Moim marzeniem jest:

Zwiedzanie Londynu

Dawid, 15 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-07-14

Do Dawida wybrałyśmy się w piątkowy poranek. Przywitał nas - mnie i dwie Małgosie uśmiechnięty, opalony chłopak. Lodołamacz - nowa nagrywarka DVD - wprawił go od razu w świetny nastrój. A nas razem z Nim. W ogóle nie zaskoczony ilością nowych osób od razu zaczął rozmowę. Jak się okazało, z Dawidem można rozmawiać o wszystkim - o komputerach, płytach, filmach, muzyce, sporcie i podróżach. Na każdy temat ma coś do powiedzenia, na wszystkim się zna. Ma mnóstwo zainteresowań, świetnie się uczy. Uczynny, pomocny. Potrafiący podać rękę w kłopocie i podnieść na duchu w cierpieniu. Uśmiechnięty, łapiący każdą chwilę. Z głową pełną planów i sercem pełnym marzeń.

Wśród nich jest to jedno, szczególne marzenie. Coś, o czym myśli od dawna - podróż do Londynu. Z rodziną, tylko wtedy wyjazd będzie udany, gdy towarzyszyć mu będą najbliżsi. Co stoi na przeszkodzie? Nic! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, już niedługo Dawid wyruszy w wymarzoną podróż!

inne

2009-06-02

Uwielbiamy marzyć. To własnie marzenia daja nam siłę. To one i mysl o ich spełnieniu popychaja nas do przodu, pozwalaja przetrwać każdego dnia. To one pozwalaja nam wierzyć i mieć nadzieję. Nadzieję w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Że jesli się czegos goraco pragnie, to - jak pisał Paulo Coelho - cały wszechswiat sprzyja potajemnie naszemu pragnieniu. Spełnienie marzenia to radosć. To usmiech. To tysiace iskierek w oczach. To swiat pomalowany kolorowymi kredkami. To chwila, dla której warto marzyć i czekać.

Kim jest Dawid? Młodym, niezwykłym chłopakiem. Ciepłym i serdecznym. Wesołym i usmiechniętym. Zawsze gotowym niesć pomoc i wsparcie. Jest ambitny. Ma mnóstwo planów, pomysłów na życie. Ma wiele marzeń. Jedno z nich się własnie spełniło. Reszta też się spełni, jestem o to spokojna.

Dawid o Londynie marzył od dawna. Dlaczego o Londynie? Trudno powiedzieć. Czasem tak jest, że cos nas fascynuje i już. Bez żadnego wytłumaczenia, bez oczywistych argumentów. Nie wszystko da się wyjasnić słowami. Czasem słowa to za mało.

Dawid marzył. Nosił przy sobie talizman - brytyjskiego funta schowanego w małej sakiewce. Dostał go kiedys od dorosłej kobiety, przy której był, gdy potrzebowała otuchy i dobrego słowa. Ten talizman to dowód na to, jak wielkie serce ma ten chłopak. Jak wiele z siebie potrafi dać innym. Mogę być tylko dumna, że to akurat mi dane było Go poznać i dać mu to, czego pragnał - niezapomniane 4 dni w Londynie. W miescie z Jego marzeń i snów.

Czwartek, 20.07.2006 godzina 15:00

Siedzimy na pokładzie samolotu linii LOT. Dawid, Jego brat bliźniak - Patryk, siostra Kasia, rodzice i ja. Dla trójki rodzeństwo to pierwszy w życiu lot samolotem. W powietrzu czuć lekkie zdenerwowanie. Start. Kółka samolotu odbijaja się od ziemi. Chmury. Wokół nas pełni chmur. Warszawa znika gdzies daleko w dole a my zanurzamy się w białym puchu. Dawid z nosem przyklejonym do szyby patrzy na znikajaca Polskę. Już za chwilę, za moment staniemy na brytyjskiej ziemi.

2,5 godziny i ladujemy. W Londynie witaja nas: słońce i . pan Krzysztof i pan Tadeusz z polskiej ambasady. Razem jedziemy do naszego miejsca zakwaterowania. Great Portland. Hostel pełen młodych ludzi z całego swiata. Odbiór kluczy, poszukiwanie pokoi, rozpakowywanie. O 20:00 jestesmy już gotowi do wyjscia. Najpierw kolacja. Potem Regents Park z panem Krzysztofem. Waskie alejki, zielona trawa, fontanny. Mnóstwo ludzi na ławkach, na trawie. Siedzacych, grajacych w piłkę, smiejacych się. Następnie Różany Ogród. Mały wodospad, kolorowe róże i ukryte pod drzewami drewniane ławeczki. Spać. O tym marzymy po podróży.

