Moim marzeniem jest:

Dziennikarz globtrotter

Aaron, 11 lat

Kategoria: być

Oddział: Gorzów Wielkopolski

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2009-04-06

W słoneczny poniedziałek udałyśmy się do Marzyciela, 11-letniego Aarona oraz odkryć co za marzenie kryje się w tym małym serduszku. Jako lodołamacz podarowałyśmy chłopcu telefon komórkowy oraz świetne gry planszowe, bitwy morskie, które pochłonęły nasze wolontariuszki i Aarona na dobrą godzinę. Siedząc na podłodze i kolorując puzzle z 9-letnia Kariną - siostrą naszego Marzyciela, co chwilę tylko podnosiłam głowę, żeby sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku, bo pośród zgiełku okrzyków trudno było ocenić sytuację. Aaron okazał się doskonałym strategiem i wygrał z naszą Anią bitwę, jednak Ania stwierdziła, że jeszcze wszystko przed nią i wojnę wygra na pewno!

Kiedy tylko pierwsze lody zostały przełamane, Aaron zaczął nam opowiadać czym są dla niego marzenia. Wybrał jedną kategorię marzeń, która jest bliska jego sercu: "Chciałbym zobaczyć palmy i lecieć do ciepłych krajów". Ale dla nas to zdecydowanie za mało. I tak od słowa do słowa odkryłyśmy marzenie: "Zostać dziennikarzem kulturalnym w ciepłych krajach". Ot co! Jeszcze chwileczkę porozmawialiśmy z Aaronem i wyruszyłyśmy w drogę powrotną do domu. W samochodzie odbyła się mała burza mózgów, a co z tego wyniknęło przekonacie się z następnej relacji.....

Serdecznie dziękujemy Monice i Sławkowi z Gorzowa Wlkp. za lodołamacze dla Rodzeństwa.



Jeśli chcą państwo pomóc w spełnieniu marzenia Aarona, proszę o kontakt pod numer telefonu:
Gabi 667801115 albo drogą mailową: who_is_she86@o2.pl

inne

2009-09-28

 

21.09.09

Poranna kawa, soczek dla dzieci i ruszamy na poznańską Ławicę gdzie czeka na nas samolot LOT-u. Cel – Grecja! Wyruszamy aż do antycznej krainy bogów, aby spełnić marzenie 11-letniego Aarona. Nasz Marzyciel podekscytowany jest wzbiciem się kilka tysięcy metrów wzwyż i oglądaniem chmur z góry. Wieczorem lądujemy w Thessalonikach. Jeszcze przed snem biegniemy na plażę sprawdzić czy woda mokra i cieplejsza niż w naszym rodzimym Bałtyku. Nie odchodzimy zawiedzeni. Teraz sen i rano ruszamy podziwiać wiszące klasztory w Meteorach.

22.09.09

Entuzjazm rozpiera nas już od 7 rano greckiego czasu, czyli 6, w okrytej jeszcze szarówką, Polsce. Po śniadaniu bierzemy walizki i „ładujemy” się do niebieskiego autokaru, gdzie wita nas uśmiechnięty Spiros słowami „Kalimera”. Już wiemy, że to oznacza „dzień dobry”. Zapamiętamy! Meteory ukazują się nam okryte słońcem, a widok z ich szczytu zapiera nam dech w piersiach. Kilka zdjęć i jedziemy zwiedzać cele mnichów. Pani Basia, nasza rezydentka przypomina nam, że to właśnie tutaj kręcono sceny do Bonda. Męska część naszej wyprawy robi jeszcze kilka ujęć „skał zawieszonych w powietrzu” i jedziemy dalej, odpocząć i ochłonąć po wrażeniach pierwszego dnia.

23.09.09

Dzisiaj starożytne Delfy. Aaron czyta, w historycznym miejscu powstania, Hymn o Miłości, a nam wszystkim pojawiają się motyle w brzuchu i łzy w oczach! Tak sentymentalnie się zrobiło! Nasz mały ministrant dobrze to zna i wie jak intonować, aby dotarła do nas treść! Po chwili ciszy, potrzebnej dla każdego z nas, robimy kilka kroków naprzód. Pośród skał odnajdujemy antyczne gimnazjum i postanawiamy się trochę pobawić. Karina i Aaron są uczniami a ja zostaję mianowana nauczycielką historii. Jednakże sześć wieków przed narodzeniem Chrystusa, gdy powstało owe gimnazjum, niewiele się w tej historii wydarzyło, po krótkiej kartkówce i 5 w dzienniku ruszamy zwiedzać dalej i wymyślać po drodze nową historię starożytnej Grecji.

24.09.09

Po śniadanku wybraliśmy się na spacer po miejscu, w którym odbywały się starożytne Igrzyska Olimpijskie. Karina i Aaron postanowili sprawdzić czy biegi są rzeczywiście takie męczące i niestety okazało się, że tak. Młodsza siostra naszego Marzyciela zwyciężyła ze swoim bratem, jednakże oboje dostali piękne wieńce laurowe za odwagę i siłę włożoną w biegi. Późnym popołudniem, po zjedzeniu musaki, miejscowego specjału, poszliśmy do portu, gdzie czekał już na nas statek. W pełnym blasku promieni słonecznych i przy dźwiękach greckiej muzyki popłynęliśmy w rejs po Kanale Korynckim. Widzieliśmy meduzy a kolor wody wprost zachęcał do skoków ze statku. Dzieci, siedząc na dziobie, miały najlepsze widoki i wszystko widziały o wiele szybciej niż my, a ich okrzyki: „O ja! Patrzcie na to!” umilały rejs wszystkim uczestnikom.

