Moim marzeniem jest:

Spędzić czas z końmi

Karolina, 10 lat

Kategoria: spotkać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

0000-00-00

Karolina urodziła się 8 lat temu, choć Jej prawdziwe życie trwa dopiero 5 lat. Życie prawdziwe, trudne, wspaniałe, pełne cierpienia, uniesień, miłości, niemożności... Ta mała dziewczynka żyje w tyglu prawdziwych, pełnokrwistych uczuć. Poznaliśmy Ją i Jej cudownych Rodziców całkiem niedawno. Okazało się, że Mama - Pani Wanda poznała Karolinę 7 lat temu... całkiem przypadkowo. To spotkanie stało się przeznaczeniem dla obu. Karolina, która od początku swojego życia uzależniona jest od maszyn, leżała wtedy na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej szpitala w Gorzowie. Cichutko, w kąciku... Pani Wanda szła do innego pacjenta i ktoś jakby stojąc za nią "z zaświata" podpowiadał jej, aby poszła do tego maleństwa, "ona cię potrzebuje". Trafiła na Karolinę. Potem przychodziła do niej już codziennie. Zaraz po pracy jak na skrzydłach pędziła do Karoliny, niosąc Jej jedzonko, ciuszki i wszystko co dziecku potrzebne, ale przede wszystkim niosąc Jej prawdziwą, matczyną miłość. Bo tak naprawdę, pozostanie słodką, intymną tajemnicą Pani Wandy, jakimi uczuciami kierowała się wtedy. Współczucie? Dobroć? Nieważne co było na początku. Ważne, że efektem tej więzi, która zacieśniała się z dnia na dzień, jest cudowna, ciepła, wspaniała, mądra milość. Najpiękniejsza, jaką matka może dać dziecku. A może w tym przypadku jeszcze piękniejsza?

Przez 2 lata Pani Wanda była przy łózku Karoliny codziennie, do późnego wieczora. To Ona co wieczór, a właściwie co noc, o północy opuszczała szpital. I to Ona wierzyła, wbrew temu, co mówili lekarze, co mówili ludzie, że Karolina może żyć. marzyć i rozwijać się. Aż pewnego dnia postanowiła: "nie, nie pozwolę Ci tu zostać". Zabrała Karolinę do domu. Okazało się, że mąż Pani Wandy nie tylko zaakceptował Jej decyzję, ale i sam pokochał Karolinę. To Tata codziennie, jak tylko przychodzi z pracy zabawia ich Słoneczko czytaniem, śpiewaniem, rozmową, zabawą. Karolina czeka na to, tak więc pierwsze kroki taty po przyjściu z pracy kierowane są zawsze do pokoju Karoliny. To taki podział ról. Tata zajmuje się głównie zabawą, mama dba glównie o zaopatrzenie i zdobywanie funduszy. A potrzeba ich naprawdę wiele! Respirator jest użyczony, jego żywotność zbliża się "szybkimi krokami" do końca. Karolince bardzo potrzebny jest już respirator z większą ilością opcji oddechowych, który pozwoli ćwiczyć oddech prowadząc w kierunku jej własnego oddechu. Nowy respirator kosztuje 80.000 złotych! Łóżko jest darem polsko-niemieckiej fundacji, ludzi dobrego serca. Pulsoksymetr jeszcze działa, ale zepsuty czujnik kosztuje ponad 2.000 zlotych. A jeszcze pieluchy, cewniki, ssak i tysiące potrzebnych rzeczy. Najgorsze to, że Karolinie po ukończeniu siódmego roku życia zmniejszono zasiłek przysługujący dzieciom będącym w rodzinie zastępczej o kwotę 324 zlotych. Dziecku, od maja tego roku, zabrano zasiłek pielęgnacyjny w kwocie 144 złotych, gdyż urzędnicy cofnęli decyzję o jego przyznaniu. "Tak sobie siedzę w tym domowym więzieniu od 5 lat" - śmieje się pani Wanda. Bo rzeczywiście, od tych 5 lat praktycznie nie opuszcza Karoliny. Zrezygnowała z pracy, poświęciła się bez reszty. Ale nie czuję się nieszczęśliwa. Wręcz przeciwnie! Każdy dzień, a już szczególnie każde, nawet najdrobniejsze osiągnięcie Karoliny to źródlo radości i siły. Czasem, kiedy Mama staje tyłem do okna, patrząc na swoją Córeczkę, czuję, że rozstępują się chmury i promień słońca grzeje Jej ramię. Jakby ktoś położył tam dłoń, aby zapewnić o swoim wsparciu. Nawet wtedy, kiedy Mama na chwilkę wyjeżdza z domu, aby załatwić jakąś sprawę, dziwnym zrządzeniem chmury rozpraszają się i wychodzi slońce - ktoś" toruje jej wolną drogę. Aby mogła szybko wrócić... aby czuła, że robi to co trzeba... że ktoś czuwa...

