Moim marzeniem jest:

Gokart

Adrian, 9 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Warszawa

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Sponsor Anonimowy

pierwsze spotkanie

2008-07-08

O jakiegoś czasu przygotowywaliśmy się do tego ważnego wyjazdu. W końcu Radom to jednak kawałek drogi od Warszawy, a nasz nowy Marzyciel Adrian mieszka jeszcze kilkanaście kilometrów za Radomiem. Wprawdzie bywa w Warszawie, ale tylko po kilka godzin dziennie, a my stwierdziliśmy, ze w Jego domu będzie nam się milej rozmawiało niż w szpitalnej poczekalni. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Wsiedliśmy wczoraj z Agnieszką popołudniem do samochodu i ruszyliśmy w naszą kolejną pasjonującą podróż. Na tylnym siedzeniu w superanckiej torbie z Batmanem jechał z nami tzw. lodołamacz, czyli prezent - niespodzianka na przełamanie lodów. Podczas wcześniejszej krótkiej rozmowy z Adrianem dowiedziałem się ze interesuje się motoryzacją. W związku z tym w torbie jechał z nami fajowy metalowy model sportowego Chevroleta z 1970 roku. Model metalowy, który trzeba samemu złożyć. Pomyślałem, ze to może być dobry pomysł na przełamanie lodów takie wspólne składanie super wypasionego samochodu. :)
W czasie drogi mieliśmy trochę czasu na rozmyślania. W takich chwilach chyba każdy wolontariusz ma podobne myśli. Jaki będzie nasz nowy Marzyciel? Czy uda nam się złapać z Nim dobry kontakt? Czy dobrze będzie nam się rozmawiało? Czy aby nie będzie czuł się przy Nas nieswojo?
Nasze wszystkie wątpliwości natychmiast się rozwiały, gdy po krótkim błądzeniu udało nam się dotrzeć na miejsce. Tam nasze oczy ze zdziwienia zrobiły się ogromne jak pięciozłotówki. Otóż Adrian zachował się jak prawdziwy gospodarz i sam przygotował poczęstunek na nasz przyjazd. Były i pyszne ciasteczka pięknie ułożone na talerzyku i napoje.
Mama Adriana zrobiła nam jeszcze kawkę. Od samego wejścia na podwórko, gdy Adrian wybiegł nas powitać wiedzieliśmy już, że to będzie wspaniale spędzony czas i ze nasze wszystkie obawy były pochopne. Chłopiec na szczęście zupełnie nie był stremowany naszą obecnością, nie trzeba było przełamywać żadnych lodów bo takowe po prostu nie istniały. Od początku między nami a Adrianem wytworzył się przemiły i naturalny kontakt.
Gdy tylko usiedliśmy przy stole zabraliśmy się z Adrianem i Jego kolegą za składanie modelu. W tym czasie Agnieszka z mamą naszego Marzyciela zaczęły rozmawiać, niestety nie wiem o czym, bo jakże tu słuchać o czym rozmawiają gdy jednocześnie trzeba się skupić i znaleźć gdzie zamontować tą butlę z dopalaczem, a jak zmontować klatkę bezpieczeństwa, który zestaw felg wybrać i jak zmontować hamulce.... Uff, nie było łatwo, ale wspólnymi siłami z Adrianem i Jego Kolegą w końcu nam się udało. Nie wiem jak długo to trwało, ale chyba dość długo bo kawa zupełnie mi wystygła. :)
Po wspólnym podziwianiu gotowego już modelu przyszła kolej na najważniejsze pytanie wieczoru: "Adrian jakie jest Twoje marzenie" Nie musiał się zastanawiać, doskonale przecież wiedział po co przyjechaliśmy. Quad - odpowiedział. Na chwilkę nasze twarze posmutniały, bo statut naszej fundacji ze względów bezpieczeństwa nie zezwala na kupno pojazdów z silnikami spalinowymi. Zaczęliśmy szukać wspólnie wyjścia z tej patowej sytuacji. Na szczęście Adrian stwierdził, że gokart na pedały również będzie wspaniałym prezentem. Nasz marzyciel błyskawicznie odnalazł się w nowej sytuacji i zaraz pobiegł po katalog sklepu wysyłkowego w którym widział gokarta który mu się podobał. Dzięki temu dokładnie na fotografii obaczyliśmy jak ma takie marzenie wyglądać. Po kilkuminutowej dyskusji stanęło na tym, że ma być na terenowych oponach, najchętniej z przyczepką, ale nie musi być dokładnie ten z katalogu. Dostaliśmy pozwolenie na wyszukanie czegoś bardziej odjazdowego, bardziej niezwykłego i wyjątkowego. W końcu nasz marzyciel nie może dostać takiego "po prostu gokarta". Nasz marzyciel musi dostać najbardziej fajowego gokarta jaki tylko gdziekolwiek można zdobyć. Cala nasza rozmowa o motoryzacji i gokartach doprowadziła nas do jeszcze jednego odkrycia. Pod koniec wieczoru wiedzieliśmy już, ze Adrian ma dwa hobby. Jedno to motoryzacja a drugie to rozmawianie. :)
Nawet się nie spostrzegliśmy jak z naszej krótkiej wizyty zrobiła się dość długa wizyta i nastała pora gdy z żalem musieliśmy opuścić dom Adriana, by mógł odpocząć przed następnym dniem w którym znowu czekała go męcząca wizyta w szpitalu w Warszawie.
Jakże inna była nasza droga powrotna od tej do Adriana. Zupełnie inne były nasze tematy rozmów. Zastanawialiśmy się gdzie znaleźć tego najbardziej niezwykłego gokarta. Takiego który spośród tysięcy innych gokartów podobałby się Adrianowi najbardziej. No i skąd wziąć sponsora na to marzenie. Ale z tym na pewno nie będzie problemów. Na tak wspaniały prezent, dla tak cudownego chłopca jak Adrian na pewno błyskawicznie znajdzie się darczyńca. Zatopieni w takich rozmyslaniach na niedługo przed północą zawitaliśmy z powrotem do Warszawy.
W momencie gdy piszę tą relację mamy już przejrzane chyba kilkadziesiąt różnych gokartów, od różnych producentów i z różnych witryn internetowych. Jeszcze tylko nie zdecydowaliśmy który będzie najlepszy, bo wciąż przekopujemy internet w poszukiwaniu tego jedynego... Już niedługo Adrian. Jednego możesz być pewien. Warto marzyć, bez względu jakie to jest marzenie, bo każde, absolutnie każde marzenie może się spełnić. My Ci to gwarantujemy! Daj nam tylko troszkę czasu...

