Moim marzeniem jest:

Plac zabaw ze zjeżdżalnią

Karolinka, 6 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Białystok

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Sponsor Anonimowy

pierwsze spotkanie

2007-01-20

         W słoneczny, sobotni poranek wybrałyśmy się w podróż w okolice Ostrołęki, do miejscowości Susk Nowy do naszej nowej Marzycielki - Karolinki. Czekało nas trudne zadanie, ustalić o czym marzy 6-letnia dziewczynka, która niestety nie mówi i nie jest w stanie narysować swego marzenia. Karolinka cierpi na mnóstwo chorób, a najgroźniejszą z nich jest dystrofia mięśniowa, tzw. zanik mięśni. Na miejscu powitało nas uśmiechnięte, niezwykle żywe i radosne dziecko, ani odrobinę nieskrępowane obecnością obcych ludzi. Brat Karolinki - 3 lata starszy Mateusz troskliwie pomagał w rozpakowywaniu lodołamacza dla ukochanej siostrzyczki. Dziewczynka z niecierpliwością czekała na niespodziankę, którą kryło wielkie pudło zapakowane w kolorowy papier. Już po chwili jej oczom ukazała się lalka bobas z wanienką i akcesoriami do kąpieli, a jej drobną twarzyczkę rozjaśnił piękny, szczery uśmiech.
         Mama Karolinki przyjęła nas bardzo serdecznie i poczęstowała pysznymi ciasteczkami i herbatką. Opowiadała nam jak wiele trudu i wysiłku wkłada w opiekę nad córką, jak poświęca cały swój wolny czas na jej wychowanie, leczenie i rehabilitację. Ze łzami w oczach powiedziała, że marzy o tym, aby jej córka jak najdłużej chodziła...
         Rozmowa z Karolinką na temat jej marzenia to było nie lada wyzwanie. Pokazywałyśmy jej książeczki z obrazkami licząc na to, że na któryś z nich entuzjastycznie zareaguje i w ten sposób dowiemy się, co ją może najbardziej ucieszyć. Niestety dziewczynka zamiast zabawy z nowymi "ciociami" wolała zabawę ze swoim kotkiem. Z radością wkładała go do wanienki bobasa, co kotkowi w ogóle nie przeszkadzało. Czas mijał, a my nadal nie poznałyśmy jej marzenia... Nie było wyjścia i żeby nie wrócić z niczym zaczęłyśmy dokładnie wypytywać mamę, co sprawiłoby największą frajdę jej córeczce. Okazało się, ze jest coś takiego, a mianowicie... zjeżdżalnia. Karolinka uwielbia wspinać się po drabinkach i zjeżdżać ze zjeżdżalni, kiedyś miała okazję ku temu, i była taka przy tym radosna. Niestety mieszkają na wsi i w pobliżu nie ma placu zabaw. Mając taką zjeżdżalnię mama dziewczynki nie musiałaby zmuszać jej do codziennych ćwiczeń w ramach rehabilitacji, których mała bardzo nie lubi. Karolinka ćwiczyłaby, jednocześnie się bawiąc (wspinając po drabinkach). Pomysł bardzo nam się spodobał, tym bardziej, że po chwili okazało się, że Karolinka żywo zareagowała na pytanie mamy: "Czy miałaby ochotę iść na zjeżdżalnię?!"
        Nasza wyprawa okazała się owocna, cieszyłyśmy się z tego, a w głowach układałyśmy plany o placu zabaw ze zjeżdżalnią, który stanie przed domem Karolinki...
         Drogi, przyszły sponsorze!!! Jeżeli jesteś człowiekiem o Wielkim Sercu i chcesz nam pomóc w spełnieniu tego marzenia, prosimy o kontakt!!!

 

spełnienie marzenia

2007-04-21

       W skrócie relacja brzmiałaby tak:
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła księżniczka Karolinka z bratem i rodzicami. A że postacią jak z bajki była, to nasze serca błyskiem podbiła. Marzenie przy tym zostało spełnione, o czym świadczyło jej lico zadowolone.

