Moim marzeniem jest:

Viva Espana!

Jakub, 11 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-12-20

Około 17.30 wraz z Czarnym (Kasia się podziębiła i ze względów "bezpieczeństwa" nie przyszła) udaliśmy się do naszego Marzyciela Kuby. Drzwi otworzyła nam Mama, a za chwilę pojawiła się uśmiechnięta dwójka braci: Marzyciel Kuba oraz jego brat Grześ. Po ceremonii powitania (prezentacja itd.) wręczyliśmy chłopakom drobne upominki-lodołamacze. Kuba dostał ostatnią płytę Bartka Wrony, a Grześ niecodzienną piłkę koloru niebieski metalik. Okazało się, że trafiliśmy w 10! (wywiad działa) Uśmiechy od ucha do ucha mówiły same za siebie. Gadu-gadu a marzenia czekają! Kartka , kredki i do roboty!!!

Kuba kręcił się i drapał po głowie, patrzył błagalnie na Mamę ale "twardo" daliśmy mu do zrozumienia, że to mają być Jego własne Marzenia i pomoc Mamy "ograniczyliśmy" do prośby o kolejną kawę. A tak naprawdę to Kuba nie mógł się zdecydować co jest dla niego "ważniejsze":

Spotkanie z Szymonem Majewskim, wizyta na planie filmowym "Naczy wyjazd na plażę do Hiszpanii?

Poszliśmy na... układ. Kuba narysuje marzenia, a potem je ponumeruje... No i padło na... wyjazd do Hiszpanii!

Wyszliśmy z mieszkania, gdzie mieszka WSPANIAŁA RODZINA wiedząc, że najlepsze są: Grześki "popite" Kubusiem i zagryzione Pawełkiem (to akurat wujek chłopaków).

inne

2006-07-23

Kiedy w czerwcu Kuba dowiedział się, że za miesiąc zobaczy Hiszpanię, biegał po domu i krzyczał ze szczęścia. Czasami tylko na chwilę smutniał i martwił się, czy nie zachoruje w tym czasie. Dał się jednak przekonać, że jak naprawdę się czegoś chce , to wszystko można - nawet nie zachorować!

Cała nasza rodzina nie mogła doczekać się wyjazdu. Nadszedł wreszcie ten upragniony dzień. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani, gdy 17.07 ok. godz. 23.00 Grzegorz Hordecki, wolontariusz Fundacji, pojawił się przed naszym domem srebrnym VW Caravelle, pożyczonym specjalnie dla nas przez firmę Volkswagen Polska. Bardzo piękny, wygodny i szybki środek transportu do Warszawy , skąd z lotniska Okęcie z terminalu Etiuda mieliśmy odlecieć do Malagi w Hiszpanii. W podróży towarzyszyła nam przemiła Ewa Kasprzyk z synem Piotrkiem, którzy zaproponowali nam gościnę w apartamencie w Benalmadena Costa, niedaleko Malagi.

Na lotnisku byliśmy bardzo podnieceni, gdyż wszyscy (poza Ewą i Piotrkiem) lecieliśmy pierwszy raz w życiu samolotem. Podróż była spokojna i bardzo nam się podobała. Podziwialiśmy miasta i piękne widoki z lotu ptaka. Na koniec podróży Grzegorz poprosił pilotów linii Norwegian Air o pokazanie chłopcom kabiny sterowania! Niezapomniane przeżycie, choć myśleliśmy, że jest większa...

Na lotnisku w Maladze czekał na nas gospodarz apartamentu, Paweł Rosak. W drodze do Benalmadena opowiadał nam ciekawostki i historię Hiszpanii, pokazywał interesujące miejsca. Paweł opowiada tak ciekawie, że można go słuchać i słuchać. Mieszka tu już długo i doskonale zna zwyczaje i gusta Hiszpanów. Zdradził nam wiele sekretów, których samodzielne odkrywanie zajęło by nam mnóstwo czasu, albo nigdy byśmy tego nie odkryli!

Ok. 11.00 jesteśmy na miejscu. Nasze mieszkanie to kilkukondygnacyjny biały apartamentowiec na zboczach wzgórza. Po prostu cuuuudoooownieeeee!!! Lokum ma 2 sypialne, dwie łazienki, duży salon i kuchnię oraz taras z widokiem na Morze śródziemne i basen. Kuba stwierdził, że tu to dopiero jest życie i z zapałem jakiego dawno nie widzieliśmy, zabrał się do codziennych zabiegów.

A potem było jak w bajce... Poznawaliśmy miejsca, które dotąd widzieliśmy tylko w katalogach: park " La Paloma", akwarium "Sea Life"(widzieliśmy podwodny świat), port jachtowy, plażę nad Morzem śródziemnym(oczywiście kąpaliśmy się w morzu, które jest tak słone, że trzeba po kąpieli spłukać sól, bo zostają białe zacieki), jaskinie w Nerja z największą kolumnę skalną na świecie, Aqualand w Torremolinos (super atrakcja dla dzieci i dorosłych). Jadaliśmy w regionalnych knajpkach przysmaki Hiszpanów polecone nam przez Pawła. Każdy miał swoje ulubione danie: Kuba polędwicę z frytkami, Grześ - calamares (ośmiornica), mama polubiła paelę, a tata- tapas. Do dziś pamiętamy ten smak...