Piatek, 21.07.2006

Z samego rana wsiadamy do samochodu z panem Tadeuszem. Jedziemy do naszej Ambasady. Krótki spacer po tym pięknym budynku - najważniejsze sale, miejsca. Rozmowa z pania Ambasador o Londynie i życiu w tym ogromnym miescie. Ruszamy na jego podbój!

Na poczatek Albert Memorial - pomnik ku czci księcia Alberta oraz sala koncertowa jego imienia. Krótki spacerek i już jestesmy w Muzeum Historii Naturalnej, gdzie czekaja na nas wypchane zwierzęta, ryczace dinozaury, paskudne pajaki i kolorowe ptaki. Tuż za rogiem Muzeum Ziemi z imitacja trzęsienia ziemi, wiatrem, woda i wszystkim, co nas w Ziemi fascynuje i ciekawi. Chwila odpoczynku i kolejna atrakcja - Muzeum Victorii i Alberta pełne skarbów z różnych epok. Słońce swieci niemiłosiernie. Dłuższy spacer i wyłania się przed nami tłoczna ulica. A na niej najsławniejszy dom handlowy Londynu - legendarny Harrod's powalajacy wygladem, obsługa i cenami. Już za 60 funtów można kupić tu sobie bluzeczkę. Hurra! ;) Mijamy po prawej Hyde Park i dochodzimy do Marble Arch - łuku triumfalnego prowadzacego prosto do Pałacu Buckingham. Przy pałacu odpoczynek przy fontannie. Powrót do domu. Kolacyjka i do łóżek. Rano kolejny dzień.

Sobota, 22.07.2006

O 9 rano jestesmy już na miescie. Kupujemy bilety na piętrowy autobus turystyczny z odkrytym dachem. Jedno nas martwi - cała noc padało. Burza z piorunami. Wielkie krople deszczu spływajace po szybie. Jest jednak ładnie. Autobus wiezie nas pod sama National Gallery. To tutaj można zobaczyć obrazy Van Gogha. Później lody sprzedawane przez Polkę i możemy ruszać w dalsza drogę. Park St. James. Zielony, pełen kwiatów. Posrodku staw a w nim chętnie karmione przez turystów kaczki. Odnoszę wrażenie, że ludzie zajmuja każdy centryment trawy. Siedza na ziemi lub na leżakach. Odpoczywaja. Nie spiesza się. Tutaj czuć, że życie to cos więcej niż ciagła gonitwa za czyms, co nawet trudno nazwać. Chwila relaksu na tarasie i kierujemy się w kierunku budynku Parlamentu i Big Bena. To jest to, na co czekalismy od przyjazdu. Piękny, okazały. Tuż przy nim Westminster Abbey - przesliczne opactwo znane na swiecie jako miejsce spoczynku brytyjskich władców, miejsce slubów i koronacji. Spacer przez most i jestesmy przy Londyn Eye. Wielka "karuzela" zabiera nam 2 godziny. Wielka kolejka. W strugach deszczu. Ale warto, widok wart czekania. Panorama miasta z wysokosci 135 metrów. Niezwykłe. A to jeszcze nie koniec. Szybko posiłek i wskakujemy na prom. Deszczyk pada, ale co z tego? Płyniemy Tamiza w stronę Tower of London. Mrocznej, fascynujacej. Budzacej pewien lęk, ale i ciekawosć. Kojarzacej się z Londynem ciemnym, mglistym i osnutym nutka tajemnicy. Insygnia koronne i kruki. Ubrana jak za dawnych czasów Straż Królewska. Biała wieża i brama zdrajców. A na koniec Tower Brige, niezwykle oryginalny most, jeden z symboli Londynu. Pozbawieni wszelkich sił wsiadamy na dach turystycznego autobusu. Ponad godzinna przejażdżka po miescie - raz jeszcze Hyde Park, główne ulice, Big Ben, Nothing Hill. Powrót do domu. Zasypiamy prawie na stojaco.

