Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2020-06-24
W związku z sytuacją wywołaną przez COVID-19 nasze pierwsze spotkanie z Marzycielką Olą odbyło się przez google meet. Zostałyśmy przywitane przez 16-letnią Olę i jej mamę. Już od rozpoczęcia rozmowy było widać, że Ola jest bardzo towarzyską i radosną dziewczyną.
Na początku naszego spotkania spróbowałyśmy poznać bliżej Olę i jej zainteresowania. Nastolatka rozpoczęła w tym roku naukę w liceum i dowiedziałyśmy się, że bardzo lubi uczyć się języków obcych. Odbyłyśmy długą i ekscytującą dyskusję o różnych językach i Ola nam powiedziała, że w szkole zaczęła uczyć się hiszpańskiego, który przypadł jej do gustu. Dowiedziałyśmy się także, że Ola uwielbia leniwce i bardzo chciałaby zobaczyć schronisko dla tych zwierząt, które znajduje się na Kostaryce. Kiedy opowiadała o swoich zainteresowaniach to widać było jaką radość sprawia jej samo myślenie i rozmawianie o nich.
Zapoznanie się z zainteresowaniami nastolatki było dobrym wstępem, aby zacząć rozmawiać o marzeniach. Wpierw wytłumaczyliśmy Oli jakie mamy kategorie marzeń, co w której się mieści, a następnie zapytałyśmy czy już myślała o czymś co sprawiłoby jej największą radość. Szerzej omówiłyśmy kategorię „zobaczyć”, ponieważ gdy Ola dowiedziała się, że nie może lecieć na Kostarykę podziwiać leniwce (fundacja nie lata poza Europę) stwierdziła, że i tak zawsze marzyła o podróżach do różnych miejsc, więc musi się zastanowić co najbardziej chciałaby zobaczyć w Europie i nam powie przy następnym spotkaniu, a schronisko dla największych śpiochów będzie musiało poczekać. Bardzo się cieszymy, że mogłyśmy poznać Olę i nie możemy się doczekać kolejnego spotkania, podczas którego może poznamy już jej marzenie. Mamy nadzieję, że już niedługo będziemy mogły spotkać się z naszą nową Marzycielką na żywo.
spotkanie - zmiana marzenia
2020-09-01
Drugie spotkanie z Olą odbyło się ponownie przez google meets. Podczas spotkania mogłyśmy znowu porozmawiać z naszą Marzycielką i jej mamą.
Obie opowiedziały nam jak wygląda teraz ich życie podczas pandemii. Jako, że po ostatniej rozmowie z Olą wiedziałyśmy, że głowę ma pełną marzeń szybko zeszłyśmy na ten temat. Okazało się, że nasza nastolatka nas nie zawiodła – od ostatniego naszego spotkania, gdy tylko lepiej się czuła puszczała wodze fantazji i marzyła… Aż uwaga!.. Budząc się każdego ranka to największe marzenie, które możemy spełnić zaczęło się wybijać na pierwszy plan… Aleksandra powiedziała nam nieśmiało, że najbardziej chciałaby zobaczyć zorzę polarną na Islandii. Wtedy zaczęłyśmy oglądać zdjęcia z tej malowniczej wyspy oraz fotografie zórz polarnych. W zmęczonych oczach Marzycielki ukazały się iskierki radości i niedowierzania, że to wszystko jest aż tak piękne. Jednak po chwili rozmowy Ola zaczęła się zastanawiać, w którym regionie Europy chciałaby zobaczyć zorzę, bo jako rozmarzona podróżniczka pojechałaby chętnie i do Norwegii i do Finlandii, a w każdym z tych miejsc jest szansa na zobaczenie tego cudu natury. Nastolatka obiecała nam, że do naszego następnego spotkania zastanowi się, który z północnych regionów naszego kontynentu porywa ją najbardziej. Jako, że nasza rozmowa trwała długo pożegnałyśmy się z Olą i jej mamą, umówiłyśmy wstępnie na kolejne spotkanie – może udałoby się nam wyjść na spacer? I z głowami wypełnionymi obrazem nieba mieniącego się zielenią odeszłyśmy od komputerów.