inne

2008-09-26

W ostatni piątek wreszcie po wielu tygodniach oczekiwania udało nam się zrealizować kolejne marzenie. Już od rana chodziłem cały podekscytowany. Czy wszystko pójdzie dobrze? Czy Adrian niczego się nie spodziewa? Czy spodoba mu się gokart? Godziny przed wyjazdem ciągnęły się w nieskończoność. Na niebie ani jednej chmurki, tylko piękny czysty błękit i lekki ciepły wietrzyk. Wymarzony dzień na wręczanie prezentu. Nie mogliśmy jednak wyruszyć za wcześnie bo byliśmy uzależnieni od samochodu dostawczego mojego Taty. Gokart złożony w stanie gotowym do jazdy zajmował tyle miejsca, że nie mieścił się do żadnego samochodu osobowego, a i firma kurierska która nam w takich przypadkach pomaga tym razem sobie nie poradziła. Ją gabaryty prezentu również przerosły. Więc poranek i popołudnie upłynęło nam na oczekiwaniu aż Taty samochód skończy pracę. Udało się to trochę przyśpieszyć i już koło godz. 16 wspólnymi siłami z Tatą pakowaliśmy gokarta na pakę. Jeszcze tylko odkurzenie podarunku, bo czekając na odpowiedni moment przez ostatnie dni trochę się ukurzył i już byliśmy gotowi do drogi.