Niedziela, 23.07.2006

Rano spotykamy się z Ola - Polka mieszkajaca w Londynie. Razem wybieramy się do British Muzeum. Ogladamy mumie, niezwykłe egipskie zbiory i imponujaca bibliotekę. Mała kawa i ruszamy do Camden - tętniacej życiem, nieprzeciętnie kolorowej i oryginalnej dzielnicy. Pełnej zaskakujacych, wyróżniajacych się ludzi. Różnie wygladajacych, pochodzacych z każdego zakatka swiata. Z każdej strony dobiega inna muzyka i inne zapachy. Tłum. Hałas. Niesamowite miejsce. Potem obiad na Oxford Street. Chwila odpoczynku i ok. 19 wychodzimy z hostelu na miasto. Dzis chcemy zobaczyć jak Londyn wyglada noca. Jest kolorowy i zaskakujacy. Pełen ludzi, swiateł i muzyki. Pełen smiechu i zabawy. Nie jest nudny, oj w pewnoscia nie! Spacer uliczkami, sklepy z zabawkami, fontanny. Chińska dzielnica, oswietlone mosty Tamizy i Big Ben, jeszcze piękniejszy niż za dnia. Dużo wrażeń. Zakupy w sklepie, kolacja w hostelu. To nasza ostatnia noc. Mamy się wyspać. Tyle, że jest 24 a o 7 mamy wstać.

Poniedziałek, 24.07.2006

Zaspałysmy. Tak, ja i Kasia. Już 8 a my spimy w najlepsze. Budzi nas Dawid. Biegiem na sniadanie. Pakowanie i opuszczamy hostel. Przed nami jeszcze 4 godziny - drugie sniadanie i pyszny swieży sok z pomarańczy, kiwi i arbuza w uroczym małym lokalu, w który pracuja. 3 Polki. Czysty przypadek, ale bardzo miły. Spędzamy czas w sympatycznej atmosferze. Dziewczyny zazdroszcza, że już wracamy do domu. A my odczuwamy żal, że musimy już wyjeżdżać. Ostatnie zakupy na Oxford Street. Kupujemy pamiatki i ruszamy pod Ambasadę. Już czekaja na nas panowie Krzysztof i Tadeusz. Wkrótce jestesmy na lotnisku. Trzeba się pożegnać. Nie lubimy pożegnań. Dawid usmiechnięty, ale na Jego twarzy widać żal. Mówi, że Londyn okazał się wspanialszy niż się spodziewał. Chce tu wrócić. Może zamieszkać? Kto wie, ale wróci na pewno. Najszybciej jak się da.

Samolot wzbija się w górę. Rozmarzony Dawid ostatni raz (w czasie tej wizyty!) patrzy na "swoje miasto". Wymarzone, wyczekane. Patrzę na Niego i zastanawiam się, o czym mysli. Pewnie planuje już następna wizytę. Tyle zostało do zwiedzenia, do poznania! Z zamyslenia wyrywa Go głos pilota "Witam państwa na pokładzie samolotu.. lecimy z prędkoscia. planowany czas ladowania. W imieniu swoim i całej załogi pragnę pozdrowić naszego miłego pasażera Dawida. Życzymy Ci spełnienia wszystkich marzeń". Dawid patrzy na mnie zaskoczony. Ja się usmiecham. Do Niego i do własnych mysli. Bo Marzyciel jeszcze nie wie, że będzie ladował z pilotami w ich kabinie. To niezapomniane przeżycie. Dawid wspomina je jeszcze czekajac na bagaże.

Patrzę na Niego i widzę, że warto marzyć. Nie umiem ukryć radosci. Staram się ukryć łzy szczęscia spływajace po policzku. Chyba skutecznie. Jestem szczęsliwa patrzac na Niego. Na Jego usmiech i zadowolenie. Cieszę się, że mogłam być obok, patrzeć, jak spełniaja się sny.

Uczyć się na każdym kroku jak żyć, by przeżyć swoje życie jak najlepiej. Cieszac się każda chwila i marzac. Bo marzenia się spełniaja. Coelho napisał jeszcze: "To możliwosć spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujace". To prawda. Życie jest piękne. A marzenia dodaja mu skrzydeł.

Pani Lucyno, panie Mirku, Kasiu, Dawidzie i Patryku - dziękuję za te wspólnie spędzone beztroskie chwile.