni, powiedzieliśmy córce dopiero w drodze na lotnisko. Pierwszą reakcją był zachwyt, a potem niedowierzanie. W to, że sen staje się rzeczywistością, pomogła Idze uwierzyć starsza siostrzyczka.

 

Będąc już na lotnisku, Igunia spotkała dawno niewidzianych kolegów z oddziału onkologicznego: Daniela i Tymon, i ich mamy. Poznała również nowe ciocie i ciocię Justynkę, którą polubiła nadzwyczaj szybko. To ona pomogła mojej córce przezwyciężyć smutek rozstania ze starszą siostrzyczką i tatą na lotnisku. Potem było już tylko zabawnie – spotkanie z kolegami sprawiło, iż nie wiadomo kiedy zleciał czas i już trzeba było wchodzić na pokład samolotu. Sam lot okazał się ciekawym doznaniem, domki stawały się coraz mniejsze, a gdy byliśmy wyżej, kłębiaste chmury przypominały Idze poduchy, na których można usiąść. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku we Francji, oczom Igi ukazała się pierwsza wieża Eiffla (na razie był to metalowy stojak, na którym umieszczone były mapy Paryża dla podróżnych). Do hotelu zajechaliśmy późnym wieczorem, trzeba więc było od razu kłaść się do łóżek, aby naładować baterie przed tym, co miało wydarzyć się jutro.

 

To był wielki dzień. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Disneylandu. Kiedy wysiadaliśmy z autobusu, naszym oczom ukazała się piękna brama do bajkowej krainy. Po zorganizowaniu „magicznych wejściówek”, na które mogliśmy wejść na prawie wszystkie atrakcje bez oczekiwania w długich kolejkach, zachwytom nie było końca. Pierwszą atrakcją, którą Iga zażyczyła sobie odwiedzić, był… straszny dom. Co chwilę upewniałam się, czy aby na pewno chce tam iść, ale Iga była zdecydowana i stanowcza. Do środka zaprosił nas lokaj. Był miły, choć w jego głosie wyczuwało się nutkę niepewności. Gdy tylko weszliśmy do środka, zamknęły się za nami drzwi. Początek zwiedzania był niewinny, lecz po 5 minutach klimat przeobraził się na tyle, że Igunia zapragnęła wyjść. Szczęśliwie pan z obsługi szybko zorientował się w sytuacji i bez problemu wypuścił nas na zewnątrz. Iga stwierdziła, że musi jednak odwiedzić ten dom jeszcze raz, ale jak będzie starsza.

 

Kolejną atrakcją – zdecydowanie milszą – była spokojna, a zarazem czarująca karuzela z konikami i słonikiem Dumbo. Potem były cudne, kręcące się filiżanki, które Iga nakręcała jeszcze bardziej za pomocą środkowego talerzyka. Straszna dla córki była grota piratów, zaciekawiły ją natomiast podróż Piotrusia Pana i strzelanie do celu u Buzza z Toy Story, co uczyniła aż dwa razy. Rejs łódką w krainie laleczek z całego świata, w przepychu świateł, kolorów i muzyki, sprawił, że Iga zapragnęła zobaczyć to raz jeszcze. Do audiencji u księżniczki Aurory stała długa kolejka, to jedyna atrakcja, na którą trzeba było cierpliwie poczekać. Czekała również Iga, a gdy po około godzinie udało jej się w końcu spotkać twarzą w twarz z księżniczką, stwierdziła, że warto było czekać – była to zdecydowanie najmilsza atrakcja dnia.

 

Nic nie mogło nam zepsuć tak wspaniałego dnia, nawet niesprzyjająca wieczorna aura. W czasie deszczu Igunia obejrzała prześliczny pokaz na zamku śpiącej królewny. Była pod dużym wrażeniem całego przedstawienia, sztucznych ogni, a nawet prawdziwego buchającego ognia, od którego robiło jej się przyjemnie ciepło. Dodatkową radość sprawiła jej piosenka „Let it go” z „Krainy Lodu”, którą w wersji polskiej Iga zna na pamięć.

 

Następnego dnia kontynuowaliśmy zwiedzanie Disneylandu. Igunia odbyła podróż rakietą, odwiedziła okręt podwodny Kapitana Nemo, samodzielnie prowadziła samochód z lat 50., jechała szybką kolejką torową, płynęła przez miniaturowe miasteczko bajek. Jednak najpiękniejszą atrakcją okazało się przedstawienie taneczno-muzyczne „Kraina Lodu”, podczas którego córka zobaczyła Elsę, Annę, Olafa i Kristofa. Na koniec pokazu spadł śnieg. a z ust Igi usłyszałam długie „łaaaaaaał”.

 

To jeszcze nie koniec wrażeń. Tego samego dnia Igunia odwiedziła drugi park – Disney Studio. Tam latała na latającym dywanie, skakała ze spadochronu, jechała na Cienkim z Toy Story i spotkała się z Myszką Miki. Najbardziej straszną i zarazem zapierającą dech w piersiach atrakcją była podróż żółwikiem, po której Iga stwierdziła, że jak tu znowu kiedyś przyjedziemy, to zrobi starszej siostrze psikusa i namówi ją, żeby się nim przejechała.

 

Iga kupiła sobie i swoim siostrom kilka pięknych pamiątek i postanowiła, że po kolacji wróci jeszcze na wieczór do Disneylandu. Tak też zrobiłyśmy, obejrzałyśmy wieczorny pokaz fajerwerków, jednak w pewnym momencie zmęczenie dało po sobie znać i Iga zasnęła mi na rękach.

 

Ostatni dzień był uwieńczeniem radości, ponieważ Igunia mogła z bliska zobaczyć prawdziwą wieżę Eiffla. Widziała też wiele innych symbolicznych elementów Paryża, tj. Łuk Triumfalny, a pozostałe zabytki budowlane, tj. Katedra Notre Dame, Luwr, budynki Sorbony, ulice, parki, mosty, mogła podziwiać z autokaru, wszystko wydawało jej się piękne.

 

Za najfajniejsze pamiątki z Paryża Igunia uznaje małe kolorowe wieżyczki Eiffla. Kupiła ich sobie całkiem sporo, chodząc, wydawała dźwięk brzęczących wieżyczek.

 

Gdy dolecieliśmy do Polski, nadszedł czas pożegnania. W drodze do domu Igunia długo płakała za ciocią Justynką, którą tak bardzo polubiła.

 

W imieniu Iguni i naszym własnym serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do spełnienia marzenia naszej córki, a w szczególności:

– sponsorowi, dzięki któremu wyjazd mógł dojść do skutku,

– pani Danusi z biura podróży Itaka – za życzliwość i serce,

– ciociom opiekunkom na wyjeździe za cierpliwość i wsparcie,

– cioci Justynce za super kontakt z dziećmi, za opiekę i troskę oraz za dźwiganie Iguni na rękach, gdy sama nie miałam już siły,

– cioci wróżce Monice Kozłowskiej, od kontaktu z którą cała przygoda się zaczęła i dzięki której marzenie Igi wyszło na światło dzienne!

 

Było tak jak sobie Igunia wymarzyła. Dziękujemy!

Iga z rodzicami