Moim marzeniem jest:

Odwiedziny w laboratorium chemicznym

Arek, 11 lat

Kategoria: być

Oddział: Łódź

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2006-11-03




W piątkowy wieczór miałem pierwszy raz spotkać się z marzycielem. Mróz był trzaskający, ale nie chciałem się spóźnić na Dzień Dobry. Przyjechałem więc nieco wcześniej na punkt zborny na Bałutach, na ulicy Hipotecznej, i czekałem na dziewczyny chuchając raz po raz w dłonie. Zaraz pojawiła się Wrona, a potem zbawczo przybyła Dorota, zabierając nas pod swoje skrzydła, czyli do ciepłego samochodu. Niedługo też i to zupełnie bez problemów, odnaleźliśmy blok Arka w gąszczu innych, wyglądających tak samo.

Kiedy zadzwoniliśmy domofonem, odebrał sam marzyciel. Jak później wyznał, czekał na nas. W drzwiach powitał nas Arek razem z Tatą, który okazał się być moim imiennikiem. Za chwilę poznaliśmy też Mamę marzyciela, która uraczyła nas ciasteczkami i ciepłą herbatą (wyjątkowo smakująca po przyjściu z mrozu). Z początku Arek był trochę nieśmiały, ale ?lodołamacz? spełnił swoją funkcję. Książka o układaniu jamników okazała się strzałem w dziesiątkę. Rodzice obiecali chłopakowi jamnika miniaturkę. Niedługo Arek będzie miał swojego pupila. Chwilę później Mama i Tata zostawili nas samych z Arkiem, żebyśmy swobodnie mogli porozmawiać.

Arkadiusz okazał się być młodzieńcem niezwykle rezolutnym i konkretnym (jak się później okazało jest on umysłem wybitnie ścisłym). Z początku Arek stwierdził, że nie chce wypowiadać marzeń zbyt nieprawdopodobnych i chciał się ?wykpić? otrzymaniem laptopa lub kamery cyfrowej. Ale przy użyciu całego naszego czaru uświadomiliśmy mu, że możemy wiele więcej. Zaczęliśmy rozmawiać i wyszło na jaw, że interesuje się chemią, fizyką i astronomią, a jego ulubione programy to: ?Pogromcy mitów? i ?Brainiac?. Arek chciałby też przeprowadzać podobne eksperymenty. Oczywiście najchętniej takie, w których coś wybucha. ;) Chłopak udowodnił też, ma dystans do samego siebie i swojej choroby żartując, że po chemioterapii żadna chemia nie może mu zrobić krzywdy. Uknuliśmy nawet wspólnie hasło, które mogłoby być hasłem przewodnim jego marzenia: ?Z chemią za pan brat!?. A to, dlatego, że marzeniem Arka okazało się być zwiedzenie prawdziwego laboratorium chemicznego z naukowcami białych fartuchach, którzy dokonują swoich ?szalonych? eksperymentów i możliwość porozmawiania z nimi. A jeśli by miało się to okazać niemożliwe, to chociaż chciałby mieć prawdziwą profesjonalną książkę do chemii z wzorami.

Potem porozmawialiśmy jeszcze chwilę z Rodzicami Arka i pożegnaliśmy się, by pojechać do kolejnej marzycielki.Arek

inne

2009-04-15


1 grudnia to dzień, w którym miało spełnić się marzenie Arka - odwiedziny w laboratorium chemicznym.

Kiedy w przeddzień wieczorem zadzwoniłem do Arka aby upewnić się o jego stanie zdrowia Arek powiedział: "Czuję się bardzo dobrze ale tej nocy chyba nie zasnę z emocji". Spał dobrze, lecz już od godz. 08.30 w piątek siedział przy oknie i wypatrywał samochodu Kamili. Kamila przyjechała na umówioną godz. 9.00 i cała rodzina - Arek wraz z rodzicami - wyruszyła do Warszawy, aby spełnić marzenie Arka. Ja niestety nie mogłem jechać z nimi, ponieważ do Warszawy jechałem prosto z Bydgoszczy.

Do SGGW dojechałem wcześniej aby móc oczekiwać "ekipy" Arka na umówionym miejscu spotkania. Według relacji Arka i Kamili, całą podróż przegadali, więc czas jazdy nie dłużył im się wcale. Po powitaniu na terenie SGGW wszyscy byliśmy zaskoczeni ogromem campusu i perfekcyjnym wyglądem wszystkich budynków. Było tak, jakbyśmy przenieśli do przyszłości.



W laboratorium tym, dzięki naprawdę dobremu sercu i zaangażowaniu studentów Kasi i Bartka oraz pani prof. dr hab. Ewie Białeckiej - Florjańczyk rozpoczęły się doświadczenia. Arek mógł sam wlewać, mieszać i podgrzewać różne substancje, których nazw nie sposób było nam zapamiętać, lecz Arek przyswajał je sobie w mig. Ku zaskoczeniu studentów i pani profesor znał również nazwy niektórych urządzeń wykorzystywanych do doświadczeń. Uczestniczył aktywnie w wykonywaniu doświadczeń o bardzo ładnie określanych przez studentów nazwach np. "Miś", "Lustro", "Akwarium", "Obrączka", "Sztuczne ognie" itp. Nie sposób było wszystkich tych nazw zapamiętać - jednak na Arku i na nas wywarły one bardzo duże wrażenie.

