Moim marzeniem jest:

Wyspy Kanaryjskie

Justyna, 15 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Uczestnicy Wielkiej Gali Charytatywnej "Gwiazdy na Gwiazdkę"

pierwsze spotkanie

2007-01-02

Justynka ma 14 lat (13 stycznia kończy 15). Odwiedziliśmy Justynkę 2 stycznia 2007 roku w jej nowym domu. Zapalona choinka, liczne, płonące świeczki, kolorowe ozdoby, klimat wymarzony na rozmowę o... marzeniach.

Justynka czekała już na nas, uprzedzona przez mamę o naszej wizycie. Była tak bardzo przygotowana, ze na pytanie jakie ma marzenia, poszła po zeszyt, w którym miała spisane swoje przemyślenia.

Największym jej marzeniem jest przelot samolotem nad ciepłe i czyste morze, zamieszkanie w pięknym hotelu z widokiem na palmy i odpoczynek w gronie mamy, taty i braci. Zapytana o konkretne miejsce, bez wahania odpowiedziała, ze chciałaby polecieć na Wyspy Kanaryjskie.

Drugim marzeniem jest spotkanie z osobą, która opowie jej o tym jak robić piękne zdjęcia, a trzecim aparat cyfrowy. Przemknęło jeszcze jedno marzenie, nurkować w rafach koralowych, ale przyćmione zostało przez poprzednie.

Justynka opowiadała o swoich marzeniach z wielkim przejęciem, pomieszanym wręcz ze zdenerwowaniem. Była nieco nieśmiała a nieco tajemnicza, dopiero przy rysowaniu swoich marzeń, otworzyła się na dobre. Może nastrój palącej choinki, może te piękne dekoracje a może uśmiechający się do nas mały, kilkumiesięczny braciszek Justynki - Przemek... a może magia marzeń? Coś sprawiło, że nie zauważyliśmy jak wiele czasu upłynęło od naszego przyjścia. Niestety czas było się pożegnać, tym bardziej, że nasza marzycielka był już wyraźnie zmęczona. Mamy jednak nadzieję, że spotkamy się niedługo, by móc przekazać Justynce... życzenia urodzinowe od całej Fundacji Mam Marzenie.

Już dziś krzyczymy głośno: STO LAT JUSTYNKO, W ZDROWIU, SZCZĘŚCIU I RADOŚCI I WSPANIAŁEGO WYPOCZYNKU NA KANARACH!!!!!

inne

2007-01-13

Dziś Justynka kończy lat 15. Chcieliśmy uczcić Jej urodziny w szczególny sposób. Niestety nie udało nam się załatwić wszystkich formalności zwiazanych z wyjazdem, ale rzecz najważniejszą - czyli bilety - już tak!

Uroczysty moment wręczenia poprzedzony został jednak naszym prezentem urodzinowym - zaaranżowanym spotkaniem z profesjonalnym fotografem Szymonem Brodziakiem, który miał Justynce uchylić rąbka tajemnicy odnośnie wykonywania "ładnych i ciekawych zdjęć." Justynki pasją bowiem jest fotografika i sztuka pstrykania fotek.

Szymon - nasz Wielki Przyjaciel (po raz kolejny poświęcił swój czas fundacji) - pokazał Justynce nie tylko rąbek, ale i dużo, dużo więcej! Zaczęli od małej pogawędki, potem przeszli do rozmowy na temat szymonowego portfolio oraz Jego najnowszego dzieła - kalendarza Porsche na rok 2007. A potem przyszła pora na pstrykanie fotek! Justynka była jak w transie i nikomu nie odpuściła modelowania!

I tak oto spotkanie, które miało trwać 3 kwadranse, trwało niemalże 3 godziny. Całe szczęście, że mimo zmęczenia nie zapomnieliśmy wręczyć Justynce 15 pąsowych róż, oraz Jej własnego "Pakietu Marzeń" - czyli przewodników po Wyspach Kanaryjskich, voucherów z biletami lotniczymi oraz całym opisem tego, co czeka Justynkę i Jej rodzinę już za tydzień.

Dla nas najlepszym podsumowaniem tego dnia było jedno westchnienie radosnej Justynki: "Ach, jestem taka szczęśliwa, że nawet mnie ręka nie boli!" Nic dodać, nic ująć.

