Moim marzeniem jest:

zimowy wyjazd na Matterhorn

Paweł, 18 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Kraków

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • p. Jerzy Kukucz

pierwsze spotkanie

2009-09-13

Grupa wolontariuszy postanowiła po stanowiła się wybrać do Nowego Sącza.
Cel?
Poznanie marzenie 18 letniego Pawła.
W domu czekał na nas Paweł i jego mama, gdzieś miedzy nogami plątała się
pies. Z rozmowy z mama okazało się ze Paweł mało co przebywa w domu.
Dlaczego?
Paweł prowadzi aktywny tryb życia.
W okresie letnim rower, zimą narty.
Mam nam trochę opowiedziała o licznych kontuzjach Pawła - było ich
trochę.
Na szczęście tego dnia masz Marzyciel był cały i zdrowy.
Rozmowa potoczyła się w kierunku szkoły i jego ulubionego przedmiotu.
 Jego ulubionym przedmiotem jest geografia. Miejsca które by chciał
zobaczyć w przyszłości to: Wielki Mur Chiński, Wielki Kanion Kolorado.
Na podstawie tak niewielu informacji można stwierdzić że Pawła pasją
jest: sport i podróże. Po długiej rozmowie z Pawłem zadaliśmy pytanie o
jego największe marzenie.
Chwila ciszy...
...i usłyszeliśmy ze jego marzeniem jest zimowy wyjazd na Matterhorn.
Cel?
Zimowe szaleństwo na nartach.
Mamy nadzieje że tego rocznej zimy Pawła marzenie zostanie spełnione.

spełnienie marzenia

2010-03-06

 

Moja wyprawa na narty w Alpy właściwie rozpoczęła się już parę miesięcy temu – wtedy u mnie w domu w Nowym Sączu zjawili się wolontariusze Fundacji „Mam marzenie”. Przez ten czas często myślałem o tym „jak będzie”.
No i stało się! 27 lutego (sobota) wylecieliśmy z lotniska Okęcie w Warszawie do Werony, a stamtąd jeszcze 4 godziny autokarem do uroczego miasteczka Saint Vincent w dolinie Aosty w Alpach Zachodnich. Zamieszkaliśmy (piszę zamieszkaliśmy, ponieważ w mojej narciarskiej – alpejskiej przygodzie towarzyszyli mi: mój brat Maciek, Ania jego żona i p. Grzegorz wolontariusz Fundacji) w przytulnym hotelu „Au Soleil”.
Następnego dnia rozpoczęło się nasze narciarskie szaleństwo. Pojechaliśmy do stacji narciarskiej Valtournenche – Cervinia, pogoda była śnieżno – słoneczna. Jeździliśmy od 9:30 do 16:30. Nie czuliśmy zmęczenia, a to był dopiero przedsmak tego co było w dniach następnych.
W drugim dniu pobytu byliśmy w kurorcie włosko – francuskim La Thuile – La Rosiere. Jeździliśmy cudownymi trasami z widokiem na najwyższy szczyt Europy – Mont Blanc (4810m n.p.m.). Pogoda była wspaniała – słonecznie, a powietrze czyste jak kryształ. Istne szaleństwo! Po powrocie czekała na nas smaczna kolacja (zresztą jak każdego dnia).
W trzecim dniu pobytu pojechaliśmy do Valtournanche kurortu położonego obok Breuil – Cervinia skąd wyjechaliśmy uroczą kolejką linową na Plateau Rosa Testa Griga (3480m n.p.m.). Ze szczytu roztaczał się widok na Matterhorn (4478m n.p.m.) i na lodowiec Theodulgletscher. Tam czekały na nas świetnie przygotowane trasy. Zjeżdżaliśmy po stronie szwajcarskiej aż do samego miasteczka Zermatt. Stamtąd wyjechaliśmy koleją linową na najwyżej dostępny narciarsko szczyt Europy – Klein Matterhorn (3.883m n.p.m.). Z tarasu widokowego podziwialiśmy panoramę na okoliczne szczyty, lodowce i doliny – robiliśmy dużo zdjęć. Jeszcze przez kilka godzin jeździliśmy w Szwajcarii, a potem udaliśmy się na stronę włoską. Pełni wrażeń wróciliśmy do hotelu.
Kolejnego dnia (czwartego) pojechaliśmy autostradą do miasteczka Courmayeur leżącego u stóp masywu Mont Blanc. Pogoda tego dnia nie była już tak dobra, co wcale nie oznaczało tego, że nie szaleliśmy dalej na nartach. Było super!
Piątego dnia pobytu pojechaliśmy do Aosty stolicy regionu. Tam kolejką gondolową wyjechaliśmy do kurortu Pila. Pogoda była znacznie lepsza niż dzień wcześniej (widoki super). Trasy narciarskie bardzo dobrze przygotowane, tak że zdrowo pojeździliśmy.
W szóstym dniu białego szaleństwa jeździliśmy w masywie Monte Rosa, który otoczony jest prawie samymi czterotysięcznikami. Pogoda na pożegnanie była jak na zamówienie. Pojeździliśmy ostro. Prawie cały czas czarnymi trasami dla ekspertów.
W ostatni dzień pobytu rano wyjechaliśmy z Saint Vincent do Werony, a z Werony samolotem do Warszawy. Wszystko co dobre szybko się kończy. Bajka się skończyła i trzeba było wrócić do rzeczywistości.
Było wspaniale tak jak sobie wymarzyłem: słońce, góry, narty, cudowne widoki, doskonałe trasy narciarskie i fajna atmosfera. Teraz zostały wspomnienia do których będę stale powracać, które zostaną ze mną na zawsze.
Nie byłoby tych wspomnień gdyby nie sponsorzy, którym za wszystko serdecznie dziękuję. Dzięki też wszystkim wolontariuszom Fundacji, którzy dla mnie przygotowali alpejską przygodę.