Pani Wanda i Jej Mąż podzielili się z Karoliną wszystkim, co mieli: życiem, miłością, czasem, domem, pieniędzmi. Wszystkiego im starcza, poza... tym ostatnim. Pieniędzy brakuje, choć cała rodzina żyje bardzo skromnie. Możemy oczywiście podziwiać to, co Rodzice zrobili dla Karoliny. Może my sami robimy coś dobrego dla innych. Ale może znajdziemy grosik w naszej kieszeni i wspomożemy Panią Wandę, Jej Męża i Ich Karolcię w ich trudnym zmaganiu się z codziennością.

Podajemy nr superkonta na, który mozna wpłacać pieniądze:
POMOC "DLA KAROLINY"
PKO BP SA I/O GORZÓW 57 1020 1954 0000 7902 0048 1218

Dziękujemy za każdy grosz!

inne

2005-07-25

Karolinka, dziecko wentylowane mechanicznie, jest uczennicą trzeciej klasy Zespołu Szkół Specjalnych. Przez trzy pierwsze lata życia jej domem były tylko szpitalne sale. Karolinka po roku swojego życia znalazła nas a my ją. Pokochaliśmy ją bez granic. W maju 1999 roku Karolinka otrzymała respirator, w związku z czym, mogliśmy zabrać dziecko do naszego domu rodzinnego. Aby dziecku pokazać naturę, na przełomie sierpnia i września 2001 roku, pojechaliśmy z Karolinką na turnus rehabilitacyjny do Gościmia. Tam po raz pierwszy zobaczyła: las, jezioro, ptaki wodne i lądowe, dużo innych dzieci. W Gościmiu, Karolinka miała okazję ujrzeć na własne oczy i dotknąć żywego konia. Na początku był strach, przerażenie a po chwili radość w jej oczach była tak ogromna, że każdego dnia, gdy tylko obudziła się pragnęła, aby zawieźć ją do konika. Po powrocie do domu ciągle myślała o koniku. Bardzo lubiła bajki i opowiadania, w których występowały konie. Marzyliśmy o tym, aby kiedyś mogła znowu ujrzeć żywe konie. Długo nie było ku temu okazji, aż pewnego razu dowiedzieliśmy się o Fundacji, która spełnia marzenia ciężko chorych dzieci. A Karolinka do takich dzieci należy, ponieważ choruje na rdzeniowy zanik mięśni i prawie od urodzenia oddycha za pomocą respiratora.
Nas rodziców nie stać byłoby spełnić marzenie Karolinki, postanowiliśmy prosić Fundację, aby spełniła Karolinki marzenie obcowania z konikami. Długo nie czekaliśmy na odpowiedź. Niebawem mieliśmy w domu wspaniałe odwiedziny wolontariuszy z Fundacji "Mam Marzenie". Pani Alicja, Pani Katarzyna i Pan Darek na "przełamanie lodów" przywieźli Karolince dwa duże, pluszowe koniki, jeden biały drugi czarny. I znowu radość w jej niebieskich oczkach. Karolinka tak zapałała miłością do koników, że każdego dnia musiały i nadal towarzyszą jej w codziennym życiu. Karolinka nie chce spożywać posiłków bez koników na głowie osoby, która ją karmi. O innych zabawkach nie marzy. Ze względu na specyfikę schorzenia Karolinki, nie chcieliśmy jechać w czasie, kiedy jest zimno. Postanowiliśmy pojechać w okresie wakacyjnym, kiedy nie ma szkoły i aby nie trzeba było ubierać jej na "cebulkę". Do wyjazdu musieliśmy się skrupulatnie przygotować, aby zapewnić Karolince maksimum bezpieczeństwa. I w końcu nadszedł radosny, upragniony, dzień wyjazdu. Przygotowań co nie miara, bo trzeba z sobą zabrać prawie pół jej pokoju, respirator, koncentrator tlenu, ssaki itp. Przyjechał po nas przemiły wolontariusz Pan Grzesiu ze swoją małżonką Dorotą, mercedesem firmy "IKEA", aby zawieźć nas do miejsca spełnienia marzenia Karolinki. Obawiałam się, czy z taką ilością sprzętu i nas troje bez kierowcy i pilota, zapakujemy się do auta, ale udało się. Szczęśliwie dojechaliśmy w sobotnie popołudnie do pięknego Pałacu w miejscowości Racot. Tam już na nas czekano, troskliwe powitanie przez Pana Kierownika, mgr inż. Sławomira Klimczaka i Panią recepcjonistkę. Pozwolono nam spokojnie rozpakować się i po krótkiej chwili mieliśmy miłe odwiedziny wolontariuszy Fundacji: Ali, Ani, Tomka oraz podopiecznych Fundacji Rafała i Adasia. Obecność wolontariuszy i darczyńców na powitanie zrobiła na nas duże wrażenie troski i ciepła. Karolinka otrzymała koszulkę oraz baloniki z logo Fundacji. Obecność Rafała zrobiła na nas ogromne wrażenie, widzieliśmy go w telewizji jak z Fundacją był na prywatnej audiencji u Ojca Świętego. Jego wyzdrowienie dodało nam sił do dalszej pracy nad Karolinką. W życiu przecież różne rzeczy zdarzają się. Karolinka została w pięknym apartamencie z tatą, a my wszyscy wyruszyliśmy do parku na poszukiwanie koni. Mieliśmy szczęście ujrzeć konie na wybiegu, na pamiątkę porobiliśmy sobie zdjęcia. Nadszedł czas pożegnania wolontariuszy.