Mamy nadzieję, że jak najszybciej uda nam się spełnić marzenie Oli i że Marzycielka ujrzy swoją upragnioną zorzę polarną.
Jeśli chcesz pomóc spełnić marzenie Oli skontaktuj się z:
Kamila Śliwowska, e-mail: kamila.sliwowska@mammarzenie.org , tel.: +48 503768834
spełnienie marzenia
2025-02-08
Ola marzyła o wyjeździe na Islandię, aby tam zobaczyć zorzę polarną. Po wszystkich perturbacjach związanych z pandemią oraz chorobą Marzycielki w końcu 8.02 br. spotkałyśmy się z Aleksandrą i jej mamą na lotnisku, aby udać się w podróż marzeń. Czy udało nam się zobaczyć zorzę? Czy marzenie Oli się spełniło? Zachęcam do przeczytania poniższej relacji.
Loty na Islandię z Warszawy odbywają się późnym wieczorem, dlatego na zaśnieżoną wyspę dotarłyśmy w nocy. Na lotnisku czekała już na nas opiekunka naszego wyjazdu Basia. Po przyjeździe do jej domu poplotkowałyśmy jeszcze trochę, ale z racji późnej pory poszłyśmy spać, abyśmy rano w pełni sił mogły udać się na zwiedzanie.
W niedzielę powitała nas iście sztormowa pogoda – padało, wiało i człowiek nie miał ochoty wyściubić nosa na zewnątrz, ale jak na prawdziwych poszukiwaczy przygód przystało nie zważałyśmy na to i ruszyłyśmy na podbój Islandii.
Podziwiałyśmy piękny krajobraz w okolicach stolicy, łapałyśmy wiatr we włosach, podziwiając fale w zatoce, odwiedziłyśmy miejsce, w którym występują ciepłe błota, zwiedziłyśmy Rejkiawik, gdzie w barze Kemuri prowadzonym przez Polaków zjedliśmy pyszne pierogi – polecamy! Byłyśmy też we FlyOver, gdzie podziwiałyśmy Islandię z lotu ptaka o każdej porze roku – niesamowite wrażenie.
Następnego dnia udałyśmy się w głąb wyspy, aby zameldować się w domku wynajętym dla nas przez Panią Magdę. Zobaczyłyśmy wodospad Gullfoss, zatrzymałyśmy się przy gejzerze, wieczorem zaś wypatrywałyśmy zorzy.
Następnego dnia wyruszyłyśmy na podbój czarnej plaży, lodowca i kolejnych wodospadów. Ola była oczarowana pięknem i różnorodnością krajobrazów. Gdy przez sporą część podróży towarzyszyła nam tęcza, zgodnie stwierdziłyśmy, że to znak, że cały wyjazd będzie cudowny i na pewno uda się zobaczyć upragnioną zorzę, niestety tej nocy też jej nie było. Kolejnego dnia udałyśmy się do Parku Narodowego Thingvellir, zobaczyłyśmy kolejne wodospady, udałyśmy się na farmę pomidorów, gdzie zjadłyśmy pyszną zupę pomidorową, ale też skosztowałyśmy pomidorowego sernika i pomidorowych lodów. Po dniu pełnym wrażeń pojechałyśmy na wieczorny spacer do pobliskiego miasteczka. Niestety znów ani wieczorem ani w nocy nie wypatrzyłyśmy zorzy.
