Moim marzeniem jest:

Zestaw przeciwdeszczowy

Julia, 4 lata

Kategoria: dostać

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-12-06

6 grudnia późnym popołudniem spotkałyśmy się w holu Szpitala Klinicznego nr 5 w Poznaniu, w którym panował wielki harmider - małych pacjentów odwiedzali z upominkami wolontariusze przebrani za Mikołajów.

Celem naszej wizyty było poznanie 4 letniej Julii, co szczególnie dla mnie było wielkim przeżyciem, bo pierwszy raz odwiedzałam Marzyciela Fundacji. Wyposażone w fundacyjne balony oraz lodołamacz dla naszej Marzycielki udałyśmy się na oddział, na którym leżała. Powitała nas wraz z mamą urocza dziewczynka o oczach jak węgielki i głowie pokrytej ciemnymi lokami.

Kupiona przez nas maskotka - duża zielona żaba - bardzo podobała się Julce, choć dużo większą radość sprawiły jej przyniesione przez nas słodycze, które zresztą zaraz próbowała. Podczas gdy Julia zajadała się czekoladą (był to jej pierwszy posiłek tego dnia), my rozmawiałyśmy z jej mamą, która wyjawiła nam, że marzeniem Julci sprzed choroby były kalosze.

Tego dnia powstało wiele cudownych zdjęć, których niestety nie umieścimy tu razem z relacją, ponieważ w tajemniczych okolicznościach zostały skasowane.

inne

2007-03-21

21 marca, po trzech miesiącach od pierwszego spotkania z naszą marzycielką, udało się nam spełnić jej marzenie. Z pozoru łatwe do spełnienia marzenie, czyli zestaw przeciwdeszczowy, o którym marzyła nasza Julia, okazał się w okresie zimowym towarem deficytowym. Kiedy udało się nam go nabyć, pojawił się nowy problem, a mianowicie panująca grypa, która uniemożliwiła nam spotkanie się z Julką w szpitalu. Nie dałyśmy jednak za wygraną i w końcu mimo złej pogody, w strugach deszczu udałyśmy się do szpitala.

Kiedy pojawiłyśmy się w małej, jednoosobowej sali szpitala z dwoma kartonami wypełnionymi po brzegi prezentami, Julka otworzyła szeroko oczka, a na jej ustach zawitał szeroki uśmiech. Zaczęło się wielkie rozpakowywanie. Na pierwszy ogień poszedł karton ze słodyczami. Zważywszy na zbliżający się okres przedświąteczny nie mogło w nim zabraknąć wszelkich czekoladowych zajączków, króliczków, jajeczek. W grudniu, gdy spotkałyśmy się z Julką po raz pierwszy, byłyśmy "ciociami mikołajkami", teraz przyszła kolej na "ciocie zajączki". Julka przy wypakowywaniu słodyczy jakby zaczęła odzyskiwać siły, sięgała na dno kartonu wyciągając smakołyki.

Pierwszy karton był wstępem do tego, co czekało na nią w drugim, ciągle jeszcze nierozpakowanym pudle. Były tam wymarzone kalosze wraz z pelerynką i parasolem. Jak na małą księżniczkę przystało, zestaw obowiązkowo musiał być różowy, a na parasolce dodatkowo były namalowane księżniczki (jak się później okazało identyczne Julka ma na firankach w domu). Po dokładnym obejrzeniu nowego zestawu Julka została ubrana w nowe buty i pelerynkę, a do rączki dostała rozłożony parasol. Wszystko pasowało jak ulał. Przebrana Julka od czasu do czasu zerkała w okno dając nam znać, abyśmy zabrały ją na deszcz i pozwoliły poskakać w kałużach. Julciu obiecujemy, że jeszcze kilka dni i będziesz mogła wypróbować swój nowy prezent, pod warunkiem oczywiście ze spadnie troszkę deszczu.

Ponad godzina spędzona w malutkim pomieszczeniu, absorbujące zajęcie związane z oglądaniem prezentów, trochę nas zmęczyło. Zrobiło się nam słabo i duszno, zaczęłyśmy się słaniać i mdleć. W sytuacji musiałyśmy pożegnać się z Julką i jej mamą, bo tego dnia cała uwaga powinna być skierowana na Marzycielkę, a nie na omdlewające wolontariuszki.

Bardzo cieszymy się, że spełniłyśmy marzenie kolejnego, małego podopiecznego Fundacji. Nie ma nic piękniejszego od uśmiechu malucha w podziękowaniu za spełnione marzenie.