Na spełnienie marzenia Karolinki mieliśmy tylko trzy dni, chcieliśmy ten czas wykorzystać maksymalnie, aby Karolinka mogła przebywać wśród koników jak najdłużej. Jeździliśmy z nią do stajni, oglądaliśmy muflona i sarenki, oglądaliśmy przyrodę otaczającą Pałac. A w Pałacu wprost inny świat, piękne pokoje a przede wszystkim inni ludzie jak nie z tej epoki, bardzo mili, serdeczni i uprzejmi. Poczuliśmy się jak w bajce. Karolinka była "wniebowzięta". Kiedy w niedzielę pojechaliśmy zobaczyć, jak chłopiec jeździ na koniku, Karolinka nie chciała wyjeżdżać z pomieszczenia i zaczęła okazywać swoje niezadowolenie. Postanowiliśmy ją przekonać, że i ona dosiądzie konika. Po krótkim przygotowaniu konika i zapoznaniu się Karolinki z kucykiem o imieniu Lawenda, Karolinka dosiadła kucyka i wyjechała ze stajni na zewnątrz robiąc rundkę. Na początku w jej oczach był lęk, strach, niepewność a po chwili wszystko było już dobrze. Zdarzył się jakiś cud, Karolinka, dziecko żyjące na respiratorze dosiadło kucyka. Radość Karolinki była tak ogromna, że Karolinka nie chciała wracać do swojego apartamentu. Spytałam jej skoro nie chcesz wracać do pokoju, to chyba będziesz spać w stajni, a ona umownymi znakami porozumiewawczymi oznajmiła, że tak. Długo woziliśmy ją po stajni, aby mogła nacieszyć się widokiem koni. Po raz pierwszy mieliśmy okazję usłyszeć w stajni muzykę grającą dla koni.

W trzecim dniu pobytu w Racocie, tj. w poniedziałek byliśmy gośćmi Pana Prezesa dr Romualda Kamińskiego. Pan Prezes interesował się historią choroby Karolinki oraz jak doszło do tego, że Karolinka jest z nami. Następną miłą niespodzianką, jaką przygotowano dla Karolinki była przejażdżka karetą. Karolinka mogła poczuć się jak księżniczka. Pojechaliśmy przez Racot, a potem dróżkami wiodącymi wśród pól i lasów należących do Ośrodka. Karolinka po raz pierwszy w życiu mogła zobaczyć jeźdźca na koniu, pola obsiane zbożami oraz kukurydzą. Na zakończenie pobytu w Racocie w towarzystwie Pani recepcjonistki zapoznaliśmy się w wielkim skrócie z historią pałacu i jego komnatami.

Całemu naszemu pobytowi w Racocie towarzyszyła przemiła,cudowna atmosfera, którą kreował Pan Kierownik mgr inż. Sławomir Klimczak z całym personelem, Paniami Recepcjonistkami: Wiolettą Stachowiak, Natalią Dominiczak, Sylwią Szymanowską i obsługą kuchni. Dzięki uprzejmości Pani instruktor ujeżdżania koni Anny Bielawy, Karolcia mogła dosiąść Lawendy. Pani Wioletka podarowała Karolince na szczęście pięknego, różowego słonia. W poniedziałek, późnym popołudniem, wyruszyliśmy mercedesem firmy "IKEA" w drogę powrotną do domu. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Po drodze zatrzymał nas policjant do kontroli, bo jechaliśmy za szybko, ale po chwili udało się ruszyć w dalszą drogę. W trakcie jazdy byliśmy zmuszeni zatrzymać się, gdyż musieliśmy Karolinkę odessać z rurki tracheostomijnej, gdyż "spadały" jej parametry. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów drogi "dopadła" nas straszna burza z błyskawicami, która towarzyszyła nam do miejsca naszego zamieszkania. Podjechaliśmy pod dom a tu ciąg pieszo- jezdny zastawiony autami i nie można podjechać do klatki schodowej. Musiałam w nocy szukać właścicieli aut, aby odjechali i zrobili nam wolną drogę. Na szczęście podróż dobiegła końca. Karolinka znalazła się w swoim łóżku. Rano po przebudzeniu w ruch poszły pluszowe koniki.