Tak nadszedł ostatni dzień – rozmarzone i zachwycone wszystkim co widziałyśmy udałyśmy się w kierunku Rejkiawiku, po drodze odwiedzając wulkan, a następnie sławną Blue Lagoon, gdzie zażyłyśmy kąpieli w ciepłych źródłach. Po powrocie do domu Basi udałyśmy się jeszcze na drobne zakupy i tak nastał ostatni wieczór… samolot za kilka godzin, a zorzy jak nie było tak nie ma… Postanowiłyśmy jeszcze podjechać pod pobliską latarnię morską i gdy wracałyśmy po walizki Ola nagle się odezwała: „Co to jest tam po prawej stronie na niebie?” Obie z Basią spojrzałyśmy we wskazanym kierunku i równo krzyknęłyśmy: „Zorza!” W końcu się pokazała… nieśmiała, jedna, cienka, szarozielonkawa linia. Szybko zatrzymałyśmy samochód i wysiadłyśmy spojrzeć na niebo. Odrobinę pocieszone wróciłyśmy do domu naszej gospodyni i zaczęłyśmy zbierać ostatnie rzeczy. Gdy zeszłam na dół czekać już na dziewczyny pod samochodem moim oczom ukazała się przepiękna zorza, duża, pełna zawijasów i różnych odcieni zieleni. Zaczęłam wołać do nich, żeby zbiegły jak najszybciej i podziwiały wraz ze mną ten cud natury. I tak na sam koniec naszej pięknej podróży Oli marzenie się spełniło. Zobaczyła swoją upragnioną zorzę. Szczęścia i radości nie było końca, a lot powrotny upłynął nam na rozmyślaniu o kolejnych marzeniach.
Poniżej kilka zdań od Oli i jej mamy:
„Marzycielka Ola i jej mama serdecznie dziękują Fundacji Mam Marzenie za zorganizowanie fantastycznej wycieczki na Islandię i spełnienie tym samym marzenia,tj. obejrzenia zorzy polarnej.
Kapryśna Islandia powitała nas silnym wiatrem niemalże zwalającym z nóg, był też deszcz, śnieg, słońce, tęcza tuż przy lodowcu, a główny punkt programu - zorza jakby kpiła sobie z naszych oczekiwań. Mimo błagalnych spojrzeń co wieczór w niebo i conocnego wypatrywania, które dzielnie uskuteczniała towarzysząca nam wolontariuszka Fundacji – Kamila, do ostatniej chwili trwał thriller pt. „A może dzisiaj”.
Siła marzeń jest jednak wielka i w ostatnich godzinach naszego pobytu na Islandii, w drodze na lotnisko dane nam było obejrzenie tego pięknego zjawiska – marzenie spełnione hurrrra.
Zorza oczywiście jest zachwycająca, ale ten kawałek pięknej i surowej Islandii, który udało nam się zobaczyć zrobił na nas równie ogromne wrażenie. Naszym przewodnikiem po Islandii była Basia, która wraz z mężem Markiem gościła nas w swoim domu w Keflaviku. Barbara, kobieta wulkan i zarazem anioł (niech zatem, nie dziwi nikogo, że jej temperament doprowadził do tego, że zamieszkuje obecnie na wulkanicznej wyspie), dbała wraz z Kamilą o nasze dobre samopoczucie, pełne brzuszki, dostateczną ilość warstw ciepłych i nieprzemakalnych ubrań, a także dostarczenie atrakcji takich jak m.in. kąpiel w Blue Lagoon, FlyOver, i wiele, wiele innych.
To był wyjątkowy czas, nie tylko otaczała nas piękna przyroda, ale również poznałyśmy serdecznych, ciepłych i dobrych ludzi.
Jeszcze raz ogromnie dziękujemy Wszystkim wspaniałym ludziom, którzy spełniają niecodzienne marzenia wyjątkowych Marzycieli. Jesteście wielcy. Życzymy Wam dużo dobrej energii potrzebnej do spełniania marzeń.”
Na koniec dziękuję serdecznie wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji tego wspaniałego marzenia: Studentom Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego za zorganizowanie Charytatywnego Balu Połowinkowego oraz Blómahús Mögdu, Fundacji Zabiegani Reykjavik, firmie Wizzair za podarowanie biletów lotniczych, Michałowi Mazurkiewiczowi i niezawodnej Barbarze Rabarbar – bez Was nic by się nie udało!
Oleńko, a Tobie dziękuję za tak wspaniałe marzenie i za to, że mogłam pomóc Ci je spełnić. Bądź zdrowa, spełniaj swoje pozostałe, wielkie marzenia.