Moim marzeniem jest:

Zagraniczny wyjazd nad ciepłe morze

Ewa, 17 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • 1% od mieszkańców Płocka oraz www.usmiech.pl

pierwsze spotkanie

2009-02-15

Kochać i marzyć...


Praca wolontariusza kojarzy nam się miło za sprawą naszych wspaniałych Marzycieli. I tym razem spotkanie było wyjątkowe, ponieważ wyjątkowa jest nasza kolejna Marzycielka - Ewa.
Ewę poznaliśmy już wcześniej, gdy poprosiliśmy Ją w szpitalu, by narysowała nam swoje marzenia. Wówczas na kartce papieru pojawiła się wyspa, a na niej Ewa i osoby, na których Jej zależy.
Podczas drugiego spotkania w domu Marzycielki, rozmawiałyśmy o marzeniach z każdej kategorii, aż w końcu Ewa podzieliła się tym, co skrywała głęboko w sercu. Marzenie to rzeczywiście potwierdziło rysunek. Największym marzeniem Ewy jest wyjazd za granicę, a dokładnie z bliską osobą nad ciepłe morze i plaża, na której mogłaby odpocząć z dala od obowiązków i szpitala.

Jeśli i Twoim marzeniem było kiedykolwiek pojechać nad ciepłe morze, pomóż nam spełnić marzenie Ewy.

Kontakt:
Anna Opasińska - 515 199 622
anna.opasinska@mammarzenie.org

spełnienie marzenia

2009-08-01

Mimo, że już wróciliśmy do Polski to jeszcze w naszych uszach brzmi hymn grupy animatorów „Alegria” oraz przebój najmłodszych słuchaczy „limbo limbo limbo”. Na południu Włoch przeżyliśmy wspaniałe chwile, które były nie tylko okazją do zwiedzenia nowych miejsc, ale również nawiązania przyjaźni i doświadczenia dobroci napotkanych ludzi.

Nasza Marzycielka Ewa podczas pierwszego spotkania powiedziała, że chciałaby odpocząć od szpitala i wszystkich obowiązków. W końcu spełniło się jej marzenie…

 

Dni spędzone w Montepaone Lido były magiczne za sprawą Ewy, która dawała po sobie poznać, że jest szczęśliwa. Chwile wspólnie przeżywane z Jej mamą, jej ukochanym chłopakiem Darkiem były i dla mnie niesamowitym doświadczeniem.

 

Każdy dzień w Kalabrii był ciekawy mimo ubogiego regionu jakim jest ta część we Włoszech. Jednak ludzie, których poznaliśmy na miejscu sprawili, że marzenie Ewy oraz Jego oprawa mogły stać się rzeczywistością.

 

Szczegóły prawdziwego marzenia, czyli plaża, morze, basen i owoce morza zostały zrealizowane. Hotel położony był tuż nad morzem, dlatego też od razu po śniadaniu udawaliśmy się na przypisane nam przez ratownika Antoniego leżaki. Czas siesty był dla nas koszmarem, ponieważ wszystko wokół hotelu zamierało, włącznie z pływaniem w hotelowym basenie. Jednak w tym czasie chodziliśmy na obiady, podczas których staraliśmy się skosztować prawdziwej włoskiej kuchni, tj. pizzy. Niestety na miejscu dowiedzieliśmy się, że w okolicznych ristorante pizzę podaje się wieczorami. My się jednak nie poddawaliśmy i pizzę zjedliśmy na jednej z wycieczek, by i tak ostatniego wieczoru zasmakować tej polecanej przez naszą rezydentkę.

 

Nie próżnowaliśmy jednak tylko nad wodą. Oprócz zażywania kąpieli słonecznych i testowania nowych potraw (nieznanych nam tak jak język włoskiJ ) postanowiliśmy zwiedzić co nieco. Wybraliśmy się na wycieczkę do urokliwego miejsc nie tylko w Kalabrii (Tropea, Pizzo), ale również na Sycylii, słynnej z historii z mafia w tle. Każde z tych miejsc pozostawiało po sobie niezapomniane wspomnienie na zawsze już kojarzone z konkretnymi przysmakami, jak chociażby Pizzo z lodami Tartufo. Rewelacja!