Na trasie wzbudzaliśmy nie lada zainteresowanie mijających nas kierowców. Co i rusz jakiś zaglądał nam do szoferki co to za duże dzieci tak wielka zabawkę wiozą. A prezent rzeczywiście miał pokaźne rozmiary. Nie dość, że sam gokart był niewiele krótszy od fiata 126p to jeszcze z przyczepką bardzo skuteczne wypełniał całą przestrzeń bagażową naszej w końcu jednak nie małej furgonetki. My tymczasem z uśmiechami na ustach ale i lekką tremą odliczaliśmy kilometry jakie nam zostały do Radomia.

Z rozmowy telefonicznej z mamą Adriana, jeszcze w drodze dowiedzieliśmy się, że wprawdzie Adrian nic o naszej wizycie nie wie, ale parę dni wcześniej się przeziębił i nie może wychodzić z domu. Troszkę nam się zrobiło przykro, ze nie będzie mógł od razu zacząć szaleć po podwórku swoją nową zabawką, ale szybko zaczęliśmy żartować, że będzie dość pociesznym widokiem obserwowanie Adriana próbującego przeciskać się tą zawalidroga w domu pomiędzy stołem a ścianą. Przeziębienie chłopca oznaczało jeszcze jedno wyzwanie dla nas. Trzeba było wnieść gokarta mającego 90 cm szerokości i z 1m50cm długości do domu przez drzwi o szerokości 80 cm. Nie możliwe? A jednak! Dla chcącego nic trudnego. Wprawdzie zajęło nam kilka minut nim znaleźliśmy odpowiednią konfigurację kąta przechyłu gokarta i skręcenia kół, ale w końcu się udało. :)

Jeszcze zanim zaczęliśmy Adrianową zawalidrogę wnosić do domu, on już z wypiekami na policzkach stał w progu i czekał kiedy wreszcie będzie mógł dosiąść swój pierwszy pojazd. Gdy tylko gokart stanął na czterech kołach w przedpokoju chłopiec już siedział na siedzonku i sprawdzał skuteczność hamulców tarczowych swojej nowej zabawki. A także kąt skrętu i działanie przerzutek. Bo trzeba Wam wiedzieć, że gokart jaki podarował Adrianowi jego wspaniały sponsor to nie jest taki sobie zwykły gokart. To jest Ferrari wśród gokartów. Właśnie z tarczowymi hamulcami i przerzutkami, wielką masywną ramą zabezpieczającą młodego rajdowca na wypadek wywrotki, ogromniastymi terenowymi kołami, i przyczepą - wywrotką.

Po kilku minutach zostawiliśmy chłopca samego żeby mógł się nacieszyć prezentem bez całego tłumu ludzi wokół, a sami udaliśmy się do kuchni na kawkę przygotowaną przez Mamę Adriana. Jednak już po chwili zmęczony ale uśmiechnięty chłopiec do nas dołączył. Z rozmowy dowiedzieliśmy się to co sami już niestety zauważyliśmy. Adrian jest w trakcie chemii. A przez to jest cały obolały. Bolą go wszystkie kości, i ogólnie jest osłabiony. A na dodatek jeszcze to przeziębienie. To tłumaczy dlaczego dość krótko bawił się gokartem.

Ale jedno jest pewne. Przeziębienie niedługo minie. Chemii też nie będzie brał cały czas i na pewno już niedługo gdy tylko poczuje się lepiej zacznie harcować po kwiatkowych rabatkach swoim monstrualnym pojazdem :) W końcu teraz ma motywację żeby szybciutko wyzdrowieć. Widzieliśmy to w Jego oczach! :)

Adrian, czekamy na zdjęcia z Twoich szaleństw!