Moim marzeniem jest:

Komputer

Rysio, 13 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2005-05-21

Sądzę, że dzień 21 maja 2005 zapamiętam na zawsze. Był to bowiem mój pierwszy bezpośredni kontakt z którymś z Marzycieli.

Odwiedziliśmy Rysia w domu, w jego maleńkiej rodzinnej miejscowości niedaleko Wrześni. Nasz przyjazd wywołał niemałe poruszenie wśród wszystkich mieszkańców tej wioski, jednak najbardziej entuzjastycznie przyjęły nas oczywiście dzieciaki: nasz Marzyciel wraz z młodszymi siostrami: Malwiną i Moniką.

Rysiu jest trzynastoletnim chłopcem, chorującym na przewlekłą, schyłkową niewydolność nerek. Jest objęty ciągłym programem hemodializ i oczekuje na przeszczep nerki. Mimo ciężkiej choroby jest niezwykle radosny, pogodny i pełen życia.  

Onieśmielenie dzieci błyskawicznie zniknęło, kiedy tylko wręczyliśmy im drobne upominki. Zachwycony nową piłką Rysiu, w celu jej "ochrzczenia", wyzwał wolontariuszy na pojedynek w "dwa ognie". Stoczywszy nierówną walkę dzieciaki pobiegły do domu świętować swoje zwycięstwo, a my łapaliśmy oddech.  

Pod koniec naszej wizyty przyszedł czas na najważniejsze: Rysiu musiał zadeklarować, o czym najbardziej marzy. Okazało się to jednak prostsze, niż myśleliśmy - nasz Marzyciel  bez trudu podjął decyzję i narysował komputer. Jako wolontariusze próbowaliśmy jeszcze przekonać go do głębszego zastanowienia się nad tym wyborem. On jednak nawet nie chciał o tym słyszeć. Niemal natychmiast też przekonał nas do tego, opowiadając o swoich dotychczasowych kontaktach z informatyką. Od razu wiedzieliśmy, że jest w swoim żywiole.

Czas odwiedzin dobiegał końca. Po serdecznym pożegnaniu, odprowadzeni do samochodu przez dzieci wyruszyliśmy w powrotną drogę.  

To niesamowite, że szczęście, ta wyjątkowa radość, którą przeżywały dzieci w czasie naszej wizyty udzieliła się także mnie samej. Aż boję się myśleć, co będzie, jeśli uda nam się spełnić marzenie Rysia.

spełnienie marzenia

2005-07-07

Z naszym drogim Marzycielem zdążyliśmy się zaprzyjaźnić przy okazji różnych imprez czerwcowych (takich jak mecz fundacyjny, czy festyn CSWL), stąd też kolejny telefon z zapowiedzią wizyty u Rysia i jego rodziny nie był ani zaskoczeniem, ani tym bardziej zapowiedzią spełnienia Największego Pragnienia naszego podopiecznego. Wstępnie umówiłam nas pod pretekstem przekazania zdjęć z festynu wojskowego, gdy jednak podjechałyśmy pod dom rodzinny Marzyciela, sąsiedzi sprytnie wypatrzyli ogromne paczki i balony, jakie wypełniały nasze małe autko. Nieustraszone ta małą dekonspiracją, postanowiłyśmy grać swój scenariusz "niespodziankę" i pewnym krokiem (z zawiniątkiem pod pachą) wyszłyśmy na spotkanie Rysia. Mały bohater przywitał nas z właściwą sobie dostojnością i delikatnym uśmiechem, by nieśmiało zabrać się do rozpakowywania naszego prezenciku. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy oczom zgromadzonych wokół Rysia ukazały się gry komputerowe.

Pozostało zadać sobie pytanie: A gdzie komputer?!

Mocno zaintrygowani udaliśmy się gromadnie do samochodu, by poszukać jakiś części niezbędnych do uruchomienia owych gier.

Rysio jako gentleman dzielnie pomagał wolontariuszkom w noszeniu ciężkich paczek. Potem ze stoickim spokojem, iście profesjonalnym ruchem rozcinał misternie opakowane kartony. Złożenie wszystkich części nie obyło się bez konsultacji z Marzycielem, który instruował, którędy poprowadzić i gdzie wpinać kabelki, jak ustawić monitor etc. Następnie wprowadził wszelkie dostępne kody instalujące gry, by na próbę stworzyć rodzinkę SIMSów, która dzięki zgromadzonym wokół, miała najbardziej zróżnicowane cechy w historii genetyki.

Rysio cały czas zachowywał skupienie godne poważnego programisty, a tylko iskierki w jego oczach, które z czasem ustąpiły miejsca zahipnotyzowaniu - wskazywały na wielkie szczęście. Na pożegnanie Janka związała Rysia obietnicą, że będzie wstawał czasem od komputera, by dopuścić doń siostry oraz zakosztować wakacyjnego słonka, a ja po cichu liczę- że po wakacjach uda się dzieciakom otworzyć oprócz gier także słowniki i multimedialny kurs języka angielskiego.

Jeszcze tylko mała sesja ze zwierzętami domowymi do komputerowego archiwum fotograficznego i w drogę!

Rysiu, cieszymy się, że mogliśmy spełnić Twoje marzenie na początku wakacji, liczymy na to, że czas przed nim spędzony na zabawie i nauce, pozwoli Ci choć na chwilę zapomnieć o chorobie i wizytach w szpitalu.

Pozdrawiamy naszą wolontariuszkę Basię, która niestety nie mogła uczestniczyć w spełnieniu tego marzenia, ale jej moc była z nami... Życzymy Rysiowi i Basi dużo zdrowia oraz wielu wspólnych spotkań!