        Pełna wersja wyglądałaby zaś tak:
Dzień był pięknie słoneczny, choć spokojnie mógł kandydować do Puchatkowego "Wiatrodnia". Nie martwiło nas to zbyt mocno, ponieważ, jak to mówią - nie można mieć wszystkiego, a my już mieliśmy: przyczepkę wypełnioną marzeniem (w częściach), tort pełen soczystości, dwa worki ślicznego, żółciutkiego piaseczku do piaskownicy i kolorową niespodziankę idealnie pasującą do zawartości worków. Plus oczywiście wspaniałe humory :))). Jak więc sami widzicie nie było powodów do narzekań. Wprost przeciwnie!
        Z każdym kilometrem coraz mocniej czuliśmy, że najlepsze dopiero przed nami. I nie myliliśmy się. Udało nam się WSZYSTKO - łącznie z elementem zaskoczenia, ponieważ podjechaliśmy niepostrzeżenie od strony Łomży, a dzieci oczekiwały na nas stojąc przed oknem pokazującym drogę na Ostrołękę. Tym oto sposobem, mimo zapowiedzi udało się nam zrobić pierwszą niespodziankę. Od tej chwili wszyscy znaleźliśmy się w zaczarowanej krainie Karolinkowego uśmiechu.
       Naprawdę trudno ubrać w słowa radość, którą Karolinka emanowała przez cały czas naszego pobytu. Nasza Marzycielka cieszyła się każdym drobiazgiem! Ledwie zdążyliśmy wyładować wszystkie elementy placu zabaw, Karolinka już siedziała z bratem w zjeżdżalni i wcale nie psuł jej zabawy fakt, że zjeżdżalnia leży jeszcze płasko na trawie. Wystarczyło zmontować piaskownicę, a już cała szczęśliwa siedziała w środku i nie przeszkadzało jej nic - ani prace prowadzone nad nią, ani brak właściwego, żółtego piasku, ani wiatr, którym nam wszystkim dawał się porządnie we znaki.
        Radość tego małego Słoneczka była tak wielka, że aż mama Basia musiała je kilkakrotnie zabierać do domu w trosce o zdrowie. Myślę, że właśnie dzięki temu szczęściu, którego byliśmy świadkami straciliśmy poczucie czasu i uodporniliśmy się na przenikliwe podmuchy wiatru. On wiał i wiał, Marek z tatą Jurkiem skręcali i skręcali, mama Basia kursowała dom-podwórko, brat Mateusz robił za pomocnika mężczyznom i za wspaniałego gospodarza kobietom, a my... wspierałyśmy budowniczych duchowo, chwilami zerkając do planów i czytając kolejny punkt instrukcji :) W międzyczasie piłyśmy przepyszną herbatę jabłkową i poznawałyśmy kolejnych przeuroczych członków rodziny.
        Zachód słońca, który nas zastał kilka godzin później był świadkiem najpiękniejszej chwili tego dnia: prezentacji gotowego dzieła Karolince. No dobrze - nie do końca gotowego, bo nie zdążyliśmy zmontować huśtawki, ale tato Jurek powiedział, że później sam się tym zajmie, W każdym bądź razie najważniejsza budowla stała i czekaliśmy na reakcję jej właścicielki. Tym razem to ona postanowiła zrobić nam niespodziankę i kiedy wszyscy spodziewaliśmy się jej zachwytu nad zjeżdżalnią (strategicznym elementem marzenia) Karolinka zachwyciła się domkiem i wcale się nie spieszyła, żeby go opuścić. Oczywiście z czasem zmieniła zdanie i ku uciesze zebranych dzielnie zjeżdżała i wspinała się po drabince na górę. Widok jej uśmiechniętej buźki i pracujących przy zabawie mięśni był tym, co tygrysy lubią najbardziej :)
        Niestety, słońce, chowające się za horyzont uznało, że dość tego szaleństwa i przy pomocy wiatru zagoniło nas do domu. W domu co prawda zjeżdżalni nie było, ale czekały nas inne atrakcje: rodzinna kolacja, pyszne wypieki gospodyni, tort z dedykacją, kolorowe zabawki do piaskownicy i wręczenie dyplomu.
        Marzenie zostało spełnione, a nas po brzegi wypełniało uskrzydlające poczucie szczęścia :)))
       To były bajkowe odwiedziny, bajkowa rodzina i bajkowy dzień. Kochani! Życie potrafi być bajką! Naprawdę! Wystarczy włożyć w nie trochę serca...

        Serdeczne podziękowania za pomoc w realizacji marzenia:
- Sponsorom, którzy chcieli pozostać anonimowi, jesteście Wspaniali!
- Firmie PPHiU Silvpol z Olecka