 

Dni mijały, a ja wraz z Darkiem oraz mamą, działaliśmy wspólnie, by dopełnić radość wymarzonego wyjazdu Ewy. Marzycielka zdradziła mi podczas pierwszego spotkania, że chciałaby by miejsce, do którego pojedziemy było romantyczne.

Wiele osób może dziwić się, że siedemnastolatka marzyła o podobnej rzeczy. Może zarzucać, że dziewczyna jest za młoda, by spędzać wakacje z ukochanym chłopakiem, ale ja chcę odeprzeć podobne zarzuty, gdyż moja historia miłości miała swój początek w tym samym wieku, a dziś mogę cieszyć się szczęśliwym małżeństwem.

Prośbę Ewy potraktowaliśmy poważnie, dlatego od samego początku zaangażowaliśmy do pomocy naszą rezydentkę Justynę. Bez niej nic byśmy nie załatwili, ponieważ dogadanie się z Włochami graniczyło z cudem, gdyż prawie zupełnie nie potrafią mówić po angielsku.

I tak ostatniego wieczora zorganizowaliśmy Ewie kolację w naszej ulubionej knajpce „On the Beach” romantyczną kolację, Włosi przygotowali stolik w iście serduszkowy sposób. Nie zabrakło świec i romantycznej włoskiej muzyki (polska okazała się być dla nich zbyt triste=smutna). Każdy z nas wyszkował się w najlepsze ciuchy jakie miał, by uczcić ostatni dzień, a przynajmniej taki był pretekst, by tylko Ewa się nie domyśliła.

 

Ewa choć na początku spięta, rozluźniła się, gdy kelnerka przyniosła jej przepiękny bukiet kwiatów. Kwiaty pomagał wybierać oczywiście Darek. Ewa była zachwycona. Wtedy też wręczyłam jej prezent pamiątkę, tj. wisiorek do komórki  z jej ukochanym „Hello Kitty”. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, tym bardziej, że za chwilę do stołu podano nam długo wyczekiwaną pizzę. Włoski DJ pozdrowił naszą parę i życzył im wszystkiego dobrego.

 

Jednak to nie był koniec atrakcji, gdyż nasza kochana Justyna rezydentka postarała się, by Ewa rzeczywiście w tym dniu poczuła się wyjątkowa. Oprócz wspaniałego typowo włoskiego prezentu i liściku z życzeniami, Justyna załatwiła nam przejażdżkę do Soverato i Luna Parku.

Gdy wyszliśmy z restauracji czekał już na nas przesympatyczny Marco, jak się okazało narzeczony naszej polskiej recepcjonistki Kariny, która też wiele razy służyła nam pomocą. Zaangażowanie napotkanych ludzi odbierało nam mowę ze wzruszenia.

 

Do wesołego miasteczka wybraliśmy się dzięki Marco we trójkę. Ewa z Darkiem szaleli na samochodzikach. Później Darek, niczym prawdziwy rycerz, ustrzelił Ewie maskotkę Hello Kitty. Był fenomenalny, nie spudłował prawie ani razu! Byłyśmy z  niego dumne. Ostatnią atrakcją był, ku mojemu przerażeniu,  „Flipper”, maszyna, która się kręciła i kręciła. Oj byłam szczęśliwa, że szybko się to skończyłoJ Oczywiście nie muszę dodawać, że stałam się powodem drwin moich podopiecznych. No cóż, ale warto było.

Czuliśmy się bardzo bezpiecznie, ponieważ nie tylko nas przywieziono, ale również odwieziono z Soverato, już nie przez samego Marco, ale również jego ukochaną Karinę, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. Zaproponowali nam dodatkowe zwiedzanie miasta, ale już nie daliśmy rady.

Wróciliśmy do domu spakowaliśmy się, by następnego dnia wrócić do domu.

 

 

Ewuniu nigdy nie przestawaj marzyć!