"Bon voyage", a raczej: "Que tenga un buen viaje, querida Justynka!"

inne

2007-01-27

Wszystko zaczęło się 19 stycznia, tuż po moich urodzinach. Najpierw wyruszyliśmy do Warszawy, by następnego ranka, spokojnie zjawić się na lotnisku. Ranek w stolicy nie był jednak spokojny. Może to zmęczenie, a może wygoda hotelowych łóżek sprawiły, że ustaloną godzinę pobudki - 6:15 - przespałam razem z mamą. Nie mieliśmy do siebie o to pretensji, bo wszyscy wiedzą, że trudno jest zerwać się ze snu w środku nocy. Szybko, szybko, goniliśmy uciekający czas, by na lotnisku "zameldować się" przy odprawie paszportowej i celnej. Bałam się, że będę musiała wyrzucić skarby przypięte do mojego plecaka, mnóstwo agrafek i ozdobników, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

Nasze miejsca na pokładzie pozwalały obserwować skrzydła, na których samolot błyskawicznie wzbił się w powietrze. Byłam podekscytowana i szczęśliwa, że lecę ku moim marzeniom. Po 5 godzinach lotu i 3 tysiącach kilometrów, chcieliśmy już jak najszybciej znaleźć się na świeżym powietrzu. Wreszcie byliśmy u celu - na wyspie Lanzarote. Widoki były piękne. Tata kręcił film, ja robiłam zdjęcia. Wszystko chcieliśmy uwiecznić i zapamiętać. Palmy, domki, wulkany i słońce, czyściutką wodę w kolorze nieba, pływające w niej ryby i przyczajone między kamieniami kraby. Autokar, zawiózł nas do portu, skąd rozpoczeliśmy ostatni etap podróży, 45 minutowy rejs promem na Fuerteventurę, "naszą wyspę". Płynęliśmy. Było naprawdę fajnie, choć nie udało się nam wejść na dziób promu i chęć wykonania zdjęć a la "Titanic", musieliśmy podporządkować względom bezpieczeństwa.

Pierwszy wieczór na naszej wyspie zapamiętam na zawsze, bo byłam taka szczęśliwa, gdy zwróciła moją uwagę Gwiazdka na tle Księżyca. Świeciła chyba specjalnie dla mnie, bo nikt nie umiał jej wypatrzeć. Nikt, mimo wielu prób, nie potrafił dostrzec MOJEJ GWIAZDY, a ja cieszyłam się jej widokiem jak dziecko. Przez cały tydzień wylegiwaliśmy się na leżaczkach przy basenie, a wieczorami chodziliśmy do miasta, lub korzystaliśmy z hotelowych atrakcji. Podczas pokazu gadów zostałam nawet pomocnicą prowadzących i nawiązałam bliższy kontakt z jednym z węży, który oplótł moją szyję... Było suuuuuper.

Zwiedzanie miasteczka (Corralejo) zaczęliśmy od portu rybackiego, który zauroczył nas swoim pięknem. Lazur oceanu w promieniach słońca wydawał się być pokryty milionami białych pereł. Była cudowna pogoda więc postanowiliśmy każdy dzień wykorzystać jak najlepiej, a gdy pojawiła się propozycja nurkowania w oceanie, spełniło się moje kolejne marzenie. Jak było pod wodą? Było niezwykle, niebywale, niesłychanie, nieprawdopodobnie, bajecznie, fantastycznie i ... zupełnie nie do opisania.

Nurkowanie w oceanie, basen z podgrzewaną wodą, plaża nad oceanem, piękne słoneczne niebo, palmy, zupełna beztroska, prześliczne, wymarzone widoki, moi najbliżsi i wszyscy, którzy nas otaczali troską i przyjaźnią sprawiło, że odstawiłam leki przeciwbólowe i nasenne, które brałam od jakiegoś czasu. To chyba był CUD. A jeżeli już mówić o cudach to WSZYSTKO BYŁO CUDOWNE

Nadszedł dzień wyjazdu. Gdybyśmy mogli, to pewnie wszyscy zostalibyśmy w Corralejo. Ocean też nie był zadowolony ani z naszego powrotu, ani z padającego deszczu. Dawał o tym znać wzburzonymi falami, nie bacząc na nasz prom z Fuerteventury na Lanzarotte i na nas na pokładzie. Bardzo bujało i nie wszyscy czuli się komfortowo, dotarliśmy jednak bezpiecznie na lotnisko. Tam pożegnaliśmy naszą super opiekunkę Anetę, która jako rezydentka hotelu umilała nam czas i organizowała program pobytu, pożegnaliśmy przepiękne Wyspy Kanaryjskie, ale nie pożegnaliśmy marzeń. Do tego cudownego miejsca chciałabym na pewno jeszcze kiedyś wrócić. Dziś wiem, że warto marzyć. Dziś wiem, że marzenia się spełniają. Trzeba tylko mieć nieustająca nadzieję.

Dziękuję Fundacji Mam Marzenie i wolontariuszce Ewie, która była świadkiem kanaryjskiego tygodnia.

Natchniona optymizmem Justyna.

P.S.W samolocie mieliśmy duże turbulencje, ale wszystko się dobrze skończyło.