25.09.09

Na początek podziwiamy ciągle jeszcze trwające wykopaliska licząc, że sami coś odkryjemy, ale niestety nic z tego. Odwiedzamy pracownię Fidiasza, a świadomość, że to właśnie w tym miejscu tysiące lat temu powstał, siłą rąk, pomnik Zeusa liczący około 30 metrów wysokości, wywołuje u nas przyjemne mrowienie skóry. Zwiedzamy Muzeum Starożytnej Medycyny i podziwiamy akustykę antycznego teatru. Robi to na nas niesamowite wrażenie. Ależ ci Grecy byli mądrzy! Po zjedzeniu sałatki, żeby nie były brzuszki za ciężkie, wspinamy się na Mykeny. To tutaj toczyła się Wojna Trojańska. - „To o tym miejscu czytałem w Mitologii” – krzyczy nasz Marzyciel, z wypiekami na policzkach.

Po powrocie do hotelu mamy czas wolny, więc ręczniki w dłoń i szybciutko nad Morze Egejskie. Po drodze mijamy grupę wesołych koliberków, myląc je na początku z motylami, jednak Aaron szybko nas wyprowadził z błędu mówiąc, że to ptaki a nie owady! Kilka godzin w słonej wodzie i zmęczeni wracamy do pokojów, bo jutro dzień i noc pełne wrażeń!

26.09.09

Brr! Ateny nie są nam życzliwe. Od rana leje jak z cebra! Mimo niesprzyjającej nam aury zwiedzamy. Po ciepłej herbatce pani Basia zabiera nas na spacer pod bajecznie oświetlonym Akropolem. O godz.22.00 idziemy na wieczór grecki do jednej z tawern. Tancerze pokazują nam ludowe tańce, a kelnerzy częstują nas miejscowymi smakołykami. Zespół wokalny śpiewa dla polskiej publiki „Czarne oczy”. Jesteśmy zachwyceni! Już po północy! Wracamy do hotelu po kilka godzin snu.

27.09.09

Thessaloniki! Wróciliśmy do miejsca startu naszej podróży. Odpoczywamy łapiąc ostatnie promienie słoneczne przy hotelowym basenie. Karinę i Aarona ciężko jest wyciągnąć z wody, udaje nam się to dopiero, gdy przychodzi czas kolacji. Aaron dostał rano od Spirosa sterowany helikopter, który latał po kolacji po wszystkich korytarzach. Pośród hałasu w moim pokoju, usłyszeliśmy pod oknami warkot motoru. Z balkonu ujrzeliśmy naszego Spirosika na lśniącej, czarnej Hondzie. „Aaron come down!” – krzyknął, i już ich nie było! Po przejażdżce po plaży Aaron wyczerpany zasnął, otoczony wianuszkiem wspomnień i przeżyć.

28.09.09

Rano pobiegłyśmy z Karinką na plażę po ostatnie muszelki i pomoczyć nogi w cieplutkim Morzu Egejskim. Walizki w dłoń, ostatni uścisk z panią Basią, buziaki od Spirosika i .... fruuu... polecieliśmy do domu. A tutaj deszcz i chłód. „Wracamy do pani Basi i Spirosa!”- krzyczymy grupowo. Eh... gdyby to było takie proste...Z nosami na kwintę jedziemy do domu, bo przecież dzieci jutro muszą iść do szkoły, ale jeszcze długo będziemy czuć tę radość i emocje ze spełnienia tego słonecznego, mitycznego marzenia.

Dziękuję bardzo serdecznie firmie Rainbowtours za pomoc w zorganizowaniu tak ciekawej i pełnej wrażeń wyprawy śladami historii.

Składam serdeczne podziękowania dla panów Mariusza Bednarczyka i Andrzeja Nowickiego za użyczenie nam aut abyśmy mogli spokojnie i bezpiecznie dotrzeć na lotnisko i z powrotem.

Dziękuję panu Włodzimierzowi Dominiczakowi za bezpieczne dowiezienie nas na lotnisko i tydzień później, do domu.

Na końcu składam najmocniejsze „dziękuję”, jakie tylko potrafię 2 osobom. Pierwsze - pani Basi Lubańskiej, za wspaniale opowiedziane mity, za cierpliwość i za serce, które nam pani okazała. Dziękuję – o równoważnej sile i natężeniu – dla Spirosa Sigiannis. Za uśmiech, który rozjaśniał każdy dzień, za serce, zainteresowanie i poświęcenie.

Kochani! Bez Was to marzenie by się nie spełniło! Dziękuję Wam bardzo, bo gdyby nie Wy, nie byłoby tak wspaniale i radośnie! Dziękuję!