W krótkich przerwach między zwiedzaniem, a jedzeniem, korzystaliśmy z przepięknego basenu, który spełniał nasze wszystkie oczekiwania co do udanych wakacji. Już on sam wystarczyłby, żeby doskonale wypocząć i zapomnieć o troskach, których w naszym życiu nie brakuje. Najwspanialsze jednak było to, że Kuba tak dobrze się czuł w tym klimacie, jakby wcale nie był chory. Miał tyle energii, że w ogóle się nie męczył! Nie widzieliśmy go w takiej kondycji od kilku lat.
Nie sposób opisać wszystkich atrakcji i radości, jaką nam one sprawiły. Jedną z najbardziej zapamiętanych była wyprawa na Gibraltar. Po drodze odwiedziliśmy Selwo (Zoo - Safari). Niesamowite przeżycie! Oglądaliśmy afrykańskie zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Czuliśmy się jak w Afryce, tym bardziej, że tego dnia była najwyższa temperatura w tym roku (jak dotąd ). Trochę martwiliśmy się, jak Kuba zniesie ten upał. Zupełnie niepotrzebnie! Biegał po ogromnym terenie jak rodowity Afrykańczyk. A potem miał jeszcze siły, by zdobywać Gibraltar! Największym przeżyciem było spotkanie z Makakami, małpkami, które są symbolem panowania Korony Brytyjskiej na Gibraltarze. Są tak oswojone, że zupełnie nie boją się ludzi i chętnie zaglądają tam, gdzie inne zwierzęta się nigdy nie odwaą. Wchodzą do samochodu, siadają na kolanach, wyciągają z kieszeni różne rzeczy... A do tego mają takie słodkie minki! Naprawdę, uśmialiśmy się do łez!

Podczas tego wyjazdu Kubę czekała jeszcze jedna niespodzianka: 12- ste urodziny! Było wszystko, co być musi - solenizant, goście, tort i prezenty. Od Fundacji otrzymał pamiątkowy ręcznik z symbolem Andaluzji, bykiem, oraz Dyplom Spełnionego Marzenia, a od gospodarzy, narysowany własnoręcznie przez Panią Ewę, obrazek przedstawiający parę Hiszpanów na koniu. Piękny! Gości było sporo, tort pyszny, prezenty wspaniałe, a solenizant wzruszony. Wieczorem mamie opowiadał, że takich urodzin to jeszcze nie miał... A mama zawsze bardzo się starała!

Niestety, czas płynie nieubłaganie i nasz pobyt w Hiszpanii dobiegał końca. Jesteśmy pewni, że nie byłoby tam nam tak dobrze, gdyby nie ogromna grupa osób (pracowników i wolontariuszy Fundacji Mam Marzenie oraz sponsorów), dzięki której marzenie naszego syna stało się rzeczywistością. Jednak większości z nich nie znamy. Niemniej bardzo im dziękujemy! To dla nas, rodziców, wspaniałe uczucie, gdy spełnia się marzenie naszego chorego dziecka. Kuba tyle się już nacierpiał w życiu, że częściej widzieliśmy w jego oczach łzy niż bezgraniczne szczęście. A dzięki tym osobom zobaczyliśmy je parę razy podczas tego krótkiego pobytu...

Szczególne podziękowania pragniemy skierować do Państwa Ewy Kasprzyk i Pawła Rosaka, którzy nie tylko zaprosili nas do swojego apartamentu, ale poświęcili nam cały tydzień swojego życia, towarzysząc nam w każdej chwili i służąc radą sprawiali, że marzenie Kuby stało się spełnieniem naszych marzeń. Podarowali nam dużo więcej niż mieszkanie i swój czas. Dali nam wspomnienia do końca życia i nadzieję, że nie musi być źle, skoro są tacy ludzie, którzy mogą zrobić coś bezinteresownie dla innych. Dzięki nim byliśmy naprawdę szczęśliwi! Wszyscy, cała rodzina... Z pewnością mogę stwierdzić, że był to najpiękniejszy i najbardziej beztroski tydzień w naszym życiu.

Jest jeszcze ktoś, komu osobno pragniemy podziękować. To wolontariusz Fundacji Mam Marzenie, Grzegorz Hordecki. Był wspaniałym opiekunem podczas całego pobytu. Jego poczucie humoru sprawiało, że było jeszcze radośniej. Dbał o to, by niczego nam nie brakowało i naprawdę tak było. Nigdy nie miał złego nastroju i chętnie zajmował się chłopakami, organizując im różne zabawy, przez co mogliśmy zupełnie oderwać się od codzienności. Dziękujemy Ci, Grzegorz!

I tak przyszedł czas, by pożegnać słoneczną Hiszpanię, w której zostawiliśmy kawał serca. Nie było nam łatwo wyjeżdżać. Mama mogła łezkę uronić (wiadomo - to baba!), ale faceci musieli się dzielnie trzymać. To było trudne. Na szczęście przed nami jeszcze jedna atrakcja - lot samolotem. To trochę złagodziło smutek.

Marzenie Kuby należy już do przeszłości, ale nigdy nie odejdzie w zapomnienie. Kiedy pakowaliśmy swoje rzeczy Kuba powiedział coś bardzo smutnego, ale mądrego zarazem. To było o tym, że skoro marzenia się spełniły, to nic już nas w życiu nie czeka. Na szczęście zaraz dodał, że musi pomyśleć o nowym marzeniu... i znowu jest po co żyć!!!!