Arek bardzo był oczarowany wynikami tych doświadczeń, jednak jak na naukowca przystało musiał wiedzieć dlaczego tak się dzieje. Nasi opiekunowie z właściwym dla Arka zrozumiałym językiem wszystko bardzo przystępnie wyjaśniali. Po zrealizowaniu wszystkich przygotowanych dla Arka doświadczeń czekała w laboratorium obok jeszcze jedna niespodzianka. To co Arek lubi najbardziej - wybuchy. Na podłodze laboratorium rozsypana była pewna substancja ( przy sporządzaniu której Arek wcześniej również uczestniczył ),która po nadepnięciu na nią - strzelała i unosił się bordowy dymek.

Arek był bardzo zaskoczony i szczęśliwy a i w nas podczas tej wspólnej "strzelaniny" obudziło się "dziecko", które chyba w każdym nas gdzieś jeszcze drzemie, a w takiej chwili przejmuje nad nami kontrolę. Lekko ogłuszeni strzelaniną powróciliśmy do laboratorium aby podziękować pani profesor za umożliwienie spełnienia marzenia Arka. Jednak rezolutny Arek poprosiły panią profesor, czy mógłby zobaczyć doświadczenie, o którym czytał wcześniej w książkach o wydzielaniu się gazu z substancji ciekłej. Przesympatyczna pani profesor w mgnieniu oka przygotowała odpowiednią aparaturę i tak dodatkowa prośba Arka również się spełniła.

Na pożegnanie Arek otrzymał wyniki niektórych doświadczeń, okulary ochronne oraz książkę o chemii i skrypt z opisanymi doświadczeniami wraz z dedykacją od pani profesor. Dodatkowo Kasia zadała Arkowi pracę domową: opis doświadczenia i odpowiednie składniki do jego wykonania, oczywiście wszystkie preparaty bezpieczne dla zdrowia. Po wręczeniu pani profesor podziękowań i wspólnym zdjęciu przeszliśmy do następnego budynku - Katedry Biochemii.

Ponieważ wszyscy byliśmy nieco głodni przed następną przygodą udaliśmy się na obiad do bardzo sympatycznego bufetu studenckiego. Wszyscy z ochotą zjedliśmy pyszny obiad ale Arek nie miał czasu jeść bo już po kilku kęsach jedzenia zabrał się za studiowanie skryptu. Najedzeni i z dobrymi humorami udaliśmy się z ciągle towarzyszącymi nam studentami Kasią i Bartkiem do laboratorium. Przywitała nas tam równie sympatyczna pani dr Katarzyna Bartoszewicz.

Przygoda rozpoczęła się od wykonanego samodzielnie przez Arka naniesienia za pomocą automatycznych pipet (notabene Arek już zapowiedział tacie, żeby mu taką kupił) próbek do określenia DNA. I tu również nas wszystkich zaskoczył bo wiedział co to jest DNA! Naniesienie tych próbek wykonał perfekcyjnie za pierwszym razem - Kasia piała z zachwytu, bowiem jej to się niestety w trakcie nauki nie udało tak doskonale zrobić. Ponieważ próbki musiały być poddane obróbce udaliśmy się do laboratorium, w którym wykonywane były również z czynnym udziałem Arka doświadczenia z cukrami.

Pani doktor patrzyła na Arka z zachwytem, kiedy on doskonale wiedział co to jest sacharoza, fruktoza, glukoza itp. Doświadczenia przygotowane specjalnie dla Arka wzbudzały w nim ogromną ciekawość. Powróciliśmy do laboratorium, w którym za pomocą specjalnego urządzenia Arek mógł zobaczyć na ekranie monitora wynik przygotowanych przez niego próbek do identyfikacji DNA. Bez pytania wyjaśnił nam do czego takie doświadczenie można wykorzystywać w praktyce!!! Od pani doktor otrzymał wydruk oglądanego na ekranie kodu DNA.

Po wręczeniu podziękowań i drobnych upominków dla pani doktor oraz studentów Kasi i Bartka zrobiliśmy również pamiątkowe zdjęcie. Kasia i Bartek zaskoczyli Arka niespodzianką - otrzymał od nich czapkę z logo, koszulkę, folder o SGGW i życzenia aby powrócił do nich na SGGW ale już jako student. Tak obdarowany wrażeniami z pobytu i upominkami udał się do samochodu wraz z nami ?wolontariuszami i studentami. Arek po ponad pięciogodzinnej przygodzie w SGGW był już nieco zmęczony więc droga powrotna do Łodzi przebiegła już w spokojnej atmosferze, a tylko Arek wiedział o czym śni podczas krótkiej drzemki.

W sobotę po południu zadzwoniłem do Arka, czy dostał to czego oczekiwał. Arek bez namysłu odpowiedział, że OCZYWIśCIE!!!! Na moje pytanie co czuje odparł krótko, jak na umysł ścisły przystało: "Radość i szczęście".

Życzymy Ci Arku aby te uczucia towarzyszyły Ci każdego dnia.
 

Jeszcze raz dziękujemy
Pani prof. dr hab. Ewie Białeckiej - Florjańczyk
Pani dr Katarzynie Bartoszewicz
oraz studentom Kasi i Bartkowi z SGGW
za tę radość i szczęście,
które wnieśli w życie Arka.